Upadły Anioł rozdział 7



***


Ostrzeżenia: pobicie i przekleństwa



Spokojnie spałem w ramionach starszego, którego zapach mnie usypiał. Jednak ten spokój zakłócił dźwięk mojego telefonu komórkowego. Leniwie wypełznąłem spod ciała Jonghyuna i sięgnąłem po brzęczące urządzenie
- Giń śmieciu! - kolejny raz usłyszałem słowa obrazy i kolejne kopnięcie w żebra. Nie czułem twarzy, ledwo widziałem na oczy. Jedynie co mogłem ujrzeć to rozmazane plamy i wokół pełno krwi. Mojej krwi. Czułem jak kolejne żebro pęka, sprawiając niewyobrażalny ból. Już nie starałem się bronić. Nie miałem siły. Bo ile można się bronić? Dwóch mięśniaków się dobierze w parę, znajdzie kozła ofiarnego - mnie - i da niezłe manto. Niezłe, pff. Od razu śmierć. 

- Słucham

- Key?! - po drugiej stronie usłyszałem nie spokojny głos kolegi z którym pracowałem w klubie.

- Coś się stało?

- Appa!

- Co z nim? Mów jaśniej

- Został strasznie pobity, prawie doszło do morderstwa. Jest w ciężkim stanie. Właśnie karetka wiezie go do szpitala. - zerwałem się gwałtownie, wytrzeszczając oczy w niedowierzaniu.

- W jakim szpitalu? Zaraz tam będę.

     Wiedząc już w jakim szpitalu jest appa, prędkością światła ubrałem się i wyszedłem z mieszkania. W biegu napisałem wiadomość do Jjonga, żeby się nie zamartwiał. Wsiadłem w pierwszy lepszy autobus, który zawiózł mnie pod sam szpital. Biegiem skierowałem się do rejestracji, na całe szczęście uwierzyli w moje kłamstwo, że jestem synem, bo inaczej by mnie nie wpuścili do appy.

- Appa! - wbiegłem do sali.

- Key.. - szeptem wypowiedział moją ksywkę.

- Co ci się stało? Jesteś cały w bandażach - byłem zdenerwowany, ale już bardziej uspokojony widząc uśmiechniętą twarz mężczyzny.

- Takie tam małe starcie, nic takiego, nie przejmuj się.

- Ale jak mam się nie przejmować? Kto ci to zrobił? - chciałem jak najszybciej się dowiedzieć kto wyrządził mu krzywdę.

- Tego ci nie powiem teraz, przyjdzie czas na to - pogłaskał mój policzek i zamknął oczy. Był wyraźnie zmęczony i chciał odpocząć. Podniosłem się i wyszedłem z pomieszczenia. Czułem smutek, przerażenie,  złość,  zdenerwowanie w moim sercu. Cały czas zadawałem sobie pytanie "Kto czyha na jego życie? I dlaczego nie chce mi powiedzieć?". Usiadłem na białym krześle na korytarzu. Poczułem wibracje telefonu w kieszeni. Dzwoni. Jonghyun.

- Tak? 

- Kibum? Gdzie jesteś? - usłyszałem jego głos po drugiej stronie.

- W szpitalu, mój szef miał wypadek i musiałem się zjawić.

- Aa, rozumiem. Będziesz później na obiedzie?

- Mmm, wiesz co nie wiem. Zadzwonię jeszcze, muszę kończyć - nie czekając na jego 
odpowiedź rozłączyłem się. 

     Miło było usłyszeć jego głos, ale nie mogłem wciągnąć się w rozmowę, nie mogłem powiedzieć, że appa został pobity przez kogoś. Od razu zacząłby się martwić o mnie, że mi też się coś stanie. Też nie wiedziałem czy wpadnę do niego ponownie, bałem się, że zacznie wypytywać o to, chociaż sam nie wiedziałem o co chodzi do końca. Naprawdę byłem zaniepokojony tym co się dzieje z appą. Nachodziły mnie myśli czy czasem nie ma do czynienia z gangsterami czy z kimś podobnego rodzaju, bo może nie spłacił długu albo czegoś nie dał co mówił że da, albo...
- Kurwa!!! - przekląłem bardzo głośno, a wręcz wrzasnąłem, co spowodowało niesmak ze strony ludzi, natychmiast zrobiłem przepraszającą minę i spuściłem głowę do dołu.

- Pan Kim Kibum? - uniosłem się do góry spoglądając na osobę w białym fartuchu, ze słuchawkami lekarskimi, które były zawieszone na szyi.

- Tak. O co chodzi?

