pairing: Ken x Ravi
gatunek: AU, fantasy, fluff, angst
ostrzeżenia: brak
dla Anonima
gatunek: AU, fantasy, fluff, angst
ostrzeżenia: brak
dla Anonima
***
Żyjemy na jednym świecie, lecz każdy posiada własny, do którego nie dopuszcza się osób trzecich. Kiedy ktoś próbuje jednak tego, to nie kończy się za dobrze. Nie należy ryzykować, ponieważ świat, który został zbudowany własnoręcznie może zostać zniszczony w milisekundę. A nie chcemy tego prawda? Niech każdy trzyma się własnego życia.
- Tak najwygodniej
- Co tam mruczysz Lee Jae Hwan? - zapytał szef, który omawiał ważny projekt.
- Nic, nic, przepraszam, że zakłócam. Chyba pójdę się przewietrzyć - zakłopotany brunet wyszedł z sali.
W pośpiechu jakby coś go goniło wszedł na dach gmachu, w którym pracował. Pogoda dopisywała, błękitne niebo a nim malowały się białe obłoczki, które delikatny suwały się po nim. Promyczki słońca przyjemnie ogrzewały ciało. Temperatura była idealna na wyjście do parku ewentualnie jak w tym przypadku na dach. Chłopak próbował poukładać wszystkie myśli w głowie i się trochę opanować. Nie mógł się ostatnio się skupić na wykonywanej przez niego pracy. Nie wiedział co się z nim dzieje. Jakby coś nim władało, dziwna siła. W tym momencie poczuł jak powiew wiatru uderza w jego twarz. Wziął kilka głębokich wdechów, serce jakby się ustabilizowało. Był gotów wrócić do pracy, ale nagłe poczuł, że coś z nim stoi. Chciał się obrócić a zarazem nie.
- Wszędzie cię szukałem... - osoba pochyliła się nad jego uchem - Ken - brunet nagłe się obrócił i zobaczył mężczyznę nieco wyższego od niego w czerwonych włosach.
- Kim jesteś?
- Tym, który cię szukał odkąd zapomniałeś - lekko się uśmiechnął.
- Ale...ja cię nie znam...przepraszam, spieszę się - podjął próbę zakończenia pracy.
- Do pracy? - zaśmiał się - przecież nie znosisz tej pracy, dlaczego się oszukujesz?
- Huh? - spojrzał się zdziwiony na niego - muszę z czegoś żyć, wybacz, ale muszę iść - nagle poczuł mocny uścisk na nadgarstku.
- Pójdziesz ze mną - powiedział na poważnie czerwonowłosy.
- Nie będę z tobą dyskutować, puść mnie! - próbował się wyrwać, ale nic z tego.
- Co ty na to żeby....
- Żeby co?
- Wejść do twojego świata?
- Co? Nie!...Po- - nim krzyknął jego już nie było w świecie rzeczywistym.
Kiedy otworzył oczy nie widział już błękitnego nieba, białych chmur. Nie czuł ciepła. Nic. Kompletna nicość wokół niego. Rozglądał się dookoła, próbował poukładać wszystko do kupy.
- Nie poznajesz? - usłyszał znajomy głos.
- Gdzie my jesteśmy?
- W twoim świecie Ken - złapał bruneta za rękę - ponuro prawda? Ehh, nie chciałbym w takim świecie żyć. Jak ty to wytrzymujesz? - spojrzał się na niego z politowaniem.
- Wyjdźmy stąd proszę, chcę wyjść.
- Dlaczego? Powinieneś czuć się jak u siebie - zmienił wzrok na zdziwienie.
- WYPUŚĆ MNIE!!! - wpadł w szał, stracił zmysły, zaczął się szarpać.
- No już spokojnie - przytulił go mocno do siebie.
- NIE CHCĘ TU BYĆ! NIENAWIDZĘ TEGO ŚWIATA! - zimne łzy spływały po jego policzku, które znikały w bluzie chłopaka.
- Jeśli nienawidzisz tego świata, to nienawidzisz też mnie. Wiele się zmieniło...ty się zmieniłeś - lekko odsunął od siebie.
- Kim jesteś? - ze łzami w oczach zapytał. Pragnął odpowiedzi.
- Ravi...twoja najbliższa osoba. Zapomniałeś? To dzięki mnie byłeś szczęśliwy. Miałeś mnie, ja miałem ciebie. Byliśmy tacy szczęśliwi, ale odkąd poznałeś tą dziewczynę wszystko się zmieniło. Zapomniałeś o mnie, ona później zapomniała o tobie. Zostałeś sam jak palec. Twój świat upadł. To co teraz widzimy, to jakaś pustka, nie ma życia. Jeśli tutaj nic nie ma, to nie i ciebie, Ken.
