Menu

poniedziałek, 15 lipca 2013

Upadły Anioł rozdział 17



***


ostrzeżenia: morderstwo, dużo smutku


     Dźwięki w moich uszach stały się głuche, nie mogłem rozróżnić ich, mieszały mi się. Nie wiedziałem co się dzieje z moim ciałem. Obraz też mi się zamazywał i widziałem tylko jak przemijają liczne plamy. Byłem  zmęczony, brakowało mi sił. Ciągle się potykałem o coś, co powodowało, że ulatywała motywacja do dalszej ucieczki. Jonghyun ciągnął mnie za sobą, biegnąc przez jakieś uliczki. Pościg nagle ucichnął. Serce się trochę uspokoiło, bo kilka sekund temu waliło jak szalone. Przystanęliśmy w jakieś wnęce. Słyszałem nasze ciężkie oddechy.

- Wygląda na to, że odpuścili - w jego głosie słychać było niebiański spokój, dziwiło mnie to bardzo.

- Nie sądzę, będą nas gonić. Może właśnie tu idą? - nadal przeczuwałem najgorsze.

- Nie martw się obronię cię - poczułem jego ciepłą dłoń na moim karku, trochę mnie to uspakajało. 

     Chciałem bardzo, żeby to się w końcu skończyło, miałem dość wiecznego uciekania. Doszedłem do wniosku, że ja jestem zwierzyną a oni myśliwymi, którzy za wszelką cenę chcą mnie upolować i powiesić na ścianie moją głowę na znak chwały i jakże wielkiej dumy myśliwego.

- Jong....

- Hmm??

- Mam tego dość. Dość tego uciekania, niech w końcu mnie złapią i zabiją - już nie istniało dla mnie coś takiego jak pozytywne myślenie.

- Nie mów tak, nie mogę cię stracić. Będziemy walczyć o twoje życie - w oczach mojego ukochanego ujrzałem łzy, które chciały wydostać się na zewnątrz - Zrobię wszystko byś mógł spokojnie żyć.

- Kiedy ja nie mam już sił - byłem całkowicie zrezygnowany.

- To ja ci tej siły dodam, dobrze? - uśmiechnął się do mnie pomimo, że płakał. Tym razem przytuliłem go do siebie. Siedzieliśmy na ziemi wtuleni w siebie.
Mógłbym tak umrzeć. 
W jego ramionach.


*

     Tak samo jak Key byłem zmęczony tym wszystkim, ale nie chciałem mu tego okazać, ponieważ potrzebuje motywacji, którą tylko ja mogłem mu ją dać. Nie wiedziałem nawet kiedy zacząłem płakać, zdziwiły mnie łzy, które powoli spływały po moich rozgrzanych policzkach, tworząc mokre ścieżki. Kiedy mnie przytulił poczułem ukłucie w sercu, ale ono nie było normalne, jakby duży ból. Czyżby miało coś nadejść czego tak naprawdę nie chciałem, żeby tak się stało?

- Jonghyun? - usłyszałem znajomy głos, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. 

-Minho? - zapytałem, bo miałem wrażenie, że oczy i słuch mnie okłamują.

- Co ty tu robisz? - zapytał tak jakby nie zauważał Kibuma.

- Przed chwiłą... - uciąłem, przecież nie mogłem mu powiedzieć, że nas ścigano.

- Ścigali nas - blondyn zaskoczył mnie, myślałem, że się nie odezwie.

- Kto? - zaczynał dopytywać.

- Ludzie, którzy chcą mnie zabić - dokończył.

- Jacy ludzie? - jego pytania zaczęły mnie denerwować.

- Mafia. Już skończyłeś pytać? Koniec wywiadu? - odparłem mu niezbyt miło na odczepnego.

- Dlaczego jesteś z nim Jong? - nie mogłem uwierzyć w to, że zadał to pytanie. To tak jakbym powinien go tutaj zostawić i wrócić z nim do domu bez Kibuma.

- A czemu nie? - odpowiedziałem pytaniem.

- Wróć ze mną, wszyscy się ucieszą, że żyjesz - szczyt wszystkiego, miałem ochotę mu przywalić, jego uśmieszek działał mi na nerwy.

- Ty chyba oszalałeś?! - aż wstałem ze zdenerwowania, gotowało się we mnie.

- Czemu? Przecież sprawa ciebie nie dotyczy - nie wytrzymałem, z całej siły wycelowałem twardą pięścią w policzek bruneta. Upadł a kiedy zwrócił się w moją stronę z jego nosa leciała krew.

