***
Cieszyłem się, że znowu udało nam się uciec, tylko, że tym razem pomogła nam policja. Zastanawiałem się kto zawiadomił, kto nam pomógł, te dwa pytania ciągle chodziły mi po głowie i nie dawały spokoju. Chciałem poznać odpowiedzi, ale nikt nie mógł mi ich udzielić. Musiałem żyć w nieświadomości.
Widziałem jak Kibum się uśmiecha, od wczoraj taki był, co przez mi spadł kamień z serca, może przestał się tak bardzo zamartwiać i zaczął myśleć pozytywnie. Chciałem żeby ciągle się uśmiechał bez względu na sytuację. Chociaż wątpię, żeby się uśmiechał gdyby coś nam się stało. Takie trochę głupie było te moje myślenie.
Pomysły mi się kończyły, obeszliśmy pół miasta, nie wiedziałem już gdzie możemy się udać, ale starałem się to ukrywać, nie mogłem zawieść blondyna.
- Gdzie teraz się udamy? - zapytał po długiej ciszy.
- Przed siebie. - uśmiechnąłem się delikatnie, ten na to tylko mruknął i pokiwał głową.
Miałem nadzieję, że brak nowych pomysłów nie zwabi na nas kłopotów. Nadal szliśmy obrzeżem miasta, w ciszy. Ten spokój pomiędzy nami momentami mnie denerwował, ale za nic w świecie nie mogłem znaleźć tematu do rozmowy. Poniekąd zauważyłem, że miłość jaka była pomiędzy nami jakby trochę wygasła. Możliwe, że przez tą całą sytuację, może jak się to wszystko zakończy to wróci do nas to uczucie, że znowu się rozpali. Musiałem cierpliwie czekać.
- Ciekawe co u twoich przyjaciół - odezwał się znowu.
- Też jestem ciekawy. - spojrzałem w kierunku, gdzie mniej więcej znajdowało się nasze mieszkanie.
- Może ich odwiedzimy? - jego pytanie naprawdę mnie zdziwiło.
- Co ty tak nagle? Przecież sam mówiłeś, że mamy się nie zbliżać do nich bo narobimy kłopotów. - spojrzałem na niego.
- Tak wiem, ale widzę, że martwisz się o nich. Zaryzykujmy.
Nie byłem pewny co do tego, bo jeśli podejmiemy się ryzyka to nie tylko my przy tym możemy ucierpieć. Dość długą chwilę się zastanawiałem, bo z jednej strony naprawdę chciałem ich zobaczyć, pogadać, lecz z drugiej bardzo się tego bałem.
- To jak idziemy?
Nic nie odpowiadając, chwyciłem go za dłoń i ruszyliśmy w stronę najbliższego przystanku autobusowego. Modliłem się, żeby nic się nie wydarzyło.
***
Zaostrzyłem swoją czujność i wzmocniłem nieco ochronę. Moi najlepsi ludzie zostali rozstawieni po Seulu. Każdy z nich ma obowiązek chronienia tej dwójki oraz zawiadomienia mnie o położeniu przeciwnika.
Sytuacja w sumie po złapaniu kilku ich ludzi się bardziej zaostrzyła, co może oznaczać, że sprawa dobiega powoli ku końcowi. Miałem wrażenie, że ludzie mafii ubrali się po cywilu, że trudno było wyczuć kto był zagrożeniem a kto nie. Musiałem bacznie obserwować, by nie było jakieś niespodzianki o które nie było tak trudno.
Nagle rozniósł się dźwięk dzwonka w moim telefonie. Wiedziałem kto dzwoni, więc nie spojrzałem na wyświetlacz tylko od razu wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- Tak, sze-
- Oh, cześć Tom, co u ciebie słychać?
- Skąd do cholery masz mój numer? - zamiast głosu szefa, usłyszałem głos mojego wroga, co mnie mocno zdziwiło.
- Spokojnie, mam swoje sposoby. Nie martw się nie śledzę cię, tylko chciałem cię oficjalnie zawiadomić, że dzisiaj Kim Kibum i jego chłopak pożegnają się z życiem.
- Jeśli ich tkniesz. - zacisnąłem słuchawkę.