- Zapewne chce pan wiedzieć, co się stało z pańskim ojcem? - moje źrenice rozszerzyły się z ciekawości, bo fakt chciałbym wiedzieć w jakim stanie jest. - Ma złamaną, prawą nogę, złamane trzy palce w lewej ręce, złamane cztery żebra i zwichnięte biodro, a i lekko pękniętą czaszkę, ale na szczęście nic nie zagraża mu życiu - uśmiechem zaakcentował, odetchnąłem z ulgą, jednak przeraziłem się tym jakie ma obrażenia. Ukłoniłem się w podzięce za informację i na do widzenia. Ruszyłem w stronę wyjścia. 

     Zastanawiałem się czy iść do siebie, wrócić do tych slamsów i siedzieć tam w ciągłym strachu czy pójść do Jonghyuna, gdzie jest schronienie dla mnie w silnych i przepełnione czułością ramiona starszego. Naprawdę nie miałem pojęcia. Niby prosty wybór, a tyle problemu sprawiał. Po kilku minutach stania w jednym miejscu zdecydowałem się pójść do siebie. Coś czułem, że źle podjąłem decyzję, ale jednak ruszyłem do miejsca w którym mogło czekać na mnie niebezpieczeństwo.


***

     Noc, którą spędziłem z Kibum, była cudowna. To w ogóle było coś innego, inne uczucia mi towarzyszyły niż te sprzed miesiąca. Odczucie niesamowicie piękne było. Nigdy nie sądziłem, że z facetem seks będzie o niebo lepszy niż z kobietą. 

- O czym ja myślę?! - krzyknąłem sam na siebie. Złapałem się za głowę, mając mętlik w głowie.

- Jestem gejem? Jestem hetero? Jestem bi? Kurna! Ktoś mi powie? - jednak odpowiedziała mi cisza, głucha i dobijająca cisza. Pomyślałem o wspaniałym Kibumie, żeby odejść od tych aktualnych. Zastanawiałem się czy przyjdzie do mnie czy jednak nie. Trochę bałem się tego, że może mnie już nie lubi, może byłem kiepski w łóżku i to go zniechęciło. 

- Kurwa! Jebać to. Musiało być mu ze mną dobrze skoro jęczał w niebo głosy z rozkoszy. - przywaliłem głową w ścianę. Bo moje myśli były jakieś dziwne, psychiczne, jakbym był bogiem seksu, co prawdą do końca nie było. 

- Muszę wziąć zimny prysznic, bo zaraz eksploduje...- tak jak powiedziałem tak zrobiłem.        

      Stałem tak z trzydzieści minut pod zimnym strumieniem wody. Aż mi gęsia skórka się pojawiła po ostudzeniu mojego wyrzeźbionego ciała. Ciekawy byłem tego co się stało dokładnie szefowi blondyna. Chciałem tego jak najszybciej się dowiedzieć. Owinąłem się ręcznikiem, zostawiając nagi tors i stanąłem przed lustrem. Dokładnie widziałem jak kropelki wody spływały po mojej twarzy, a później dalej w dół i kapały na umywalkę. Przed oczami nadal miałem obraz nagiego Key. Jasna cera, smukłe ciałko i ten koci wyraz twarzy. To zawsze mnie w pewnym sensie pociągało. Nagle do moich uszu dobiegły dźwięki mojej komórki.

- Tak?

- Hej Jonghyun. Dzisiaj nie mogę do ciebie przyjść. Nie gniewaj się - po drugiej stronie usłyszałem Kibuma, ale w pewnym momencie usłyszałem załamanie jego głosu co mnie zaniepokoiło.

- Kibum, wszystko ok? 

- Tak.

- Twój głos mówi co innego niż twoja świadomość. Co jest? - w tym czasie poszedłem do pokoju, żeby się ubrać. Brałem pierwsze lepsze ciuchy, żeby je ubrać.

- Wszystko w porządku, naprawdę - mimo, że mnie uspakajał to dalej czułem strach, że coś sie dzieje.

- Może przyjadę?

- Nie, nie. Muszę się pouczyć, a ty będziesz mnie tylko rozpraszać, bez urazy. 

- N..no dobrze. Uważaj na siebie. - nie usłyszałem odpowiedzi, ale i tak chciałem sprawdzić czy jednak wszystko jest w porządku. 

