"Upadły Anioł" rozdział 18



ostrzeżenia: scena erotyczna     

***

     Cieszyłem się, że Morfeusz zabrał mnie do swojej bezpiecznej krainy. W końcu mogłem spać spokojnie, chociaż niebezpieczeństwo czaiło się wszędzie, ale tym razem poczułem ulgę. Śniło mi się, że wszystko skończyło się dobrze, Jonghyun i ja mieszkaliśmy razem w centrum Seulu i oczywiście byliśmy szczęśliwi. Nawet Shoota żył. Wszystko było, tak jakby tamci goście nie pojawili się w moim życiu. To zdawał się być zbyt piękne, aby było prawdziwe. Kiedy się obudziłem z moich oczu wypływały słone łzy, nie wiedziałem o co chodzi, pomyślałem, że to z szczęścia. Słońce magicznym sposobem przedostawało się przez ciemnozielone zasłony. Wątły promyk wpadał wprost na bladą twarz bruneta, który spał obok mnie. Wyglądał jak anioł, tylko brakowało mu śnieżno białych skrzydeł i złocistej aureoli. Był taki cudowny, mógłbym się na niego patrzeć i patrzeć, i nigdy by mi się to nie znudziło. Ten widok bym obramował w ciemną ramę z dębu. Może trochę przesadzałem, ale  i tak bym go dał w ramkę i powiesił na ścianie. Ręka mnie trochę pobolewała, ale dopóki on był przy mnie to zapominałem o bólu. Zastanawiałem się, w jaki sposób nas znaleźli, bo przecież nie mogli przypadkowo trafić na nas. Możliwe, że ktoś nas wydał, no nie ważne.

    Nie odwracałem wzroku od mojego ukochanego. Jjong zmarszczył brwi i lekko się powiercił, jakby miał się zaraz obudzić. Widocznie światło zaczęło go drażnić, a gdy już otworzył oczy, przywitałem się ciepło, całując go lekko w policzek na co brunet się uśmiechnął i zagryzł dolną wargę.

- Jak się spało? - zapytałem opierając głowę na jego ciepłym ciele.

- Trochę niewygodnie, ale w miarę dobrze. A tobie skarbie?

- Bardzo dobrze, miałem spokojny sen. - uśmiechnąłem się w stronę jego twarzy, po czym delikatnie mnie pocałował. - Co dzisiaj robimy? - zapytałem.

- Hmm, dzisiaj możemy odpocząć albo może wieczorem wybyć stąd, jeśli chcesz - odpowiedział odwracając głowę w stronę okna. - Co za słońce, nie ma kiedy świecić, tylko właśnie teraz kiedy ja sobie smacznie spałem! No kurwa! Wybacz Kibum. - zaśmiałem się, kiedy przeklął, to brzmiało bardzo zabawnie, a jego złość była urocza. Było mi obojętne czy zostaniemy czy też i nie. Możemy wyjść i zostać całkiem przypadkowo zauważeni, a oni mogą znowu przypadkiem przyjść do tego budynku. Przyszłość była mi całkowicie nieznana. Trochę myślałem nad tym, co z appą, bo przecież był w szpitalu i nie wiedziałem w jakim jest stanie.

- Pójdźmy dzisiaj do klubu - cicho oznajmiłem.

- Hmm? Chcesz się zabawić?

- Nie, chce się dowiedzieć co z moim szefem - spojrzałem na niego poważnym wzrokiem.

- Jeśli życzysz sobie tego, to pójdziemy.

- No to idź pierwszy do łazienki, bo ja trochę będę siedzieć - ruszyłem dłonią jego ramię na znak żeby wstał. Zrobił to, obrócił się do mnie, kładąc prawą dłoń na sercu.

