***
ostrzeżenia: lekka przemoc, scena erotyczna
Żyliśmy w zamknięciu. Ukrywaliśmy się przed światem. Nikt nie wiedział gdzie jesteśmy. Jak żyjemy, kompletnie nic. Nie mogliśmy poinformować najbliższych, bo to by im groziło niebezpieczeństwo. My już je mieliśmy. Nie mieliśmy ze sobą telefonów w razie gdyby udało by im się nas namierzyć. Nawet szef Kibuma nie wiedział gdzie jesteśmy. Zbiegiem czasu nadeszła wiosna. Rozkwitły pąki, zrobiło się przepięknie zielono. Wszędzie było widać kolorowe kwiaty, motyle oraz nieziemsko błękitne niebo.
Seul wiosną jest cudowny. Na żadnej ulicy nie było widać ani krzty szarości. Sklepy, wystawy, budynki były ozdobione walorami wiosny. Tego piękna nie da się opisać jednym słowem. Jednak nasz świat - mój i Kibuma - jest ponury, smutny, rozpaczą, pełen żalu, przepełniony strachem i przesączony bólem. Key każdego dnia opłakiwał śmierć przyjaciela. Miał spuchnięte oczy, był blady na twarzy. Codziennie pustym wzrokiem wpatrywał się w okno. Jedynym pocieszeniem byłem ja. Nie musiał z tym sam walczyć, bo miał mnie. Można powiedzieć, że nasz świat zamienił się w niekończący się koszmar. Każdego dnia baliśmy się tego co mogło się wydarzyć. Ja próbowałem o tym zapomnieć, ale kiedy sobie przypomniałem Japończyka to wszystko wracało.
Z każdą godziną, sekundą mogliśmy spodziewać się ataku. Serce mi ściskało kiedy blondyn nic nie robił tylko gapił się bez celu w okno. Sam ostatnio stwierdził kiedy rozmawialiśmy ze sobą
"- Masz, zrobiłem ci herbatę - położyłem obok niego na szafce kubek z gorącym napojem.
- Moje życie stało się gorsze od piekła - spojrzałem na niego i widziałem jak mu łza spłynęła po poliku"
Wtedy to była ostatnia jego łza. Nigdy więcej nie zobaczyłem ich. To tak jakby się wypłakał i nie miał w sobie już wody, żeby ją wylewać. Siedział tak i nie dawał znaków życia, widziałem tylko jak mu się klatka porusza w górę i w dół. Mogę nawet stwierdzić, że mało rozmawiamy, a mamy tylko siebie. Nie wiem nawet czemu, samo z siebie to wyszło. Źle się z tym czułem, naprawdę. Chcę, żeby uśmiechnął się do mnie, nawet sztucznie, tylko żeby nie siedział tak i "nie żył".
***
Potwornie się czułem. Nie wiedziałem też co mam ze sobą zrobić, kompletnie. Nawet nie myślałem co dalej, co z nami będzie. Tylko wpatrywałem się w okno w którym nic nie było poza niebem, chmurami i przelatującymi ptakami. Nie miałem ochoty wstawać z miejsca, ani się odwracać. Byłem zbyt słaby. Na Jonghyuna nie patrzałem a kochałem go całym sercem. Na nic siły nie miałem. Nie odzywałem się. Zbyt bardzo rozpamiętywałem śmierć Shooty, ale zginął przyjaciel, którego kochałem jak brata. Jedyna osoba, która rozumiała mnie doskonale i wiedział o mnie wszystko, a mało mu mówiłem, domyślał się wszystkiego. Nie mogłem uwierzyć w to, że poświęcił się życiem dla mnie i też w to jakim cudem wiedział gdzie byłem wtedy. Ten strzał sprawił, że moje życie runęło w sekundę, nie mogłem się pozbierać. Mnie już nie było.
- Ej, Kibum - usłyszałem znajomy głos. Ciężko mi było unieść głowę by spojrzeć. Nie byłem wstanie. Nawet mówienie nie było łatwe. Jakbym zapomniał jak się mówi. Kilka razy słyszałem swoje imię, a ton się zwiększał. Po chwili poczułem silny ból na policzku, opadłem tułowiem na podłogę. Nie zareagowałem na to. Pewnie zasłużyłem, bo każdego może doprowadzić do zdenerwowania moje nie gadanie i nie reagowanie na świat.