- To mnie zabijesz? Zabawny jesteś. - zaśmiał się drwiąco. - Bądź czujny, nie wiadomo kiedy któryś z moich ludzi rozpocznie operację "Zniszczyć Kibuma". Do usłyszenia Tom.
Pragnąłem tylko mu przywalić z całej swojej siły tak, żeby stracił przytomność. Miałem wielką nadzieję, że nic się nie wydarzy za moimi plecami. Nie czekając dłużej zadzwoniłem do szefa, powiadomić go o tym.
Po długiej i szczegółowej rozmowie, komendant nakazał jeszcze bardziej wzmocnić ochronę i poustawiać snajperów jak tylko ustalę ich lokalizację.
Sytuacja w sumie po złapaniu kilku ich ludzi się bardziej zaostrzyła, co może oznaczać, że sprawa dobiega powoli ku końcowi. Miałem wrażenie, że ludzie mafii ubrali się po cywilu, że trudno było wyczuć kto był zagrożeniem a kto nie. Musiałem bacznie obserwować, by nie było jakieś niespodzianki o które nie było tak trudno.
Nagle rozniósł się dźwięk dzwonka w moim telefonie. Wiedziałem kto dzwoni, więc nie spojrzałem na wyświetlacz tylko od razu wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- Tak, sze-
- Oh, cześć Tom, co u ciebie słychać?
- Skąd do cholery masz mój numer? - zamiast głosu szefa, usłyszałem głos mojego wroga, co mnie mocno zdziwiło.
- Spokojnie, mam swoje sposoby. Nie martw się nie śledzę cię, tylko chciałem cię oficjalnie zawiadomić, że dzisiaj Kim Kibum i jego chłopak pożegnają się z życiem.
- Jeśli ich tkniesz. - zacisnąłem słuchawkę.
- To mnie zabijesz? Zabawny jesteś. - zaśmiał się drwiąco. - Bądź czujny, nie wiadomo kiedy któryś z moich ludzi rozpocznie operację "Zniszczyć Kibuma". Do usłyszenia Tom.
Pragnąłem tylko mu przywalić z całej swojej siły tak, żeby stracił przytomność. Miałem wielką nadzieję, że nic się nie wydarzy za moimi plecami. Nie czekając dłużej zadzwoniłem do szefa, powiadomić go o tym.
Po długiej i szczegółowej rozmowie, komendant nakazał jeszcze bardziej wzmocnić ochronę i poustawiać snajperów jak tylko ustalę ich lokalizację.
***
Na swoich plecach czułem czyiś wzrok i to nie jeden, ale stwierdziłem, że nie będę się tym zbytnio przejmować. Znajdowaliśmy się już w mieście, między wieżowcami, wśród spalin. Jednak bardziej odpowiadało mi takie środowisko, w takim się wychowałem i chyba w takim umrę.
Jonghyun prowadził nas przez kilka uliczek aż znaleźliśmy się pod klatką budynku w którym mieszkał. Pamiętam jak tu kiedyś zasnąłem w zimę i pewnie brunet mnie wtedy wniósł na górę. Zresztą nie za wiele pamiętałem. Jak na złość winda była popsuta i musieliśmy iść schodami, co nas nie ucieszyło. Weszliśmy na odpowiednie piętro i ruszyliśmy do drzwi za którymi powinni być jego przyjaciele.
Brunet gestem zakomunikował, że zaraz będzie pukać na co ja kiwnąłem głową. Stuknął trzy razy w drewniane drzwi. Nastąpiła kompletna cisza, nasłuchiwaliśmy kroki, które bardzo powoli zwiększały natężenie dźwięku. Przed nami ukazał się najstarszy, którego ledwo poznawaliśmy.
- Onew, co ci się stało? - pominął powitanie, od razu zadając pytanie z wielkim zmartwieniem.
- Jonghyun? - starszy wyraźnie był bardzo zaskoczony widząc nas przed sobą. - Ja chyba śnię. - uszczypnął się w rękę.
- Nie, nie śnisz. To naprawdę my. - uśmiechnął się delikatnie do wyższego.