- Yes, my lord - na koniec się ukłonił ze swoim lekkim uśmieszkiem i poszedł się myć. Ja z kolei skierowałem się do okna, aby je otworzyć i wpuścić trochę świeżego powietrza do pokoju. Na moment stanęło mi serce, a moje oczy zatrzymały się na jednej osobie, która stała na dole. Jednak po chwili odetchnąłem z ulgą, bo myślałem, że stoi tam Shoota, a przecież on nie żyje. Facet był bardzo do niego podobny. Mimo, że byłem pewny, że to nie mój przyjaciel, nadal wpatrywałem się w tą osobę. Trochę się przestraszyłem, gdy ów mężczyzna spojrzał w moim kierunku. Uśmiechnął się.

- Ohayo Key! - w ułamku sekundy schyliłem się na tyle, żeby nie było mnie widać.

- Skąd on wie, kim ja do cholery jestem? - szepnąłem, by nikt nie usłyszał moich słów.

- Key! Nie chowaj się! Pogadajmy! - nie wiem jakim cudem, słyszałem doskonale to co mówi. Zaraz zdałem sobie sprawę, że jeżeli dalej będzie mnie nawoływał, może sprowadzić kłopoty. Przecież oni mogli być wszędzie, a co jeśli to jeden z nich. Jednak mój mózg postanowił zrobić mi na przekór i wstałem, by wyjrzeć do mężczyzny.

- Jeżeli chcesz gadać, wejdź do środka! - ten kiwnął i ruszył z miejsca. Ja tak samo, chwyciłem za ciuchy i się ubrałem, nie dbając o wygląd. Chciałem się dowiedzieć, kim jest facet i skąd mnie zna.

- Jonghyun idę do stołówki, zaraz wracam.

- Ej to weź mi też coś. - krzyknął zza drzwi, a ja wyszedłem. Za bardzo nie pamiętałem gdzie jest wyjście, ale jakoś dałem radę. Czasami mam wrażenie, że w pokoju, nawet mogę się zgubić. Zszedłem na dół do holu, na szczęście był recepcjonista, gdyby miało się coś dziać niedobrego. Osobnik siedział na sofie.

- Czego chcesz ode mnie? - nie miałem zamiaru być jakoś specjalnie miły.

- O Key, dawno się nie widzieliśmy! - przymierzał się do przytulenia mnie, ale zwinnie odskoczyłem, nie ufałem mu.

- My się znamy?

- Nie pamiętasz mnie, pewnie dlatego że się trochę zmieniłem i postarzałem - zaśmiał się, a mi za bardzo do śmiechu nie było. - No to ci przypomnę. Tomoya, starszy brat Shooty - kolana mi się zgięły, jednak nie wierzyłem mu nadal. - Jeszcze mnie nie pamiętasz? Ehh. Czekaj, jakby ci tu....O! Ty i Shoota pracowaliście razem w klubie "Angel", on był barmanem, a ty występowałeś na scenie. Ja kiedyś wystąpiłem gościnnie i zaśpiewałem piosenkę Simon Curtis - "Super Psycho Love", a żeby potwierdzić, że jestem jego bratem, to Shoota urodził się piątego czerwca, jest starszy od ciebie o 3 lata, jego ulubiony kolor to czerwony i miał dwa kolczyki w prawym uchu, trzy w lewym, jeden w języku. Zawsze miał czarne, długie włosy. Często chodził w koszulach. Chyba starczy ci dowodów na to, że jestem jego bratem, co? - tak to był brat Shooty, mimowolnie uśmiechnąłem się w jego stronę i mocno go przytuliłem.

- Cieszę się, że tu jesteś - powiedziałem.

- Mi też miło cię widzieć. Czemu jesteś tutaj? - odsunąłem się od niego i wzrok skierowałem na ściany.

- Długa i smutna historia.

- Smutna? - dopytywał. Nagle dotarło do mnie, że pewnie nie wie o śmierci brata.

- Tak trochę, ale pomińmy to, kiedy przyjechałeś?

- Wczoraj. A co?