- KIBUM! - przed sobą ujrzałem twarz chłopaka, który mnie uniósł na nogi, jednak ledwo się trzymałem na kończynach - Ocknij się! - spojrzałem na niego oczami w których nie było iskier, wygasły. Wyglądałem pewnie jak trup.....żywy trup. W jego oczach widziałem rozpacz, ale też złość. Słyszałem jego głos, ale niewyraźnie, echo, wiedziałem jedno, krzyczał. Nie potrafiłem odpowiedzieć. Brakowało mi słów. Moje ciało było ciężkie. Czułem że duch ze mnie ucieka.
- Kibum - poczułem delikatne uciśnięcie mojego ciała. Zrobiło mi się cieplej. Jego silne ręce objęły mnie, a głowę położył na moim ramieniu - Kocham cię i proszę nie umieraj - spojrzałem na niego, obraz zaczął mi się wyostrzać powoli. Mogłem go w końcu normalnie zobaczyć.
- Jeżeli ty umrzesz to ja razem z tobą. Nie mam zamiaru cię opuszczać nawet po śmierci, rozumiesz? - spojrzał na mnie poważnie i stanowczo. Kiwnąłem głową na potwierdzenie.
- Jonghyun...- z braku sił nie mogłem głośno mówić, ledwo wyszeptałem jego imię - Ko-kocham...c-cię. - musnąłem ustami jego wargi. Odwzajemnił i utonęliśmy w namiętnym pocałunku.
Nagle siły do mnie w dziwny sposób wróciły. Chciałem więcej jego. Może tego mi brakowało? Właśnie tej miłości i tego pożądania? Możliwe. Jednak ucieszył mnie fakt, że zapragnąłem go bardzo. Wcześniej pochłaniały mnie myśli śmierci przyjaciela co sprawiło, że zapomniałem i odstawiłem na bok osobę, którą kochałem.
- Ej, Kibum - usłyszałem znajomy głos. Ciężko mi było unieść głowę by spojrzeć. Nie byłem wstanie. Nawet mówienie nie było łatwe. Jakbym zapomniał jak się mówi. Kilka razy słyszałem swoje imię, a ton się zwiększał. Po chwili poczułem silny ból na policzku, opadłem tułowiem na podłogę. Nie zareagowałem na to. Pewnie zasłużyłem, bo każdego może doprowadzić do zdenerwowania moje nie gadanie i nie reagowanie na świat.
- KIBUM! - przed sobą ujrzałem twarz chłopaka, który mnie uniósł na nogi, jednak ledwo się trzymałem na kończynach - Ocknij się! - spojrzałem na niego oczami w których nie było iskier, wygasły. Wyglądałem pewnie jak trup.....żywy trup. W jego oczach widziałem rozpacz, ale też złość. Słyszałem jego głos, ale niewyraźnie, echo, wiedziałem jedno, krzyczał. Nie potrafiłem odpowiedzieć. Brakowało mi słów. Moje ciało było ciężkie. Czułem że duch ze mnie ucieka.
- Kibum - poczułem delikatne uciśnięcie mojego ciała. Zrobiło mi się cieplej. Jego silne ręce objęły mnie, a głowę położył na moim ramieniu - Kocham cię i proszę nie umieraj - spojrzałem na niego, obraz zaczął mi się wyostrzać powoli. Mogłem go w końcu normalnie zobaczyć.
- Jeżeli ty umrzesz to ja razem z tobą. Nie mam zamiaru cię opuszczać nawet po śmierci, rozumiesz? - spojrzał na mnie poważnie i stanowczo. Kiwnąłem głową na potwierdzenie.
- Jonghyun...- z braku sił nie mogłem głośno mówić, ledwo wyszeptałem jego imię - Ko-kocham...c-cię. - musnąłem ustami jego wargi. Odwzajemnił i utonęliśmy w namiętnym pocałunku.
Nagle siły do mnie w dziwny sposób wróciły. Chciałem więcej jego. Może tego mi brakowało? Właśnie tej miłości i tego pożądania? Możliwe. Jednak ucieszył mnie fakt, że zapragnąłem go bardzo. Wcześniej pochłaniały mnie myśli śmierci przyjaciela co sprawiło, że zapomniałem i odstawiłem na bok osobę, którą kochałem.