- Jonghyun! - moment a Onew zawisł na brunecie, mocno tuląc, z jego oczy wypływały obfite łzy. - Tak się cieszę, że cię widzę! Martwiłem się bardzo. - odsunął się od przyjaciela i spojrzał w moją stronę - Dobrze, że tobie też nic nie jest. - on jako jedyny ze znajomych Jonga mnie nie ignorował, co mnie bardzo cieszyło.
Weszliśmy do środka. W nos uderzył mnie okropny zapach, którego przedtem go nie było. Dookoła był syf, a w kuchni pełno niepomytych naczyń. Odtrącało mnie to wszystko.
- Wybaczcie ten burdel, ale no...nie najlepiej się działo. - powiedział smutnym głosem.
- Co się stało? Gdzie Tae, Minho i Hyun Min? - zapytał Jjong.
- Oni? No cóż... - westchnął - Minnie wylądował w szpitalu, wykończył swój organizm tak, że jest pod respiratorem przez Minho, bo tak bardzo za nim tęsknił i tracił w nadzieję w jego i nawet w wasz powrót. - wziął głęboki wdech - Minho wałęsał się po stolicy, rzadko wracając tutaj, ale teraz jest z młodym. Za to Hyun Min jest u swojej dziewczyny. No i ja, zostałem tutaj sam.
- Ale dlaczego tak się robiliście? - dopytywał dalej.
- Noona nie mogła znieść twojej nieobecności i się wyprowadziła, Minho też tak samo i wychodził często, Taemin stracił całą swoją młodzieńczą energię, a ja już miałem tego dość, bo jako jedyny musiałem jakoś się trzymać psychicznie i podtrzymywać młodego co już mi na dłuższą metę się nie udało.
- Dlatego wygląda tak jak wygląda? To przeze mnie? - rozglądał się pomieszkaniu, łapiąc się za głowę.
Mi też nie było łatwo w to uwierzyć. Jednak patrząc na to wszystko to była wyłącznie moja wina. Przez to, że wciągnąłem w tą całą sprawę Jonghyuna to ich grupa się rozbiła. Czułem się winny. Wolałbym cofnąć czas do przerwy na stołówce, wtedy bym nie pozwolił się dosiąść brunetowi, byśmy się nie poznali, nie zakochałbym się w nim, nie byłoby tych wszystkich akcji. Byłby nadal szczęśliwy z przyjaciółmi a ja bym zginął w samotności. To byłoby o wiele lepsze niż to co było w obecnej chwili. Nikt by nie ucierpiał, nikt by nie zginął.
Byłem winny. Kolejny powód dla którego powinienem zginąć.
CDN.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Za wszelkie błędy przepraszam T^T ale aktualnie moja beta nie jest w stanie sprawdzać moich "dzieł" :c
Weszliśmy do środka. W nos uderzył mnie okropny zapach, którego przedtem go nie było. Dookoła był syf, a w kuchni pełno niepomytych naczyń. Odtrącało mnie to wszystko.
- Wybaczcie ten burdel, ale no...nie najlepiej się działo. - powiedział smutnym głosem.
- Co się stało? Gdzie Tae, Minho i Hyun Min? - zapytał Jjong.
- Oni? No cóż... - westchnął - Minnie wylądował w szpitalu, wykończył swój organizm tak, że jest pod respiratorem przez Minho, bo tak bardzo za nim tęsknił i tracił w nadzieję w jego i nawet w wasz powrót. - wziął głęboki wdech - Minho wałęsał się po stolicy, rzadko wracając tutaj, ale teraz jest z młodym. Za to Hyun Min jest u swojej dziewczyny. No i ja, zostałem tutaj sam.
- Ale dlaczego tak się robiliście? - dopytywał dalej.
- Noona nie mogła znieść twojej nieobecności i się wyprowadziła, Minho też tak samo i wychodził często, Taemin stracił całą swoją młodzieńczą energię, a ja już miałem tego dość, bo jako jedyny musiałem jakoś się trzymać psychicznie i podtrzymywać młodego co już mi na dłuższą metę się nie udało.
- Dlatego wygląda tak jak wygląda? To przeze mnie? - rozglądał się pomieszkaniu, łapiąc się za głowę.