- Bo chyba, nie, powinieneś wiedzieć o tym.

- O czym? Mów.

- Bo, parę tygodni temu, Shoota..... - miałem problem z wysłowieniem się, nie wiedziałem jak mam to powiedzieć, to było zbyt trudne dla mnie. - Bo mnie złapano, chcieli mnie zabić....Kiedy padł strzał wtedy... - do oczu napływały mi łzy, miałem ochotę umrzeć. - I zamiast mnie, kulka trafiła Shootę! Wolałem umrzeć, ale on mnie uratował.....Uciekłem, choć tego nie chciałem. No i.....oni go zabili. Przepraszam, że to nie ja zginąłem tylko twój brat...naprawdę.. - poczułem mocny uścisk na swoim ciele, Tomoya objął mnie. Usłyszałem cichy szloch. Byłem mocno zdziwiony tą reakcją.

- Bóg mu za to wynagrodzi, nie martw się. - uśmiech, który zawitał na jego twarzy, zaniepokoił mnie, widziałem jak w nim się krew gotuje. Hyung wiedział o nich, w końcu był detektywem. Czułem, że będzie chciał pomścić brata za wszelką cenę.

- A czego szukasz w tej dzielnicy? Przecież to szara strefa stolicy.

- No właśnie tego...nie mogę ci teraz powiedzieć, wybacz. - podrapał tył głowy i lekko się zaśmiał. - Więc..postanowiłeś uciekać?

- Taa. Znaczy, zmuszono mnie do ucieczki.

- Biedny Kibum. Nie martw się, wszystko się ułoży. - poklepał mnie po ramieniu, by dodać mi otuchy. - Wracając, masz chłopaka? - jego oczy nagle się zaświeciły, niczym świeczki.

- E? No, mmm. Tak. - lekko się zarumieniłem i trochę poddenerwowałem, kiedy to powiedziałem.
- Jak dobrze, że kogoś masz. Nie musisz sam tego przechodzić.

- Wolałbym sam uciekać, niż kogoś w to wciągać, Tomoya. - wzrok spuściłem, a usta ułożyłem w wąską linijkę.

- Oj, Kibum, Kibum. Będzie dobrze! Ja już o to zadbam. - jego uśmiech ciągle nie schodził z twarzy. - Oho, chyba twój chłopak idzie. Ja będę się zwijał, mam kilka spraw do załatwienia. Powodzenia Kibum. Do zobaczenia! - powoli odchodził, machając dłonią na pożegnanie, ja odpowiedziałem tym samym, ale już nie zdołałem się odezwać. Zdziwiło mnie jednak, bo skąd miał wiedzieć, że Jonghyun, który się zbliżał to mój chłopak? Równie dobrze mógł być to któryś z gości tego budynku.

- Kto to był? - delikatnie drgnąłem, kiedy ten z zaskoczenia mnie objął od tyłu.

- Brat Shooty. - ten kiwnął głową, że do niego dotarła informacja.

- Byłeś w stołówce?

- Nie, jeszcze nie. - bez słowa złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w kierunku pomieszczenia, gdzie znajdował się stół szwedzki. Parę minut tam spędziliśmy. Zjedliśmy i poszliśmy do swojego pokoju. Jonghyun padł na poduszki, a ja skierowałem się do łazienki w celu umycia się. Znowu ten zimny strumień wody spłynął wzdłuż mojego szczupłego ciała. Ślepo patrzyłem na kafelki. Były żółtawe z prześwitującą bielą, możliwe, że kiedyś były białe jak płatki śniegu, ale przez zaniedbanie zrobiły się takie jakie są teraz. U góry sufitu, w kącie widniał grzyb. Napawało mnie  to obrzydzeniem, więc szybko odwróciłem wzrok. Za zaparowaną szybą kabiny prysznicowej pojawiła się rozmyta postać.