***
W sercu zrobiło mi się cieplej, gdy spojrzał na mnie, kiedy mnie pocałował. Tęskniłem za nim, tak bardzo, że aż płakałem...w środku była ulewa, ale nie było powodzi co sprawiło, że woda ze mnie nie uleciała. Nie potrafiłem okazać swojej rozpaczy. Jednak to teraz nie jest ważne, ważne jest to, że ożył i chce być kochany przez moją osobę. Muskałem delikatnie ustami jego delikatną skórę zaczynając od szyi. Namiętnie okładałem jego ciało pocałunkami. Kiedy odchylił głowę na lewą stronę wtedy ugryzłem go w płatek ucha. Jęknął cichutko. Napierałem na jego ciało, które w rezultacie opadło na łóżko. Błądziłem palcami po jasnej skórze blondyna. Wywijał się pod każdym moim dotykiem. Pieściłem jego ciało powoli. Nie spieszyłem się, chciałem żebyśmy się sobą nacieszyli, nie wiedzieliśmy kiedy nastąpi coś złego.
- J-Jonghyun...- wydukał blondyn - Chcę cię szybko poczuć.
- Dobrze - uśmiechnąłem się. Obróciłem jego ciało tyłem do siebie. Powoli wchodziłem w niego. Czułem jak jego ciało całe drży. Dawno tego nie robiliśmy. Nie mieliśmy jak. Mimo, że ja byłem w pełni sprawny, ale przecież nie mogłem Kibuma zmusić, to byłoby nie fair i pokazałbym jaki ze mnie frajer. Na szczęście taki nie jestem, uszanowałem. Teraz nie chcę jednak rozpamiętywać tylko dać z siebie wszystko żeby był zadowolony i uśmiechnięty.
Raz za razem fala dreszczy przeszywała moje ciało, a razem z nią ból, który mnie rozwalał na pół. Jednak to nie było ważne, ważny był On. Tylko On. Nikt więcej. Nie przejmowałem się otoczeniem, tym w jakiej sytuacji jesteśmy. Pragnąłem teraz żyć chwilą, bo później może być za późno.
Dałem się porwać rozkoszy, żeby robiła ze mną co chciała. Nie powstrzymywałem się od jęków. Co chwilę wymawiałem jego imię. Mój oddech był nierówny, przerywany. Momentami myślałem, że umrę. Zaśmiałem się w duchu na tą myśl. To było coś dla mnie wyjątkowego, coś czego nie mogę potraktować jak zawsze to robiłem. Może to jest ostatnie nasze bliskie spotkanie? Może jutro nadejdzie dzień w którym stanie się coś złego?
- Jonghyun, p-proszę kochaj mnie - pchnął wtedy mocniej.
Łzy uleciały po moich bladych policzkach. Nie z bólu, ale ze szczęścia. Jego ruchy były mocne i szybkie. Nasze ciała po czasie były idealnie synchronizowane jakby w pokoju grała dodatkowo muzyka - ostra i szybka. Brunet wiedział jak zrobić żeby celnie trafić w punkt "G". Ile razy by nie uderzył i tak jęczałem głośno. Czułem jego ciężki oddech na plecach, jak dyszał, a jego spocone ABS dotykało moich drobnych pleców. Po chwili zwolnił i wyszedł ze mnie. Objął mnie w pasie i podniósł do pionu. Wciągnął mnie w namiętny pocałunek. Nasze języki walczyły ze sobą, jednakże to Jong wygrał walkę.
Nie odrywając się od siebie podrzucił mnie tak, że moje nogi objęły go wokół bioder. Brakowało mi tchu, ale nie miałem zamiaru zaprzestać pocałunku, zbyt bardzo go pragnąłem. Bałem się, że zaraz zniknie, mimo że tak by nie było. Delikatnie znów wszedł we mnie. Pod wpływem przyjemności oderwałem się, a głową zarzuciłem do tyłu. Moje paznokcie wbijały się w jego ramiona, pozostawiając wcześniej mocno czerwone kreski. Ruchy były mocne, pewne. Moje ciało było przepełnione ekstazą. Znowu przerwał i położył mnie na łóżku. Przejechał ręką po moim boku czule całując moją bladą skórę. Zostawił mokry ślad prowadzący od pępka do szyi. Spoczął na pocałunku. Znowu namiętnie. Kochałem jak mnie całował, zawsze z pełnią miłości i czułości. Poruszał się we mnie nadal przy czym swoją dłonią pocierał moją męskość. Czułem, że zaraz dojdę. W moim podbrzuszu kumulowało się te uczucie. No i poszło. Pierwszy byłem ja, potem Jonghyun. Wyszedł ze mnie i opadł topornie obok mojej osoby. Głośno dyszeliśmy. Spojrzałem w jego stronę, był ciągle uśmiechnięty.