Rozpłakał się na dobre. Upadł ciężko na ziemię, skulając się mocno. To było jego oblicze. To było to co go dręczyło przez tyle czasu. Nie mógł się pogodzić z utratą dziewczyny, która wolała pieniądze niż miłość. Najpierw weszła do jego świata, namieszała w jego życiu, a później go porzuciła. Wpadł w depresję, próbował z tym walczyć. Cudem mu się udawało. Starał się myśleć wyłącznie o pracy bo to go ratowało od całkowitego upadku. Jednak brakowało mu czegoś, usiłował sobie przypomnieć co to było takiego, że przed dziewczyną był szczęśliwy. Nie mógł. To było coś o czym zapomniał dawno, jego świat został opuszczony przez istotę, którą kochał od początku istnienia. Bolało go to. Winił siebie samego, że tak wyszło, że jego życie to jedno wielkie nic. Pustka.
- Ken...- zwrócił wzrok ku wyższemu - możesz jeszcze to naprawić, musisz tylko chcieć. Masz szansę sobie przypomnieć kim jestem, kim byłem zanim mnie straciłeś...
- Ja...próbowałem...nadal próbuje, ale nic się nie dzieje. Coraz bardziej robi się ciemno. Mam dość tego - ukrył swoją twarz dłoniach i ponownie się skulił.
- To jeszcze nie koniec...chodź - wystawił swoją dłoń, którą niepewnie chwycił.
Szli przez pustkę. Nie było ścian, ścieżki, kompletnie nic. Totalna cisza wokół nich tak jak pomiędzy nimi. Nie rozmawiali, nikt o nic nie pytał. Oboje czekali na coś. Brunet poszedł z nim, może jednak jest coś co go uratuje, jego świat. Zaczął żyć nadzieją. Nagle pojawiło się oślepiające światło, ale nie zatrzymali się, kroczyli dalej w to światło. Serce Kena nagle zaczęło bić tak jakby wcześniej się zatrzymało. Łapał oddech, czuł powoli jakieś nieznane źródło ciepła. Zasłonił oczy dłonią, drugą nadal trzymał Raviego.
- Co się dzieje? - zapytał, ale nawet nie słyszał własnego głosu, był przerażony tym. Zobaczył uśmiech chłopaka.
Kiedy się ocknął, pierwsze co to oślepiło go światło, potem zobaczył biały sufit. Powoli dochodziły do niego głosy, które zaraz zrobiły się wyraźne. Pod dłoniami czuł jakiś materiał, a do twarzy coś przylegało. Zobaczył za chwilę twarze. Dość znajome. Zorientował się, że jest w jakimś pomieszczeniu. Nie mógł poruszyć głową, czuł ból, nie tylko na szyi, ale też w kończynach i lekki ból na plecach. Nie wiedział co się stało.
- Lee Jae Hwan, słyszysz mnie? Kiwnij głową - pomimo bólu, lekko ruszył.
- Wyjdzie z tego? - zapytał starszy mężczyzna, który okazał być się szefem chłopaka.
- Tak, spokojnie, miał dużo szczęścia. To cud, że przeżył - odpowiedział inny mężczyzna - Na dobrą sprawę powinien już nie żyć. Skoczyć ze szczytu dwudziestopiętrowego budynku i na dodatek mieć tylko połamaną nogę oraz rękę i lekko uszkodzony kręgosłup to jest prawdziwy cud...No dobrze, pacjent musi odpocząć - wszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu wyszli. Został sam.
- Co się stało? - zaczął sam siebie pytać.
- Tego też nie pamiętasz? - w drzwiach pojawił się Ravi - ty masz amnezję czy co?
- Ravi...czemu jestem w szpitalu? Co się dokładnie stało?
- Miło, że mnie pamiętasz - usiadł obok łóżka na taborecie - Hmm, skoczyłeś z dachu, na którym byliśmy.
- Chciałem popełnić samobójstwo?
- Tak, w sumie to zrobiłeś, nie żyłeś.
- Jakim cudem jestem...cały? - dopytywał ciągle
- Bo tuż przed upadkiem w rzeczywistości, wstałeś we własnym świecie i chwyciłeś mnie za rękę.
- To niemożliwe, ja jestem martwy, tylko teraz żyję w innym świecie - złapał się za głowę.
- Nie, ty naprawdę żyjesz. Twój świat nie rozpadł się całkiem, ponieważ ty zapragnąłeś żyć.