- Jonghyun? To ty? - niepewnie zapytałem, a osoba nie odpowiadała. Zacząłem się denerwować. Postać się zbliżała, a moje serce biło jak szalone. Widziałem jak ręka nieznajomego chwyciła za drzwi kabiny i zaczęła powoli zsuwać je.

- Ładnie wyglądasz skarbie.

- Kurwa, Jong nie strasz mnie! - upadłem na posadzkę, a ten się szczerzył jak głupi do sera.

- Przepraszam.

- Serce mi do gardła podchodziło, myślałem, że to jeden z nich. - spojrzałem na niego morderczym wzrokiem.

- Oj, mogę ci się za to, jakoś odpłacić. - znowu się wyszczerzył i wszedł do kabiny.

***

     Trochę mi nie wyszło zaskoczenie, bo biedaczek, myślał, że to oni. Mimo, że byłem ubrany to wszedłem pod prysznic. Dosłownie, woda nadal leciała, jednak mi to nie przeszkadzało. Nie mogłem się oprzeć jego ciału, znowu. Był zbyt cudowny. Chociaż martwiło mnie to, że bardzo schudł, ale to przez stres i zmęczenie.

- Jonghyun, co ty... - nie pozwoliłem mu dokończyć, od razu jego usta zakryłem swoimi.

   Ubrania zaczęły się moczyć, jak i cały ja. Staliśmy w namiętnym pocałunku. Tym razem nie chciałem się spieszyć. Oparłem ręce o ściankę, przed którą Kibum podparł się o plecy. Z ust powoli przeszedłem na szyję, delikatnie muskając jego bladą skórę i zostawiając na niej znaki. Nie była taka jak kiedyś, teraz jest wysuszona i lekko szorstka, lecz nie przeszkadzało mi to. Schodziłem coraz to niżej, wcześniej przygryzając obojczyk, następnie robią to samo z sutkami. Chciałem uklęknąć, ale Kibum objął moją głowę i lekko pociągnął do góry. Wpił się w moje wargi, trochę łapczywie, jakbym miały zaraz zniknąć. Mocno chwycił się mojej przemokniętej koszulki, bardziej przeciągając mnie do siebie. Odsunęliśmy się na chwilę próbując złapać oddech.

- Znowu jesteś ubrany, a ja kompletnie nagi. To nie sprawiedliwe! - wydął usta w niezadowoleniu, wyglądał uroczo.

       Uśmiechnąłem się do niego zadziornie, po czym ściągnąłem mokre ubrania i wyrzuciłem za kabinę. Obaj byliśmy w kompletnym stroju Adama. Kibum zaczął błądzić szczupłymi palcami po moim torsie, jakby chciał doszukać się czegoś nowego, a znał go na pamięć. Gładziłem jego boki, namiętnie go całując. Po paru minutach poczułem uścisk na mojej męskości. Syknąłem, kiedy uścisk się wzmocnił.

- Kibum... Chcesz żebym cię wziął na ostro czy łagodnie?

- A jest na średnio? - jego kocie oczy wpatrywały się we mnie, jakby miał chęć upolowania mnie.

- Hmm, zobaczę co da się zrobić.  - chwyciłem blondyna za nadgarstki, przybijając go do ścianki i bardziej natarczywie całując. Widać było, że blondyn traci cierpliwość, pewnie chciał, żebym jak najszybciej wziął sprawy w swoje ręce, no może nie do końca w ręce.

- Jonghyun, błagam... Ile mam jeszcze czekać? - wydukał ledwie pytanie, ale tak, że dosłyszałem.

- Cierpliwości mój drogi, cierpliwości. - językiem przejechałem po jego policzku, przez chwilę poczułem się jak pies i zaśmiałem się w duchu.

- Ale... - położyłem palec na jego ustach w celu uciszenia. Delikatnie trąciłem jego stwardniałe sutki, na co blondyn cicho jęknął.