- Dotyczy, bo mnie też zabiją, byłem już bliski śmierci. - Minho wytrzeszczył oczy, pewnie nie mógł w to uwierzyć. - Co się tak patrzysz? No tak, już raz chcieli mnie zabić i radzę ci, żebyś się ulotnił stąd i nie szukał a jakby ktoś cię pytał o nas to udawaj, że nie znasz. Jeżeli się dowiedzą, że masz coś ze mną wspólnego, zabiją cię. - musiałem mu to powiedzieć, przecież jego też musiałem jakoś bronić moich bliskich - A i powiedz reszcie, bez względu na wszystko mają mnie i Key nie szukać i też ukrywać naszą znajomość. Wystarczy, że ja i Kibum mamy kłopoty. - nieco się uspokoiłem, pięść rozluźniłem. Minho wstał powoli i spojrzał na mnie takim wzrokiem jakby zaraz miał płakać.

- Jonghyun... - nagle dziwna atmosfera nastała, taka napięta i strasznie sztywna. Na policzku poczułem krople wody a później następną i kolejną, zaczęło padać.

- Co chcesz mi powiedzieć? Nie mam za dużo czasu na pogaduszki stary - nawet nie wiem kiedy Choi pojawił się blisko mnie, że aż nasze wargi się dotknęły. 

     Stałem oszołomiony a mój własny przyjaciel muskał moje usta. Nie wiedziałem co mam robić czy go odepchnąć, czy może najlepiej mu przywalić porządnie. Miałem mętlik w głowie. Nie wierzyłem w to co się teraz działo. W końcu zdecydowałem go odepchnąć.

- Co ci odbiło?! - zaraz wytarłem dłonią usta jakby to miało pomóc wymazać pocałunek.

- Jonghyun, ja.....przepraszam.

- Stary, jak mogłeś mnie pocałować?! Co to miało niby znaczyć? - byłem bardzo wkurzony na niego za to, że jak on mógł mnie pocałować na oczach Kibuma.

- Kocham cię! - wyznał mi miłość, to przekraczało ludzkie pojęcie. I co ja miałem mu odpowiedzieć? Naprawdę to jeszcze bardziej mnie zszokowało niż ten pocałunek.

- Minho, ale wiesz o tym, że kocham Kibuma i-

- Jong, ja cię kocham, ty to rozumiesz? Ja już od dawna jestem w tobie zakochany, nawet dawałem ci znaki a ty nic! - teraz nagle na mnie naskoczył jakbym mu wielką krzywdę zrobił.

- Minho wybacz, ale nie jesteś typem faceta z którym mógłbym być, po za tym traktuję cię jak przyjaciela, brata. Musisz to zrozumieć. - próbowałem jakoś to załagodzić, nie być zbyt oschły i nie zranić za bardzo.

- Chodź ze mną, będzie tak jak dawniej - złapał mnie za rękę i usiłował mnie prowadzić za sobą.

- Do ciebie jak grochem o ścianę. Minho! Ja nie wrócę do domu już! - on robił swoje, naprawdę nie wiem co mógłbym jeszcze zrobić żeby w końcu zrozumiał to co do niego mówiłem.

- Jongie, błagam jeżeli nie wrócisz Jinki może popełnić samobójstwo! - coś nie chciałem wierzyć w to. Jinki i samobójstwo? Nie możliwe, to facet ze stali, on nie mógłby się posunąć do czegoś takiego, nie on.

- Choi do jasnej cholery! Chcesz żebym naraził was na niebezpieczeństwo?! - wyrwałem się z jego uścisku, był w szoku kiedy to zrobiłem.

- Za tobą w ogień wskoczę.

- Minho, nie, wracaj do domu. Powiedz wszystkim, że z nami wszystko w porządku. Nie szukajcie nas. Kibum, idziemy - chwyciłem blondyna i ruszyliśmy dalej w tym zimnym deszczu.

- Jonghyun! - zmierzał w naszym kierunku.

- Poczekaj chwilę - zostawiłem na chwilę Kibuma i szybkim krokiem podążyłem w stronę bruneta. Przypomniało mi się, że mam przy sobie broń, wyjąłem ją tak po prostu i wymierzyłem. Ten stanął jak wryty, na jego twarzy pojawiło się przerażenie, zrobił się blady.

- Jong ty chyba nie chcesz...

- Jeżeli zrobisz jeszcze jeden krok w naszą stronę to nie zawaham się strzelić w ciebie.


***

Jego oczy były przepełnione złością, aż się wystraszyłem. Nogi pode mną się uginały, zrobiły się jak z waty. Zrobiło mi się zimno, nie przez deszcz, ale przez tą sytuację. Przerażał mnie, właśnie on sam, nie broń, którą trzymał w dłoni. Nie miałem pojęcia co robić stać czy iść w przeciwną stronę. Moje ciało nie chciało się ruszyć.