- Ravi? - spojrzał się na niego - a ty...istniejesz naprawdę? Czy jesteś wytworem mojej wyobraźni? - spojrzał się na czerwonowłosego z nadzieją w oczach.
- Tak, teraz istnieję, dzięki tobie - uśmiechnął się delikatnie.
- Cieszę się - zamknął oczy.
Ravi nachylił się nad nim i delikatnie pocałował go w usta. Po czym pogłaskał go po głowie i wyszedł. Chłopak był szczęśliwy, że odnalazł spokój, mógł już umrzeć, bo poczuł ulgę na swoim sercu jakby tysiąc kamieni, które przygniatały je i rozkruszyły się pod wpływem miłości, którą żywił od bardzo dawna.
Stworzony świat przez samych siebie nie może zostać zrujnowany przez innych. Dlatego, nie można nikogo wpuszczać. Jednak, jeśli dana osoba jest z nami od początku pomimo odrzucenia przez nas samych i trwa przy nas nadal ma prawo do wejścia. Może to dzięki tej osobie zaczniemy żyć, naprawi zniszczony nasz świat, który skłania się ku upadkowi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam Was za taki długi czas nieobecności. Teraz mam zamiar nadrobić wszystkie zaległe onechoty (obiecuję) w przeciągu 7 dni napiszę wszystkie zamówienia na które czekacie bardzo długo.
- Tak najwygodniej
- Co tam mruczysz Lee Jae Hwan? - zapytał szef, który omawiał ważny projekt.
- Nic, nic, przepraszam, że zakłócam. Chyba pójdę się przewietrzyć - zakłopotany brunet wyszedł z sali.
W pośpiechu jakby coś go goniło wszedł na dach gmachu, w którym pracował. Pogoda dopisywała, błękitne niebo a nim malowały się białe obłoczki, które delikatny suwały się po nim. Promyczki słońca przyjemnie ogrzewały ciało. Temperatura była idealna na wyjście do parku ewentualnie jak w tym przypadku na dach. Chłopak próbował poukładać wszystkie myśli w głowie i się trochę opanować. Nie mógł się ostatnio się skupić na wykonywanej przez niego pracy. Nie wiedział co się z nim dzieje. Jakby coś nim władało, dziwna siła. W tym momencie poczuł jak powiew wiatru uderza w jego twarz. Wziął kilka głębokich wdechów, serce jakby się ustabilizowało. Był gotów wrócić do pracy, ale nagłe poczuł, że coś z nim stoi. Chciał się obrócić a zarazem nie.
- Wszędzie cię szukałem... - osoba pochyliła się nad jego uchem - Ken - brunet nagłe się obrócił i zobaczył mężczyznę nieco wyższego od niego w czerwonych włosach.
- Kim jesteś?
- Tym, który cię szukał odkąd zapomniałeś - lekko się uśmiechnął.
- Ale...ja cię nie znam...przepraszam, spieszę się - podjął próbę zakończenia pracy.
- Do pracy? - zaśmiał się - przecież nie znosisz tej pracy, dlaczego się oszukujesz?
- Huh? - spojrzał się zdziwiony na niego - muszę z czegoś żyć, wybacz, ale muszę iść - nagle poczuł mocny uścisk na nadgarstku.
- Pójdziesz ze mną - powiedział na poważnie czerwonowłosy.
- Nie będę z tobą dyskutować, puść mnie! - próbował się wyrwać, ale nic z tego.
- Co ty na to żeby....
- Żeby co?
- Wejść do twojego świata?
- Co? Nie!...Po- - nim krzyknął jego już nie było w świecie rzeczywistym.
Kiedy otworzył oczy nie widział już błękitnego nieba, białych chmur. Nie czuł ciepła. Nic. Kompletna nicość wokół niego. Rozglądał się dookoła, próbował poukładać wszystko do kupy.
- Nie poznajesz? - usłyszał znajomy głos.
- Gdzie my jesteśmy?
- W twoim świecie Ken - złapał bruneta za rękę - ponuro prawda? Ehh, nie chciałbym w takim świecie żyć. Jak ty to wytrzymujesz? - spojrzał się na niego z politowaniem.
- Wyjdźmy stąd proszę, chcę wyjść.
- Dlaczego? Powinieneś czuć się jak u siebie - zmienił wzrok na zdziwienie.
- WYPUŚĆ MNIE!!! - wpadł w szał, stracił zmysły, zaczął się szarpać.
- No już spokojnie - przytulił go mocno do siebie.
- NIE CHCĘ TU BYĆ! NIENAWIDZĘ TEGO ŚWIATA! - zimne łzy spływały po jego policzku, które znikały w bluzie chłopaka.