- Jong? - uniosłem głowę, bo w jego głosie usłyszałem nutę zapytania o coś ważnego, przynajmniej tak przeczuwałem. - Znasz nijakiego Inozuka Tomoya?

- Nie, a miałbym znać? - nie przerywałem zabawy, którą zacząłem na jego klatce piersiowej.

- Nie wiem. Bo jak schodziłeś wtedy do holu, to jakoś szybko się zwinął i wiedział, że jesteś moim chłopakiem.

- A wie jak mam na imię? - nie uważałem tą konwersację za jakąś poważną, więc nadal się bawiłem, znacząc zębami czerwone ślady.

- Aish..n-nie. - syknął z bólu, bo jednak trochę boleśnie go gryzłem.

- No to pewnie się domyślił, za wielu gości nie ma tutaj. - zacząłem masować zewnętrzną stronę uda, a później wewnętrzną. Odsunąłem się od jego klatki piersiowej. Bardziej przybliżyłem się, praktycznie opierając się swoim ciałem o jego, nie było żadnej odległości od nas. Wbiłem język w jego usta, drażniąc jego podniebienie. Objąłem go w pasie, przedtem wyłączając lejącą się wodę z prysznica i wyszliśmy z kabiny. Umywalka, która stała niedaleko wyglądała mi na stabilną i dość wytrzymałą. Najwyżej, jak się zniszczy, uciekniemy schodami ewakuacyjnymi, aby nie zapłacić za szkody. - Dzisiaj popatrzymy na siebie. - szepnąłem mu do ucha.

- Przecież zawsze na siebie patrzymy.

- Ale nie w taki sposób, jaki chce dzisiaj, mój kotku. - znów uśmiechnąłem się zadziornie i usadowiłem Kibuma na umywalce.

- Ej, czekaj! A jak się rozwali? - widać, że bardzo martwił się o sprzęd hotelarski.

- Uciekniemy. W tym jesteśmy dobrzy - zaśmiałem się.

         Rozstawiłem szeroko jego nogi, by móc go prawidłowo przygotować. Delikatnie wsunąłem palec do jego wejścia, po czym doszedł drugi i w wolnym tempie poruszałem się w jego wnętrzu. Key wyglądał na zadowolonego, jednak jeszcze było mu mało. Kiedy stwierdziłem, że jest gotowy, powoli, ale pewnie włożyłem swoją męskość w niego. Czułem, jak zaciska się na nim, tego było mu trzeba. Ruchy były powolne, jednak z czasem stawały się szybsze i mocniejsze. Kibum jęczał pod wpływem tej czystej przyjemności, którą mu dawałem i przy okazji sobie. Przerwałem na chwilę, by odwrócić go przodem do lustra. Znowu wszedłem w blondyna, ale pchnięcia były już silne, jednak zwolniłem. Kibum starał się unikać widoku w lekko pękniętym zwierciadle, a mi się przyjemnie patrzało na niego.

- Kibum! Spójrz na mnie - ten odwrócił się do mnie. - Nie, nie, nie tak - złapałem za jego podbródek i skierowałem do odbicia.

- Nie chcę patrzeć na siebie! Wyglądam żałośnie - głowę schował między ramionami.

- Nie! Wyglądasz uroczo, proszę, spójrz na mnie przez lustro - nachyliłem się, przegryzając płatek jego ucha. W końcu po wielu błaganiach spojrzał na mnie i zastygł w tej pozycji. Po kilku minutach nasze ciała były idealnie synchronizowane. Co jakiś czas spoglądałem w nasze odbicie. W pewnym momencie poczułem się, jak w jakimś gejowskim pornosie. Pchałem z taką samą siłą jak poprzednio, lecz szybciej. Łazienkę wypełniały nasze jęki i podniecenie.