Mi też nie było łatwo w to uwierzyć. Jednak patrząc na to wszystko to była wyłącznie moja wina. Przez to, że wciągnąłem w tą całą sprawę Jonghyuna to ich grupa się rozbiła. Czułem się winny. Wolałbym cofnąć czas do przerwy na stołówce, wtedy bym nie pozwolił się dosiąść brunetowi, byśmy się nie poznali, nie zakochałbym się w nim, nie byłoby tych wszystkich akcji. Byłby nadal szczęśliwy z przyjaciółmi a ja bym zginął w samotności. To byłoby o wiele lepsze niż to co było w obecnej chwili. Nikt by nie ucierpiał, nikt by nie zginął.
Byłem winny. Kolejny powód dla którego powinienem zginąć.
***
Kamień spadł mi serca kiedy ujrzałem przed sobą Jonghyuna i Kibuma. Poczułem wielką ulgę, jakby jakiś głaz zleciał mi z ciała. Chciałem nacieszyć się chwilą z nim. Naprawdę po raz pierwszy tęskniłem za jego dinozaurową twarzą. W końcu to był mój przyjaciel, którego bym nigdy nie opuścił, nawet jeżeli to kosztowałoby moje zycie.
- Kawy, herbaty, coli? - zapytałem.
- Kawy - odpowiedział Jonghyun.
- A ty? - spojrzałem na blondyna, który wyglądał jakby czuł sie nie swojo.
- Herbaty - cicho odpowiedział.
Nie czekając ruszyłem do kuchni, wstawię wodę. Nie trwało to długo, po paru minutach było wszystko gotowe. Wziąłem najczystsze kubki jakie były i wlałem gorącą wodę do wnętrza naczyń. Uniósł się aromatyczny zapach kawy i herbaty, który rozszedł się w parę sekund po kuchni i zaraz było czuć w całym mieszkaniu. Chwyciłem kubki i ruszyłem do salonu, modliłem się żeby nie wywinąć orła na płaskiej powierzchni, do czego jednak byłem zdolny. Ku mojemu zaskoczeniu udało się bez problemów przejść drogę panelową z kuchni do salonu, gdzie siedziały chłopaki.
- Proszę - rozdałem po kolorowym naczyniu.
- A gdzie Taemin? - zapytał Jonghyun.
Ciężko mi było odpowiedzieć na pytanie, mimo że było z nim już w porządku jednak trudno było się wysłowić na ten temat, nie potrafiłem prosto z mostu powiedzieć, że jest w szpitalu przez wyczerpanie organizmu, Jong by się załamał i Kibum pewnie także, bo by pomyśleli, że to ich wina. Nie chciałem od razu im mówić. Serce znowu mnie zabolało.
- No to co z nim, co tak zamilkłeś? - zaczął naciskać a ,mi trudniej było przepchnąć słowa przez gardło.
- No to nie jest takie łatwe jak ci się zdaje. - podrapałem tył głowy, byłem zakłopotany.
- Co się stało? - ponownie zapytał tym razem bardziej poważniej.
- No bo...Taemin... - zacząłem, jednak nadal było ciężko.
- No gadaj! - wrzasnął, nie mogłem już zawrócić, musiałem to z siebie wyrzucić.
- Taemin jest w szpitalu.
- Co kurwa?! - aż wstał z zaskoczenia, nic dziwnego, dla niego to był szok.
- Jak to w szpitalu? - dołączył się Kibum.
- Z wyczerpania organizmu. Nie najlepiej sie prowadził ze zdrowiem no i się stało.
- Ale czemu? Nadal tego nie ogarniam. - Jong złapał sie za głowę, ledwo do niego dochodziło co mówiłem.
- Tęsknota, po prostu tęsknił za wami, nie mógł znieść ciszy w domu. Nawet przestał chodzić do szkoły, nic nie robił. - ścisnąłem mocno czarny kubek, który aktualnie trzymałem w dłoniach. - Siedział sam w pokoju, rzadko z niego wychodził, jedynie do toalety, a tak nic nie jadł. Widać było, że mało spał. No i w końcu dostał jakieś choroby i wylądował w szpitalu. - z bólem serca wylewałem z siebie wytłumaczenia, które nie były łatwe do wypowiedzenia.