- Jonghyun, spokojnie-

- Minho radzę ci wynoś się stąd zanim stanie się nieszczęście - odbezpieczył pistolet, coraz bardziej robiło mi się zimno.

- Chyba nie zabijesz swojego przyjaciela?

- No nie wiem. Chyba, że pójdziesz już sobie - to nie był ten Jong co kiedyś, zmienił się. Zaczynałem się go bać. Odruchowo zrobiłem krok do przodu. Strzał.

- Ah, masz szczęście, że spudłowałem, ale drugi raz trafię - to brzmiało jak obietnica, cofnąłem się.

- W takim razie, żegnaj Kim Jonghyun. - odwróciłem się i zniknąłem za ścianą budynku. Deszcz się wzmógł a ja szedłem spokojnie jakby gdyby nigdy nic. Serce mnie bolało, coś ukłuło w środku, przystanąłem i oparłem się o ścianę.

- Kocham deszcz - zacząłem sam do siebie mówić - W nim przynajmniej nie widać moich łez - tak po prostu spływały krople po moim poliku, nie potrafiłem rozpoznać, które to łzy, a które to deszcz. Nie ważne było zresztą. 

     Załamałem się tym, że Jong tak boleśnie mnie odrzucił, myślałem, że uda mi się go przekonać, że zostawi tego chłoptasia i pójdzie ze mną. Myliłem się. Nienawidziłem Kibuma za to, że odebrał mojego ukochanego. Poniekąd byłem sam sobie winny, mogłem wcześniej mu to wyznać zanim się on pojawił w jego życiu, cóż nic już zrobić nie mogłem. Było mi zimno, nie liczyłem czasu ile już tutaj siedziałem. Spojrzałem w niebo, było czarne jak węgiel tylko liczne blaski gwiazd świeciły na ciemnym płótnie. Zastanawiałem się co mam zrobić. Długo myślałem co robić dalej. W końcu postanowiłem, że będę się starał ze wszystkich sił by pomóc im, dać spokojne życie.
Nawet za cenę mojego życia.


*

- Naprawdę chciałeś go zabić? - zapytałem z czystej ciekawości, bo jednak zdziwiłem się, że mój kochanek wymierzył w swojego przyjaciela.

- Tak naprawdę to nie. Chciałem go przestraszyć, celowo chybiłem - odpowiedział spokojnie - Nigdy bym nie strzelił w niego, nie martw się. - uśmiechnął się delikatnie - AA! - podskoczyłem kiedy tak nagle wrzasnął.

- Czego krzyczysz? 

- Co z twoim ramieniem?! 

- Oh, dzięki,  że się zainteresowałeś, co z tego, że krwawię. A niech umrę.

- Bummie, przepraszam. Musimy gdzieś opatrzyć tą ranę. O szpital!

- Ty chyba zgłupiałeś. - puknąłem palcem w czoło.

- Musimy tam pójść i bez dyskusji - skierowaliśmy się w stronę szpitala, nawet jeśli tego nie chciałem. Weszliśmy do środka.

- Co się stało? - zapytała pielęgniarka kiedy zauważyła krew ściekającą po ręce.

- Został postrzelony - odpowiedział brunet.

- Proszę za mną - podążyliśmy krokiem za tą panią, znaleźliśmy się w sali zabiegowej - Proszę poczekać, zawołam doktora - kiwnęliśmy głową na znak, że zrozumieliśmy i w ten znikła za drzwiami.

- Nie musiałeś tego mówić.

- Jak nie? Co niby?

- To, że....że.... - nie miałem pomysłu.

- No widzisz, nie marudź, lekarz sprawdzi, zaopatrzy i będzie dobrze - znowu ten jego uśmiech na tej dinowatej twarzy. 

- Na szczęście rana nie jest poważna, pocisk tylko rozerwał skórę, ale nie utkwił, to dobrze. Szew założyłem i proszę przyjść za dwa tygodnie na ściągnięcie szwów, a teraz możecie już iść - odszedł człowiek w białym fartuchu, zniknął za szklanymi drzwiami. Jonghyun chwilowo patrzył w stronę drzwi a potem zwrócił wzrok w moją stronę.

- To co, idziemy? - zakomunikował starszy, ja na to mruknąłem i wstałem. Poszliśmy do wyjścia z tego budynku. Nie cierpiałem zapachu szpitala. Szliśmy powoli, ale nad wyraz ostrożnie. Między nami była absolutna cisza, ja westchnąłem głośno.