***

     Za każdym razem, kiedy trafiał w punkt G, po moich plecach przebiegał przyjemny dreszcz, za którym tęskniłem. Bardzo lubiłem to uczucie, kiedy twoja najukochańsza osoba kocha cię całą duszą i ciałem. Za nic w świecie nie mogłem powstrzymać swoich jęków, bo wiedziałem, że go to podnieci jeszcze bardziej. I tak się działo. W podbrzuszu zacząłem czuć przyjemne uczucie, które zawsze towarzyszyło szczytowaniu. Byłem już blisko. Mój świat zaczął wirować,a przed oczami robiło mi się momentami ciemno. Nie czułem swojego ciała, to tak jakbym go w ogóle nie miał. Zdawało mi się, że byłem piórkiem, który pod wpływem wiatru wędruje po niebie. Koniec. Nagle wróciłem na ziemię, moje ciało było ciężkie, a obraz przed oczami się poprawiał. W odbiciu widziałem zmęczonego Jonga, który trzymał mnie za boki, głośno sapiąc. Ja lekko opadłem na umywalkę. Nadal był we mnie. Przyjemne uczucie.

- I jak było? - zapytał, na co się tylko lekko uśmiechnąłem, bo nie miałem siły na jakiekolwiek słowa. Ten przytulił mnie do siebie mocno, a następnie uniósł niczym pannę młodą i zaniósł do pokoju, kładąc mnie na łóżku. - Prześpij się, wieczorem ruszamy - pocałował mnie w policzek i przykrył. Zasnąłem szczęśliwy.

***

- Shoota nie żyje. Oni na wolności. Ci uciekają. Nie przyjemna i trudna sprawa - mężczyzna wziął łyk gorącej i czarnej kawy.

- A no. I co robimy?

- Jutro robimy krok do przodu, Tom. Śledź nadal, tych co uciekają. Lee Shin i Urya zajmą się tymi facetami, a natomiast ja rozpocznę śledztwo w sprawie śmierci twojego brata.

- Pójdę się przygotować - ukłoniłem się, by wyjść.

- Tom. Pamiętaj oni nie mogą się dowiedzieć, że ich śledzisz.

- Ma się rozumieć szefie. - zasalutowałem i wyszedłem z gabinetu.

      Pomimo mojego spokoju, który było widać, to był niczym w porównaniu do mojego wnętrza, które się całe gotowało. Miałem ochotę pozarzynać ich wszystkich, ale jednak musiałem trzymać rękę na pulsie i cierpliwie czekać, aż się potkną. Mogłem już wcześniej ich zabić, miałem okazję, lecz rozkazy mówiły mi co innego. Każda pochopna decyzja może sprawić, że cała akcja polegnie, a tego nie chciałem. Pragnąłem dotrzymać obietnicy, którą złożyłem pod przysięgą. Jednak nie miałem pewności i gwarancji, czy moje serce wytrzyma więcej cierpienia. Musiałem czekać, tylko tyle mi pozostało. Nic więcej.


CDN.

9 komentarzy:

  1. Brat Shooty, hm? Jakoś mam wrażenie, że tak różowo nie będzie, ale to jest to, co tygryski lubią najbardziej ^^
    Na początku tak było uroczo, że się szczerzyłam jak głupia do monitora xD A to wkurzenie Jjonga na słońce, to jakbym słyszała samą siebie, też nie lubię być tak brutalnie budzona przez światło. A "Yes, my Lord" skojarzyło mi się z anime Kuroshitsuji i Sebastianem, jednym z bohaterów, przez co automatycznie miałam wyobrażenie Jonghyuna w tym lokajowym garniaczku :3
    Życzę dużo weny do kolejnych rozdziałów ^^

    [http://welcome-in-rainy-world.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwrot "Yes, my lord" było umyślne, dlatego to wpisałam, wiedziałam, że się skojarzy z nim.XDD

      Usuń
  2. dzień dobry! właśnie jestem po przeczytaniu i jaram się, że byłam pierwsza :D (a to dziwne xd) rozdział wspaniały! a ta scena erotyczna jakbyś czytała w moich myślach xD my feels nie do opisania fbivfbdibdfjk kocham cię i uważaj na siebie na woodstocku, może coś się tam wydarzy i to będzie weną! no i wracaj szybko do nas!