Chłopaki siedzieli w ciszy z grobowymi minami. Jonghyun prawie co to się nie rozpłakał, Key łzy stanęły w oczach, były szkliste jak czyste szkło jakby dopiero co wyjęte z pieca. Nie wiedziałem co powiedzieć, chociaż w sumie powiedziałem wszystko co mogłem i na więcej słów stać mnie nie było.
W pewnym momencie Jong wstał gwałtownie, zaciskając pięści z całej siły.
- To moja wina - wymamrotał - To moja wina, że Tae teraz siedzi w szpitalu.
- Jong to nie-
- Jak to kurwa nie moja!!!! - aż się zrobił ze złości cały czerwony.
- Jonghyun - niepewnie odezwał się Kibum - Przepraszam, że cię wciągnąłem w to wszystko i cała resztę. To wyłącznie moja wina, ze wszyscy są w rozsypce. Gdybym się nie pojawił w twoim życiu wszystko byłoby dobrze. - wstał z miejsca i skierował się w stronę wyjścia - wyjdę już. A ty Jonghyun zostań, proszę nie idź za mną. - wyszedł, a Dino został, stojąc jak wryty.
- Co robimy? - zapytał jeden z moich ludzi
- Czekamy, nie mamy wyjścia. Dopóki się nie zjawią nic nie robimy. - wolałem żeby się już zaczęło to co miało się zacząć, a tak czekanie jak do usranej śmierci. Mogłem aż usnąć albo zapuścić korzenie. Praca w służbie policyjnej nie jest łatwa, jest ciężka i bardzo męcząca, co drugie z tych czasami doprowadza mnie do rozpaczy.
- Panie Tom, wyszedł.
Wzrok zwróciłem ku drzwi budynku z którego właśnie w pośpiechu wyszedł Kibum. Nie rozumiałem jego zdenerwowania, z daleka zauważyłem, że płaczę, choć tego nie byłem pewien. Na razie nakazałem ludziom czekać aby nic nie robili. Musiałem przeczekać, nic pochopnie nie robić, bo to mogło nas zdezorientować i zgubić, i to bardzo.
Nagle ciszę przerwał pisk opon samochodowych w dodatku nie jednych, co najmniej trzech. Czułem, że to zły znak dla blondyna a dobry dla nas, bo wiedzieliśmy, że się rozpoczyna nasza upragniona misja. Czas rozpocząć bal.
- Panie Tom!
- Tak wiem! Brońcie chłopaka! - dałem znak ręką, żeby wszyscy znaleźli się na swoich pozycjach i byli w gotowości.
- Kawy, herbaty, coli? - zapytałem.
- Kawy - odpowiedział Jonghyun.
- A ty? - spojrzałem na blondyna, który wyglądał jakby czuł sie nie swojo.
- Herbaty - cicho odpowiedział.
Nie czekając ruszyłem do kuchni, wstawię wodę. Nie trwało to długo, po paru minutach było wszystko gotowe. Wziąłem najczystsze kubki jakie były i wlałem gorącą wodę do wnętrza naczyń. Uniósł się aromatyczny zapach kawy i herbaty, który rozszedł się w parę sekund po kuchni i zaraz było czuć w całym mieszkaniu. Chwyciłem kubki i ruszyłem do salonu, modliłem się żeby nie wywinąć orła na płaskiej powierzchni, do czego jednak byłem zdolny. Ku mojemu zaskoczeniu udało się bez problemów przejść drogę panelową z kuchni do salonu, gdzie siedziały chłopaki.
- Proszę - rozdałem po kolorowym naczyniu.
- A gdzie Taemin? - zapytał Jonghyun.
Ciężko mi było odpowiedzieć na pytanie, mimo że było z nim już w porządku jednak trudno było się wysłowić na ten temat, nie potrafiłem prosto z mostu powiedzieć, że jest w szpitalu przez wyczerpanie organizmu, Jong by się załamał i Kibum pewnie także, bo by pomyśleli, że to ich wina. Nie chciałem od razu im mówić. Serce znowu mnie zabolało.