Zwrócił się do mnie i obrócił się na bok. Delikatnie głaskał mój policzek, szczerząc się jak głupi.
- Czego się tak uśmiechasz? - zapytałem
- Cieszę się, że w końcu jesteś sobą i się uśmiechasz - rzeczywiście, uśmiechałem się delikatnie. Miałem powód do tego. Miałem przy sobie kogoś, kogo kochałem nad życie.
- Kibum - zwrócił się cichym tonem głosu
- Hm?
- Ja, Kim Jonghyun, co kol wiek się stanie ja pójdę za tobą, nie zostawię cię, nie opuszczę cię przy chorobie , a nawet po śmierci. Przysięgam. - zdanie przypieczętował delikatnym całusem. Brzmiało to jakby przysięga małżeńska.
- Ja, Kim Kibum....pójdę za tobą wszędzie, nawet w ogień. Nie opuszczę cię na wieki. Przysięgam - i skończyło się na bardziej czułym pocałunku, po chwili zasnął sam. Po mojej głowie chodziły dziwne myśli.
Miałem złe przeczucia.
- J-Jonghyun...- wydukał blondyn - Chcę cię szybko poczuć.
- Dobrze - uśmiechnąłem się. Obróciłem jego ciało tyłem do siebie. Powoli wchodziłem w niego. Czułem jak jego ciało całe drży. Dawno tego nie robiliśmy. Nie mieliśmy jak. Mimo, że ja byłem w pełni sprawny, ale przecież nie mogłem Kibuma zmusić, to byłoby nie fair i pokazałbym jaki ze mnie frajer. Na szczęście taki nie jestem, uszanowałem. Teraz nie chcę jednak rozpamiętywać tylko dać z siebie wszystko żeby był zadowolony i uśmiechnięty.
***
Raz za razem fala dreszczy przeszywała moje ciało, a razem z nią ból, który mnie rozwalał na pół. Jednak to nie było ważne, ważny był On. Tylko On. Nikt więcej. Nie przejmowałem się otoczeniem, tym w jakiej sytuacji jesteśmy. Pragnąłem teraz żyć chwilą, bo później może być za późno.
Dałem się porwać rozkoszy, żeby robiła ze mną co chciała. Nie powstrzymywałem się od jęków. Co chwilę wymawiałem jego imię. Mój oddech był nierówny, przerywany. Momentami myślałem, że umrę. Zaśmiałem się w duchu na tą myśl. To było coś dla mnie wyjątkowego, coś czego nie mogę potraktować jak zawsze to robiłem. Może to jest ostatnie nasze bliskie spotkanie? Może jutro nadejdzie dzień w którym stanie się coś złego?
- Jonghyun, p-proszę kochaj mnie - pchnął wtedy mocniej.
Łzy uleciały po moich bladych policzkach. Nie z bólu, ale ze szczęścia. Jego ruchy były mocne i szybkie. Nasze ciała po czasie były idealnie synchronizowane jakby w pokoju grała dodatkowo muzyka - ostra i szybka. Brunet wiedział jak zrobić żeby celnie trafić w punkt "G". Ile razy by nie uderzył i tak jęczałem głośno. Czułem jego ciężki oddech na plecach, jak dyszał, a jego spocone ABS dotykało moich drobnych pleców. Po chwili zwolnił i wyszedł ze mnie. Objął mnie w pasie i podniósł do pionu. Wciągnął mnie w namiętny pocałunek. Nasze języki walczyły ze sobą, jednakże to Jong wygrał walkę.
Nie odrywając się od siebie podrzucił mnie tak, że moje nogi objęły go wokół bioder. Brakowało mi tchu, ale nie miałem zamiaru zaprzestać pocałunku, zbyt bardzo go pragnąłem. Bałem się, że zaraz zniknie, mimo że tak by nie było. Delikatnie znów wszedł we mnie. Pod wpływem przyjemności oderwałem się, a głową zarzuciłem do tyłu. Moje paznokcie wbijały się w jego ramiona, pozostawiając wcześniej mocno czerwone kreski. Ruchy były mocne, pewne. Moje ciało było przepełnione ekstazą. Znowu przerwał i położył mnie na łóżku. Przejechał ręką po moim boku czule całując moją bladą skórę. Zostawił mokry ślad prowadzący od pępka do szyi. Spoczął na pocałunku. Znowu namiętnie. Kochałem jak mnie całował, zawsze z pełnią miłości i czułości. Poruszał się we mnie nadal przy czym swoją dłonią pocierał moją męskość. Czułem, że zaraz dojdę. W moim podbrzuszu kumulowało się te uczucie. No i poszło. Pierwszy byłem ja, potem Jonghyun. Wyszedł ze mnie i opadł topornie obok mojej osoby. Głośno dyszeliśmy. Spojrzałem w jego stronę, był ciągle uśmiechnięty.