     Jak najszybciej się ubrałem i wyszedłem z mieszkania. Jak na złość autobus się spóźniał, a ja coraz w większym strachu byłem. Mijały kolejne minuty, a jego nie było. Nie wytrzymałem, postanowiłem pobiec. Kiedy mijałem telekin akurat leciał flesh wiadomości. Była mowa o wypadku samochodowym na ulicy, którą miał jechać autobus. Biegłem coraz szybciej, nie wiedząc dlaczego. Może dlatego, że mój mózg wytwarzał czarne scenariusze, których nie chciałbym znać. Będąc świadkiem morderstwa i samobójstwa i to w dzielnicy młodszego to mnie teraz nie dziwi jak wcześniej. Brakowało mi tchu, a byłem w połowie drogi. Szukałem w czasie taksówki. Na szczęście się znalazła. Kierowca zawiózł mnie koło dzielnicy, bo sam się bał tam wjechać. Opowiadał mi jak kiedyś mieszkał tam i jak się bardzo zmieniło. 

     Niegdyś kwitnąca, piękna dzielnica zamieniona w ponurą, śmierdzącą i nieprzyjazną. Wysiadłem. Ponownie biegłem. Znowu widziałem palące się koksowniki, wybite szyby, zabite dechami okna, walące się śmiecie na ulicy. Znowu ten sam obraz, ale wydawał się bardziej niebezpieczny niż wcześniej. Pora była wieczorna, może dlatego, że ciemniej. Doszły do mnie dźwięki tłukącego się szkła. Serce stanęło. Biegłem sprintem, co rzadko to robiłem. Po prostu bałem się, bałem się o niego, że coś się stanie, że jak wejdę to zobaczę coś co mnie rozerwie na kawałki, polecą łzy. Cholernie się bałem. Nie myliłem się. Zauważyłem kawałki szkła na ziemi, które pochodziły od mieszkania Key. Wbiegłem na górę. To co zobaczyłem, nie tylko sprawiło zatrzymanie mojego serca, ale też wywołało nie powstrzymaną złość i chęć mordu.


***

- W ogóle kto ci pozwolił żyć? Dziwie się, że nadal stawiasz nogi na dzielnicy. Powinieneś już dawno zdechnąć. Ale nie martw się spełnimy twoje marzenie i cię po prostu zabijemy, bo chyba lepiej umrzeć jako śmieć niż żyć jako pedał-śmieć. 

- To i tak traktujemy cię łagodnie. Bo moglibyśmy cię oblać benzyną i podpalić. Powinieneś nas po stopach całować.

- Przestań, pewnie wolałby ruchać - chwycił mnie boleśnie za włosy - i tu se nie poruchasz!
Jeszcze kilka kopów i przestaniesz oddychać - rzucił mnie na ścianę. 

     Nawet nie miałem siły myśleć, ani chociażby wydawał jakiekolwiek jęków z bólu. Jakby wyrwali mi struny głosowe. Oczekiwałem na ich kopnięcia. Jednak zamiast uderzeń, usłyszałem huk. Jeden jęknął z bólu, drugi chyba się szarpał z kimś. Słyszałem bluzgi. I to nie ze strony oprawców, a czyiś znajomy. Bliski mi głos.

- Zabije! - nadal nie mogłem skojarzyć barwy. Jednak czekałem aż ucichnie. - Zajebię was! Co wy kurwa zrobiliście mu?! - huk, złamanie kości, wybita kolejna szyba, jęki. 

     Nie ruszałem się. Zamknąłem oczy. Nagle zdobyłem nadzieję. Nadzieję na to, że komuś jeszcze na mnie zależy. Ucichło. Poczułem ciepły dotyk dłoni. Później przyjemny zapach i ciche szlochanie. Byłem wtulony w tego kogoś. Nie zwróciłem uwagi na ból jaki dotąd czułem.  Dopiero teraz się zorientowałem, że istnieje tylko jedna osoba z zewnątrz, która bez wahania nawet wskoczyłaby za mną w ogień. To był...

- Kibum! Nigdy cię nie zostawię, przysięgam.

Jonghyun......


CDN.

3 komentarze:

  1. *chęć mordu* Jakim prawem ty mi Kibuma krzywdzisz?! Błędy znalazłam (głównie stylistyczne), ale nie chce mi się wypisywać >.<
    Dino rozjebujący oprawców kochanka... piękny widok wyobraźni :3 (ta co kocha bijatyki)

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Key tyle przeżywa... dobrze ze Jong zdążył na czas... jednak przeczucia czasem działają... ehh smutno mi... lece czytać nexty ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko, jak dobrze, że Jonghyun miał takie przeczucia i pobiegł do niego!!! Biedny Key, widać, że nigdy nie było mu łatwo :c Jak dobrze, że ma teraz Jonghyuna, który dba i troszczy się o niego... <3 Cudowny ostatni akapit, jak Key mówi o nadziei i tak dalej... jejku <3
    Trochę błędów miałaś w szyku zadań, ale to tam... :) Ważniejszy jest JongKey ♥

    OdpowiedzUsuń