- No to co z nim, co tak zamilkłeś? - zaczął naciskać a ,mi trudniej było przepchnąć słowa przez gardło.
- No to nie jest takie łatwe jak ci się zdaje. - podrapałem tył głowy, byłem zakłopotany.
- Co się stało? - ponownie zapytał tym razem bardziej poważniej.
- No bo...Taemin... - zacząłem, jednak nadal było ciężko.
- No gadaj! - wrzasnął, nie mogłem już zawrócić, musiałem to z siebie wyrzucić.
- Taemin jest w szpitalu.
- Co kurwa?! - aż wstał z zaskoczenia, nic dziwnego, dla niego to był szok.
- Jak to w szpitalu? - dołączył się Kibum.
- Z wyczerpania organizmu. Nie najlepiej sie prowadził ze zdrowiem no i się stało.
- Ale czemu? Nadal tego nie ogarniam. - Jong złapał sie za głowę, ledwo do niego dochodziło co mówiłem.
- Tęsknota, po prostu tęsknił za wami, nie mógł znieść ciszy w domu. Nawet przestał chodzić do szkoły, nic nie robił. - ścisnąłem mocno czarny kubek, który aktualnie trzymałem w dłoniach. - Siedział sam w pokoju, rzadko z niego wychodził, jedynie do toalety, a tak nic nie jadł. Widać było, że mało spał. No i w końcu dostał jakieś choroby i wylądował w szpitalu. - z bólem serca wylewałem z siebie wytłumaczenia, które nie były łatwe do wypowiedzenia.
Chłopaki siedzieli w ciszy z grobowymi minami. Jonghyun prawie co to się nie rozpłakał, Key łzy stanęły w oczach, były szkliste jak czyste szkło jakby dopiero co wyjęte z pieca. Nie wiedziałem co powiedzieć, chociaż w sumie powiedziałem wszystko co mogłem i na więcej słów stać mnie nie było.
W pewnym momencie Jong wstał gwałtownie, zaciskając pięści z całej siły.
- To moja wina - wymamrotał - To moja wina, że Tae teraz siedzi w szpitalu.
- Jong to nie-
- Jak to kurwa nie moja!!!! - aż się zrobił ze złości cały czerwony.
- Jonghyun - niepewnie odezwał się Kibum - Przepraszam, że cię wciągnąłem w to wszystko i cała resztę. To wyłącznie moja wina, ze wszyscy są w rozsypce. Gdybym się nie pojawił w twoim życiu wszystko byłoby dobrze. - wstał z miejsca i skierował się w stronę wyjścia - wyjdę już. A ty Jonghyun zostań, proszę nie idź za mną. - wyszedł, a Dino został, stojąc jak wryty.
***
W sumie nie wiedziałem do końca jak mam tą sprawę zakończyć, to nie było takie łatwe jakby się wydawało. Niby mieliśmy tylko złapać grupkę gangsterów, ale gdyby nie fakt iż to nie byle jacy gangsterzy, tylko cholernie dobrze uzbrojone dranie, które bez wahania zabiją. Zadanie nie należało do najłatwiejszych. Trzeba było zorganizować najlepszą grupę policjantów, co wskazuje na to mała liczba jaka powinna być no i oczywiście snajperzy, którzy bacznie obserwowali okolice z dachów wieżowców. My siedzieliśmy w ukryciu, czekając jakby na zbawienie, że obejdzie się bez krwi. Dzisiaj nastał sąd ostateczny, dzień w którym miało się wszystko zakończyć jak najbardziej pomyślnie dla naszej strony.
- Co robimy? - zapytał jeden z moich ludzi
- Czekamy, nie mamy wyjścia. Dopóki się nie zjawią nic nie robimy. - wolałem żeby się już zaczęło to co miało się zacząć, a tak czekanie jak do usranej śmierci. Mogłem aż usnąć albo zapuścić korzenie. Praca w służbie policyjnej nie jest łatwa, jest ciężka i bardzo męcząca, co drugie z tych czasami doprowadza mnie do rozpaczy.
- Panie Tom, wyszedł.