Zwrócił się do mnie i obrócił się na bok. Delikatnie głaskał mój policzek, szczerząc się jak głupi.
- Czego się tak uśmiechasz? - zapytałem
- Cieszę się, że w końcu jesteś sobą i się uśmiechasz - rzeczywiście, uśmiechałem się delikatnie. Miałem powód do tego. Miałem przy sobie kogoś, kogo kochałem nad życie.
- Kibum - zwrócił się cichym tonem głosu
- Hm?
- Ja, Kim Jonghyun, co kol wiek się stanie ja pójdę za tobą, nie zostawię cię, nie opuszczę cię przy chorobie , a nawet po śmierci. Przysięgam. - zdanie przypieczętował delikatnym całusem. Brzmiało to jakby przysięga małżeńska.
- Ja, Kim Kibum....pójdę za tobą wszędzie, nawet w ogień. Nie opuszczę cię na wieki. Przysięgam - i skończyło się na bardziej czułym pocałunku, po chwili zasnął sam. Po mojej głowie chodziły dziwne myśli.
Miałem złe przeczucia.
CDN.
Mimo, że krótko i akcji jako takiej nie było (no oprócz łóżkowej xd) to i tak wspaniałe. :))
OdpowiedzUsuńCóż... jestem zawiedziony twoją interpunkcją, a raczej jej brakiem. Zauważyłem WIELE błędów, nawet ortografia w niektórych postach/rozdziałach sprawia Ci problemy. Powinnaś czytać to co piszesz conajmniej DWA RAZY PO NAPISANIU, ponieważ, jak zapewne czytelnicy zauważyli, wiele zdań masz niepoukładanych, a nawet w wielu brakuje słów, bądź nadużywasz całkiem zbędnych, powtarzających się niemal co chwilkę, słówek.
OdpowiedzUsuńNiestety pisanie czasowników, rzeczowników i przymiotników z "nie", jest dla Ciebie najwyraźniej uciążliwe i popełniasz kolejne banalne pomyłki. Widzę też, że jesteś nad wyraz skromna..."Pewnie nie możecie się znów doczekać co będzie dalej (...)." Ale to akurat jest po prostu obojętne. Kontynuując komentarz do tego opowiadania, muszę dodać, że gdyby nie te wszystkie błędy, czytałoby się o wiele przyjemniej, jednak przyznam Ci, że podoba mi się fabuła, chociaż sprawiasz, iż wszystko, a dokładniej, akcja toczy się w "dziwny sposób".
Powinnaś czytać więcej książek, może coś byś z nich załapała i przeniosła "udaną" pisownię na bloga. Powtarzam to wielu osobą i powtórzę to także Tobie.
Gdy jakaś postać wypowiada się do innej, powinnaś postawić przecinek np. "- Kibum, jesteś dla mnie wszystkim."
Mam nadzieję, że poprawisz się i będzie już tylko lepiej.
Satori
Dziękuję za słuszne uwagi, ja pomimo, że czytam kilka razy nie zauważam czasami tych błędów (jakoś tak wychodzi .__.) Ciągle się staram żeby było coraz lepiej. Ja czytam takie książki, które przykują moją uwagę (co często się nie zdarza niestety). Za to fanficów pełno i staram się coś z tego wyciągnąć. Przyznam co do błędów składniowych w zdaniach to ja od lat mam problem. Ja po prostu uważam, że to co piszę jest ok a wychodzi jak zwykle. Dziękuję jeszcze raz /Blue
UsuńPiękny rozdział <3 Tak bardzo sie cieszę, że Key wrócił do żywych :) Ale oby jego złe przeczucia były błędne! xd Niby nic się tu nie działo, a jednak działo, fajny rozdział, w końcu coś mniej smutnego :)
OdpowiedzUsuń