    Twój dozgonnie oddany czytelnik, Dalian.
    Życzę dużo, dużo weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj nie dobrze, nie dobrze... Coraz mniej błędów, a ja nie będę miał się do czego doczepiać..
    Hah, żartuję, coraz lepiej piszesz pod względem stylistycznym i dlatego też dużo milej się czyta. Raczej dalej będę Cię dręczył długimi komentarzami, bo osobiście nie potrafię wszystkiego tak łatwo ujmować w jednym zdaniu i nawet lubię się rozpisywać.
    Znalazłem takie słówko, do którego się przyczepię, mianowicie, nie zgadzam się ze słowem, które wystąpiło z niepoprawną pisownią (albo zrozumieniem) "przeciągając", sądzę, że powinien pojawić się zamiast tego, bardzo podobny wyraz "przyciągając", który zmienia postać rzeczy, a przynajmniej według mnie.
    Czasami pojawia się też za dużo, albo, w innych miejscach tekstu, za mało przecinków.
    Innych uwag raczej nie mam, bardzo się poprawiłaś i podoba mi się to.
    Chociaż... za niedługo to ty będziesz mnie jeszcze poprawiać, gdy popełnię jakiś głupiutki błądzik... ^^"

    Rozdział sam z siebie był ciekawy i uwierz, nie byłem w stanie uspokoić ciekawości, która nakazywała mi zaglądać na bloga codziennie. No cóż, jestem ciekawski. Nie mogłem się po prostu doczekać.
    Sceny erotyczne trochę przypominają mi szybkie numerki, ale sam nie wiem jakie chciałaś by wyszły. Ja raczej takie "sceny" uprawiam, gdy ktoś na np. imprezie podrywa mnie i namawia na zabawę, a nie jest mi zbyt dobrze znany, albo i w ogóle wcześniej go nie widziałem, a chce się pieprzyć.
    Podpowiedzią dla Ciebie może być to, że w opowiadaniach, jeżeli chodzi właśnie o opisanie sceny długiego, namiętnego i męczącego seksu, należy napisać o emocjach towarzyszących obu postacią, muszą one pojawiać się jak najwięcej, inaczej jest tak, jakby bohaterowie się szybko pieprzyli, nie kochali. Powinny też pojawiać się jak największe, bądź raczej jak najwięcej namiętności. Głębsze opisy i tp.
    Tak czy inaczej, coraz bardziej podoba mi się Twój blog.
    Satori

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to czytać. Przyznam się ze scenami tego typu mam problemy, nie wiedziałam jak do końca to opisać (słów nie mogłam znaleźć), ale staram się by to wyszło jak najlepiej.
      Cieszy mnie to bardzo. ^^

      Usuń
  4. A właśnie, wybacz, że wcześniej nie zapytałem, ale wypadło mi to z pamięci...
    Mianowicie, ciekawi mnie czy to ty osobiście "zbetowałaś" tekst, czy posiadasz kogoś na tym miejscu bety?
    Satori

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znalazłam, znaczy beta odnalazła mnie.XDD
      Myślę, że czasami ciężko zauważyć własne błędy, bo się wtedy myśli, że niby jest wszystko ok, a tu ktoś inny odnajduje te niedociągnięcia.

      Usuń
  5. Ale się będzie działo *..* okropne że muszą tak uciekać :( ale dobrze że są razem, ze się wspierają...

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajne, milo sie czyta chociaz duzo tu smutku co jest troche dobijajace, mam nadzieje ze wszystko skonczy sie dobrze to ja lece czytac dalej <3

    OdpowiedzUsuń