Wzrok zwróciłem ku drzwi budynku z którego właśnie w pośpiechu wyszedł Kibum. Nie rozumiałem jego zdenerwowania, z daleka zauważyłem, że płaczę, choć tego nie byłem pewien. Na razie nakazałem ludziom czekać aby nic nie robili. Musiałem przeczekać, nic pochopnie nie robić, bo to mogło nas zdezorientować i zgubić, i to bardzo.
Nagle ciszę przerwał pisk opon samochodowych w dodatku nie jednych, co najmniej trzech. Czułem, że to zły znak dla blondyna a dobry dla nas, bo wiedzieliśmy, że się rozpoczyna nasza upragniona misja. Czas rozpocząć bal.
- Panie Tom!
- Tak wiem! Brońcie chłopaka! - dałem znak ręką, żeby wszyscy znaleźli się na swoich pozycjach i byli w gotowości.
***
Pisk opon. Krzyki. Odgłos biegów. Strzały. Szarpanie. Szybkie bicie serca. Lęk i strach. Łzy. Może to były ostatnie chwile w moim życiu, które postanowiłem spędzić bez niego. Bez osoby, którą kochałem nad życie i po prostu ją zostawiłem by ją chronić. Tak, chronić to chyba dobre określenie, bo jakby inaczej to nazwać. Jednak z drugiej strony chciałbym, żeby był obok mnie i objął oraz zabrał stąd wraz sobą daleko, tam gdzie nikt by nas nie znalazł. Nagle świat zaczął mi wirować, nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Nawet to czy nadal żyję czy też leżę w kałuży krwi na zimnej, asfaltowej powierzchni. Nic. Kompletnie zamazał mi się obraz, widziałem milion plam zamiast rzeczy w prawdziwej postaci. W myślach ciągle mi latały słowa.
"Jonghyun, boję się, zabierz mnie stąd, przyjdź do mnie, nie zostawiaj mnie, kocham cię"
Usłyszałem strzał, poczułem nagły ból, który rozpościerał całe moje ciało, jakby miało się zaraz rozerwać na miliard kawałeczków. Przestraszyłem się. Przez strach zaprzestałem walki. Padłem na ziemię, uderzając głową w twardą nawierzchnię.
Czy to był mój koniec?
CDN.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Za wszelkie błędy przepraszam T^T ale aktualnie moja beta nie jest w stanie sprawdzać moich "dzieł" :c
czy ty kobieto chcesz mnie doprowadzić do załamania psychicznego T.T ?? jak mogłaś skończyć w takim momencie ... ;c focham się ;< key! jong! jak mogłaś nooo T.T ide zaszyć sie w pokoju póki nie dodasz kolejnej wspaniałej notki ...
OdpowiedzUsuńŻebyście się domyślili co ma się stac xp Zua ja. Postaram się zacząć pisać 23 rozdział w tym tygodniu. Samej mi ciężko pisać takie opowiadanie, mnie samą to boli co ja wyprawiam w tym "dziele"
OdpowiedzUsuńCzekać cierpliwie.
Epicko, no i to ja rozumiem. ^.^
OdpowiedzUsuńMam pełno teorii co dalej, zwłaszcza ta powiązana z tytułem bardzo mi się podoba i w ogóle, ale to takie szalone, że raczej wątpię o takim nagłym wielkim bum o jakim myślę. ;33 Szkoda małego Taeminka, no i w ogóle taka kicha... Za to na koniec jaka akcja! :33 Musisz szybko to kontynuować, trzeba wiedzieć co dalej. ^.^
Ojejejejejej.. Moj Bumie~ :c
OdpowiedzUsuńW sumie nigdy nie dodawalam tutaj zadnego komcia z czego jestem na siebie zla. ;-; Ale od teraz to zmienie. ^.^
Co do rozdzialu .. za kazdym razem jest wooow~ i chce sie wiecej i wiecej. :3
Kibum.. Jjong.. aish.. po prostu zajebiaszczy ten rozdzialik jak cale opow. *0*
Umma przez burze uczuc nie umie sensownie napisac komentarz, wiec zostawiam ci go. xd
Czekam na kolejny rozdzial i zycze duzoo weny i czasu. ^.^
Hawaiting~