- Co jest? Boli cię? - zmartwił się brunet.

- Boli, ale inna rzecz mi chodzi po głowie. - odpowiedziałem mu z niechęcią.

- A co?

- Ciekawe czy będę żył jeszcze za dwa tygodnie.

- Key, jeśli jeszcze raz usłyszę taką pesymistyczną myśl, to obiecuję ci, że to ja cię zabiję szybciej niż ci ludzie. - zagroził mi. 

     W sumie nie dziwiłem się. Ja starałem się myśleć choć trochę pozytywnie, ale jak było widać nie wychodziło mi ani trochę. Po paru minutach zorientowałem się, że przestało padać. Wątłe światła z lamp ulicznych odbijały się w ciemnych kałużach. Była już noc, na niebie świeciły gwiazdy, czarne płótno u góry było bardzo czyste ani grama chmurki. Na ulicach nie było już prawie nikogo prócz paru aut i ludzi, którzy pojedynczo się przemieszczali ulicami Seulu. Parę metrów dalej zza budynków wychylił się wielki przyjaciel Ziemi. Księżyc swoim niezbyt dużym blaskiem oświetlał budynki i asfalt miasta, ale było jasno na tyle, żeby móc dojrzeć najbliższe punkty.

- Zatrzymamy się w tym motelu - lekko pociągnął mnie kierując w stronę trochę obskurnego budynku. Weszliśmy do środka. Wewnątrz też nie było za koniecznie, chciałem wyjść stamtąd, ale Jonghyun wyglądał chyba na zadowolonego, pewnie dlatego żeby położyć się spać jak najszybciej.

- Poczekaj, ja pójdę zarezerwować pokój - zakomunikował i poszedł. 

     Ja obserwowałem każdy zakątek pomieszczenia. Odrzucało mnie bardzo, ale trzeba było odpocząć, nie mogę wybrzydzać. Minęło pięć minut  i już Jong wracał ucha hany jakby coś mu się zajebistego przytrafiło w życiu. W ręku trzymał srebrny kluczyk z różowym breloczkiem. Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął ku schodom. W pewnych momentach myślałem, że zaraz się pode mną zawali, taki dawały odgłos, bałem się ich. W końcu dotarliśmy do pokoju numeru sześćdziesiąt dziewięć.

- Hahaha, przypadek? Nie sądzę. - wybuchł śmiechem, nie wiedziałem o co mu chodzi i spojrzałem się na niego jak na debila, który uciekł z psychiatryka przed chwilą.

- Co ty ćpałeś? - zapytałem.

- No nie widzisz? - wskazał na numer. W końcu zrozumiałem jego nagły atak śmiechu i również, ale bardziej spokojniej się zaśmiałem. Weszliśmy do środka. Tak jak myślałem. Taki jaki był hol taki był i pokój, przynajmniej łóżko jakoś wyglądało i okolice jego.

- Pójdę się umyć - poinformowałem i wyszedłem do łazienki. 

     Zamknąłem za sobą drzwi na zamek i cicho westchnąłem. Ściągałem po kolei ubrania i szybkim krokiem wszedłem pod prysznic. Poleciał na mnie zimny strumień wody, który najwidoczniej nie miał zamiaru się zmienić. Stałem oparty o ścianę czując jak ze mnie wszystko spływa. 
Smutek. 
Złość. 
Ból. 
Nienawiść. 
     Opadłem ciężko na posadzkę i uniosłem głowę w stronę światła, woda sprawiała, że obraz mi się zamazywał, jednak się nie przejmowałem. Czułem się dobrze. Chyba potrzebowałem tej samotności chociaż przez chwilę. Odciąć się na kilka chwil. Nawet nie zwracałem uwagi na zimno, które spływało wraz z wodą. Po chwili zamknąłem oczy.

"- Kibum, chodź się wykąpać! - zawołała mnie matka.

- Ale ja nie chcę. - zaprotestowałem, robiąc naburmuszoną minę.
- Oj, kochanie, musisz się umyć, żadna dziewczyna cię nie zechce jak będziesz chodził brudny. - nie lubiłem kiedy wspominała o płci przeciwnej, ale koniec końców wszedłem do łazienki, wanna była napełniona ciepłą wodą, aż para się unosiła nad nią. Wlazłem do wanny uprzednio się rozbierając. Rodzicielka naniosła na dłoń pachnącą substancję po czym nałożyła ją na moją wilgotną skórę, tworząc pianę. Później spłukała białą piankę, następnie zamoczyła włosy, by móc użyć na nich szamponu. Namydliła czarną czuprynę gdzie później dokładnie wyszorowała i ponownie spłukała. Trochę bolało jak to robiła.
- Dobrze, teraz możesz się pobawić ja przyjdę za dziesięć minut - powiedziała rodzicielka i zniknęła za dębowymi drzwiami. Bawiłem się sobie swoimi zabawkami jak zawsze. Uśmiechnięty i pełny pomysłów. Po umówionym czasie przyszła kobieta wyciągając mnie z wody, dokładnie wycierając i ubierając - No, teraz wyglądasz jak Kim Kibum - szeroko się uśmiechnęła na co odpowiedziałem tym samo dodatkowo śmiejąc się. Poszliśmy do kuchni.
- Porysuj kochanie a ja zrobię naleśniki, dobrze?
- Tak~! - odparłem z wielkim entuzjazmem. Chwyciłem w dłoń różową kredkę i zacząłem rysować jakieś postacie. Byłem pochłonięty tym to co robiłem.
- Co ty tam kochanie rysujesz? Pokażesz? - nachyliła się kobieta.
- Aniołka! 
- Jaki śliczny, powiesimy go na lodówce? - nie sprzeciwiałem, byłem szczęśliwy, że rysunek się podobał po raz kolejny - Synku odstaw kredki, będziemy jeść naleśniki - postawiła talerz napełniony pysznymi naleśnikami koło tego kładąc czekoladę i drzem truskawkowy. Zajadałem się nimi, aż mi się uszy trzęsły. Kochałem dania mojej mamy.
- Kochanie zabierz Kibuma stąd - niespokojnym krokiem wszedł do kuchni ojciec, wyglądał na zaniepokojonego.
- Co się dzieje? - zapytała zmartwiona matka. Ja nie wiedziałem co się dzieje.
- Oni zaraz tu będą - odpowiedział. Zaczęli się wykłócać o coś. Matka szybko mnie chwyciła za dłoń i wyprowadziła, zabierając parę rzeczy z mojego i jej pokoju. 
- Kibum, uważaj na siebie, chroń matkę za wszelką cenę. Wyrośnij na porządnego mężczyznę. - poklepał mnie tata po głowie. Wyszliśmy na zewnątrz bez ojca. Zauważyłem auto, które się kierowało w naszą stronę. Rodzicielka szarpnęła mną i zaczęliśmy biec. Szybko ukryliśmy się w dość niewidocznym miejscu. Obserwowałem całą sytuację. Z samochodu wyszli jacyś mężczyźni w czarnych płaszczach i zmierzali do drzwi domu. Nagle z budynku wybiegł ojciec. Słychać było strzały i wrzaski. 
Krew. 
Dużo krwi.
Taty krwi.
Znowu się to powtórzyło, ta sytuacja sprzed dwóch lat."



     Obudziłem się a przed moją twarzą siedział Jonghyun. Nie wiem jakim cudem wlazł do łazienki.


- Jong jak ty tu wlazłeś? - wskazał na klucz, który trzymał w dłoni.

- Zostawiłeś głupku w drzwiach. Nie ważne, wstawaj, bo się przeziębisz. - pomógł mi wstać, bo oczywiście musiały mi nogi zdrętwieć. Owinął mnie ręcznikiem i zaprowadził do pokoju. Usiadłem na łóżku, było o dziwo miękkie, myślałem, że będzie gorzej. Nie wahając się, opadłem tułowiem na poduszki.

- Teraz mogę spać.

- No masz rację, też jestem zmęczony.

- Najpierw się umyj.

- Nie chce mi się.

- Nie będę spać z brudasem. Idź. - od razu zaprotestowałem i usilnie wypychałem z łóżka.

- No dobrze, dobrze już idę - pocałowałem mnie w czoło i wyszedł. Ja wygodnie się ułożyłem na posłaniu przykrywając swoje nagie ciało śnieżnobiałą pościelą. Przymknąłem oczy.



"- Poczytasz mi bajeczkę? - zapytałem kobiety, która spoglądała na mnie jak na anioła.

- Dobrze - chwyciła pierwszą lepszą książkę  i otworzyła na pierwszej stronie i zaczęła czytać. Lubiłem słuchać jej głosu, był anielski i bardzo uspokajający. Mogła mi czytać każdą powieść nie zależnie jaką. Zawsze to robiła z chęcią i miłością nigdy ze znudzenia. Widać lubiła czytać.
- I żyli długo i szczęśliwie...- pocałowała mnie czule w czoło - Dobranoc Kibum, kocham cię. - ostatni raz usłyszałem jej głos tej nocy. 
Nagle zza drzwi słychać było krzyki i huki. Usłyszałem rozpaczający głos matki i strzał. Nagła cisza zapadła. Mi serce waliło jak szalone, byłem zbyt przestraszony by cokolwiek zrobić. Bałem się.
- Tylko ją mieliśmy zabić? - męski głos rozniósł się po mieszkaniu.
- Chyba tak. Przeszukujemy tą dziurę?
- Nie, po co. Jak tylko ona była do odstrzału, nie mieliśmy zadania o nazwie "zabijcie i splądrujcie mieszkanie" tylko "zabijcie tą zdzirę". - odpowiedział jeden z nich.
- Dobra, spadamy - nadsłuchiwałem kroków, które stopniowo ucichły, na koniec trzask drzwiami. Odczekałem parę minut aż odjadą. I tak się stało odjechali, ja postanowiłem wyjść. Na korytarzu widziałem krew. Znowu. Podążając śladem doszedłem do postaci leżącej na podłodze.
- K...K...Ki....bum - wzdrygnąłem się kiedy usłyszałem ten szept.
- M..mama? - zapytałem niepewnie.
- K-kochanie ja...przepraszam. Obiecałam, że pójdziemy na rolki a tu widzisz co się stało - pluła krwią, wiedziałem, żę jej koniec był bliski - Kibum, u-uważaj na sie-bie. Unikaj l-l-lu-dzi w cz-czarnych pła-szcza-ch. Nie daj się zła-pać. Żyj. Ko-kocham cię - jej łzy mieszały się z krwią, która znajdowała się pod nią.
- M-mamo... - złapałem ją za dłoń, która była zimna i trochę sztywna - Ja....też cię kocham.
- Dzielny synek - ostatnie słowa wypowiedziane przez nią. Jej uśmiech nie zniknął z twarzy. Wyglądała jakby spała. Była lodowata. Rozpłakałem się na dobre. Nie mogłem się powstrzymać. Straciłem ostatnią osobę, której mogłem ufać. Byłem umorusany krwią rodzicielki jednak się tym nie przejąłem.
Siostra.
Tata.
Matka.
Już nikomu nie mogę ufać a tym bardziej facetom w czarnych płaszczach." 


- Kibum - poczułem szturchanie lekkie.


- Czego budzisz? - zaspanym głosem go zapytałem.

- Czemu płaczesz? - zdziwiłem się. Faktycznie miałem mokre policzki i dziwnie mnie oczy bolały od łez.

- Miałem nie miły sen, ale nie przejmuj się - delikatnie się uśmiechnąłem - Połóż się obok mnie - klepnąłem miejsce obok siebie na co brunet szybko wskoczył. Cieszyłem się, że znalazłem osobę, której mogę ufać tak jak tamtej trójce. Naprawdę byłem wdzięczny, że własnie jego spotkałem.

- Jonghyun.

- Hm?? - spojrzał na mnie.

- Kocham cię - po raz drugi wyznałem mu miłość. Byłem zadowolony, że mogłem mu to znowu powiedzieć.

- Ja ciebie też - delikatnie musnął moje wargi i przysunął mnie do siebie, gdzie ja mogłem wtulić się w jego nagi tors. Był ciepły, a jego ramiona były dla mnie schronieniem przed tym złym światem. Oby tak zostało.
Nadzieja matką głupich.


CDN.

13 komentarzy:

  1. Hejo~
    Pierwszy raz tutaj komentuję, ale tylko dlatego, że bloga znalazłam przed kilkoma dniami i z utęsknieniem czekałam na nowy rozdział, a ten okazał się cudowny *w*
    Ostatni zakończyłaś w takim momencie, że człowiekiem aż telepało, żeby się dowiedzieć co będzie dalej, a teraz taka piękna kontynuacja. Gdy doszłam do momentu, w którym Minho całuje Jonghyuna, to normalnie znalazłam się w raju (taaa... uwielbiam JongHo :3). Potem to wyznanie Minho, straszenie bronią i tamte słowa "postanowiłem, że będę się starał ze wszystkich sił by pomóc im, dać spokojne życie.
    Nawet za cenę mojego życia." to się rozpłynęłam i tak się jarałam jak nigdy wcześniej :3 Dalszy ciąg rozdziału również wspaniały, Jonghyun mający głupawkę z powodu numeru 69 mnie kompletnie rozbroił :D Pogratulować Twojej wyobraźni, naprawdę wyszło Ci to wspaniale! I ta końcówka, że nadzieja matką głupich... . Jestem pewna, że znowu wystąpią jakieś komplikacje, a to jest to, co tygryski (w tym i ja!) lubią najbardziej.
    Błagam, kolejną notkę dodaj szybciej, nie czekaj dwóch tygodni tak jak przy tej.
    Życzę dużo weny, która tutaj na pewno się przyda ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym chciała jak najszybciej napisać kolejny rozdział, ale jak zwykle muszę czekać na wenę x.x
      To miło, że Ci się podobało. Mimo, że tyle smutku i dramatu postanowiłam trochę rozweselić na moment. Moja wyobraźnia jest nieobliczalna więc ciekawa jestem co mi przyniesie przy następnym pisaniu.
      Postaram się jak najszybciej napisać c:

      Usuń
  2. Cóż, jestem zadowolony z tego rozdziału pod względem fabuły, jednak wciąż podogryzam' Ci za błędy... Wybacz, taki jestem...
    Tak czy inaczej, najpierw chciałbym Ci podziękować za moment z MinHo, podobało mi się to spotkanie, choć troszkę zrobiło mi się przykro, że tak podle Choi został potraktowany, ale wiadomo, iż JongHyun postraszył go w ramach 'pomocy', inaczej, jak już zresztą napisałaś, byłby w tarapatach.
    No i teraz czas na tą mniej przyjemną część komentarza. ŹLE, kochana, źle...
    używasz rzymskiej składni, czyli piszesz nie po kolei, a mam tu na myśli... uh, niestety nie bardzo jest mi na myśli ponowne szukanie owego przykładu, ale podam jakiś inny. np. "dobrze bardzo" zamiast "bardzo dobrze". Kolejną sprawą jest pisownia z "nie", mianowicie, z przymiotnikami piszemy razem, nie osobno, przykład: "niemiły". Słowo "zaopatrzy", a "opatrzy" to dwa różne światy. W Twoim przypadku powinnaś użyć słowa "opatrzyć", ponieważ ranę się opatruje, nie zaopatruje'. Nie mam pojęcia jak piszę się "ucha hany" i szczerze mówiąc, nie wiem czy takie słowo/a istnieje/ą... Pomijając to, nie rozumiem tego zdania "- Zostawiłeś głupku w drzwiach." to zdanie jest niepoprawne, co zresztą powinnaś zauważyć.
    Z kolei rozbawiła mnie matka Kibum'a, gdy umierająca powiedziała do syna "Kochanie, przepraszam, obiecałam, że pójdziemy na rolki, a widzisz co tu się stało..." (mniej więcej to samo napisałaś, jednak nie sprawdzałem już czy dokładnie zacytowałem to zdanie). Więcej nie będę Cię krytykować', w sumie nawet nie zwracałem tak dokładnej uwagi na błędy, tak więc nie wiem czy pojawiły się inne pomyłki'.
    Nie mniej mi tego za złe... Podoba mi się to opowiadanie i chętnie będę je czytał do końca, choć mam nadzieję, że tak szybko się nie skończy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aish jak zwykle się zapominam (a niby taka dobra jestem z gramatyki x.x), co do słowa z tym opatrzeniem masz rację popełniłam gafę ^^" tak to jest jak się nie pamięta słów i się zastępuje innymi. Co do słowa "ucha hany" istnieje takie słowo w języku potocznym to jest inaczej uśmiechnięty, nie chciałam jednego słowa ciągle używać x.x
      Dziękuję za jakże wyczerpującą krytykę. Poprawię się ^^"

      Usuń
    2. Może chciałabyś, abym została Twoim betą? Nie wiem czemu, ale rajcuje mnie poprawianie błędów ^^

      Usuń
  3. Nie mniej mnie, proszę, za złego. Jeżeli już chodzi o to słowo "ucha hany", rzecz jasna wiem co ono oznacza', jednak istnieją także inne synonimy słowa "uśmiechnięty", mogłaś chociażby zamiast owego słowa, napisać: rozweselony, zadowolony, w stanie euforii, czy też inne tym podobne, ale skoro użyłaś języka potocznego, nie będę się już dobijać' do tego typu słówek.
    Aj aj aj... zapomniałem się wcześniej podpisać, wybacz.
    Satori

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam Ci nic za złe no co ty ^^"
      Dobrze jest czytać krytykę, bo przynajmniej wiem co mam poprawić. Bardziej się skupiam na fabule niż na poprawności niestety >.< (chociaż staram się tego trzymać, bo wiem, że skomentujesz).
      BTW wiedziałam, że to ty, poznałam po charakterze komentarza, utkwiłeś mi w pamięci ^^".

      Usuń
  4. na wstępie chciała bym się przywitać, więc witam jestem twoją nową czytelniczką. Dantalian, miło mi. muszę ci powiedzieć, że cię po prostu ubóstwiam! w końcu ktoś napisał opowiadanie, które mi się uroił w mojej głowie, od bardzo dawna. chciałam takie opowiadanie, które nie będzie tylko opisywało słodkiego życia młodych chłopaków, którzy zdają sobie sprawę o swojej orientacji lub żyją swoją sielanką i do gry wchodzi postać która wywraca ich życie do góry nogami i nareszcie owe dostałam.
    Bardzo dobrze opisujesz cały przebieg akcji, chociaż troche bym popracowała nad zdaniami aby wyciągnąć ten unikalny styl pisania bo jesteś na dobrej drodze. piszesz zwięźle i bardzo dokładnie, ludziom się to podoba. Jeszcze gdybyś tak dla estetyki pododawała akapity i ładnie pooddzielała, wiesz, tak jak w jakiejkolwiek opowieści, to by było to! oczywiście ja chcę tu nie zniechęcam. to co napisałam to takie wskazówki na przyszłość ^^;
    oczywiście cię kocham za to, że głównymi bohaterami jest jongkey. mało osób pisze z tym paringiem opowiadania. nie wiem, może to, to, że w polskich twórczościach, które do tej pory miałam przyjemność przeczytać, jest wizerunek keya jako takiego "pizdusia" (nikogo tu nie obrażam, uwielbiam takich) w różowych rurkach, a jonga jako zjaranego heteryka, który dostaje olśnienia na temat swej orientacji gdy kejaszek wychodzi zza rogu. ehh.. przecież postaci można nadać różne cechy, dlatego fanfik, nazywa się fanfikiem.
    no ale! nie przeciągając dłużej. rozdział bardzo smutny :c trochę poznaliśmy smutnej przeszłości kibuma, teraźniejszość wcale nie lepsza, ale jong na całe zło. on w twoim wykonaniu jest taki kochany, tak bardzo się troszczy < 33 a końcówka przesłodka < 33 oby więcej takich < 3333

    Życzę weny i pozdrawiam,
    Dantalion.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tą opinię. Co do estetyki popracuje, żeby to ładniej wyglądało ^^
      JongKey jest moim ulubionym paringiem więc postanowiłam napisać (najlepiej mi się go pisze, za np. 2min nie przepadam a z innymi paringami ciężej mi idzie). Cieszę się, że zdobyłam kolejną czytelniczkę jest mi bardzo miło. Będę się starać jeszcze bardziej. ^^

      Usuń
    2. boziu! odpisałaś mi < 3 uwielbiam jak autor liczy się ze zdaniem czytelnika, a ty nawet odpisujesz!
      moim też! uwielbiam ich! to kim są naprawdę i to co dzięki nim można stworzyć. 2min lubię, lecz odpycha mnie, że wszyscy tylko o nich piszą.
      mam takie pytanie. ktoś betuje twoje opowiadania? bo jeśli nie to ja się pierwsza zgłaszam! mam dużo czasu i wczoraj zakupiłam nowy laptop, więc mogę posprawdzać. dla mnie też to będzie korzyść zwłaszcza przed egzaminem. wiem, że jeszcze rok, ale wolę się zacząć przygotowywać.

      Usuń
    3. Hehehe, lubię wyrażać opinię swoją i rozmawiać z ludźmi na temat.
      Rzekomo mam taką osobę, ale widzę, że zbytnio czasu nie ma (prowadzę z nią fanpage). Pomyślę nad tym, dziękuję bardzo za chęć ^^

      Usuń
    4. okej, jak byś się zdecydowała pisz do mnie na fb, wystarczy, że wejdziesz na mój profil (tu), a dalej chyba sobie poradzisz ^^

      Usuń
  5. Omo. Genialne. ;O
    Aż mi normalnie szkoda Kibuma. Biedny, tyle przeżyć i do tego widzieć praktycznie śmierć każdego z członków rodziny. :( Podziwiam go, naprawdę. W sumie nie dziwie mu się, że ma wszystkiego dosyć. Taka ciągła ucieczka jest męcząca tym bardziej jeśli chodzi o życie. Ale ma Jonghyuna i w sumie to on jeszcze utrzymuje go przy życiu. Gdyby było inaczej to podejrzewam, że popełnił by samobójstwo.
    Też w sumie żyję nadzieja, że w końcu będzie dobrze i będą mogli żyć w spokoju.
    Co do akcji z Minho, to naprawdę czytałam to z zaskoczeniem. Minho tak naprawdę go kochał! oO No ładne rzeczy... Aż sama się przeraziłam, kiedy Kim celował do niego z broni. No, ale robił to dla jego dobra. Och serio, serce mi się kraje coraz to bardziej z każdym rozdziałem. :(

    OdpowiedzUsuń