- Jeśli nienawidzisz tego świata, to nienawidzisz też mnie. Wiele się zmieniło...ty się zmieniłeś - lekko odsunął od siebie.
- Kim jesteś? - ze łzami w oczach zapytał. Pragnął odpowiedzi.
- Ravi...twoja najbliższa osoba. Zapomniałeś? To dzięki mnie byłeś szczęśliwy. Miałeś mnie, ja miałem ciebie. Byliśmy tacy szczęśliwi, ale odkąd poznałeś tą dziewczynę wszystko się zmieniło. Zapomniałeś o mnie, ona później zapomniała o tobie. Zostałeś sam jak palec. Twój świat upadł. To co teraz widzimy, to jakaś pustka, nie ma życia. Jeśli tutaj nic nie ma, to nie i ciebie, Ken.
Rozpłakał się na dobre. Upadł ciężko na ziemię, skulając się mocno. To było jego oblicze. To było to co go dręczyło przez tyle czasu. Nie mógł się pogodzić z utratą dziewczyny, która wolała pieniądze niż miłość. Najpierw weszła do jego świata, namieszała w jego życiu, a później go porzuciła. Wpadł w depresję, próbował z tym walczyć. Cudem mu się udawało. Starał się myśleć wyłącznie o pracy bo to go ratowało od całkowitego upadku. Jednak brakowało mu czegoś, usiłował sobie przypomnieć co to było takiego, że przed dziewczyną był szczęśliwy. Nie mógł. To było coś o czym zapomniał dawno, jego świat został opuszczony przez istotę, którą kochał od początku istnienia. Bolało go to. Winił siebie samego, że tak wyszło, że jego życie to jedno wielkie nic. Pustka.
- Ken...- zwrócił wzrok ku wyższemu - możesz jeszcze to naprawić, musisz tylko chcieć. Masz szansę sobie przypomnieć kim jestem, kim byłem zanim mnie straciłeś...
- Ja...próbowałem...nadal próbuje, ale nic się nie dzieje. Coraz bardziej robi się ciemno. Mam dość tego - ukrył swoją twarz dłoniach i ponownie się skulił.
- To jeszcze nie koniec...chodź - wystawił swoją dłoń, którą niepewnie chwycił.
Szli przez pustkę. Nie było ścian, ścieżki, kompletnie nic. Totalna cisza wokół nich tak jak pomiędzy nimi. Nie rozmawiali, nikt o nic nie pytał. Oboje czekali na coś. Brunet poszedł z nim, może jednak jest coś co go uratuje, jego świat. Zaczął żyć nadzieją. Nagle pojawiło się oślepiające światło, ale nie zatrzymali się, kroczyli dalej w to światło. Serce Kena nagle zaczęło bić tak jakby wcześniej się zatrzymało. Łapał oddech, czuł powoli jakieś nieznane źródło ciepła. Zasłonił oczy dłonią, drugą nadal trzymał Raviego.
- Co się dzieje? - zapytał, ale nawet nie słyszał własnego głosu, był przerażony tym. Zobaczył uśmiech chłopaka.
Kiedy się ocknął, pierwsze co to oślepiło go światło, potem zobaczył biały sufit. Powoli dochodziły do niego głosy, które zaraz zrobiły się wyraźne. Pod dłoniami czuł jakiś materiał, a do twarzy coś przylegało. Zobaczył za chwilę twarze. Dość znajome. Zorientował się, że jest w jakimś pomieszczeniu. Nie mógł poruszyć głową, czuł ból, nie tylko na szyi, ale też w kończynach i lekki ból na plecach. Nie wiedział co się stało.
- Lee Jae Hwan, słyszysz mnie? Kiwnij głową - pomimo bólu, lekko ruszył.
- Wyjdzie z tego? - zapytał starszy mężczyzna, który okazał być się szefem chłopaka.
- Tak, spokojnie, miał dużo szczęścia. To cud, że przeżył - odpowiedział inny mężczyzna - Na dobrą sprawę powinien już nie żyć. Skoczyć ze szczytu dwudziestopiętrowego budynku i na dodatek mieć tylko połamaną nogę oraz rękę i lekko uszkodzony kręgosłup to jest prawdziwy cud...No dobrze, pacjent musi odpocząć - wszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu wyszli. Został sam.
- Co się stało? - zaczął sam siebie pytać.
- Tego też nie pamiętasz? - w drzwiach pojawił się Ravi - ty masz amnezję czy co?
- Ravi...czemu jestem w szpitalu? Co się dokładnie stało?
- Miło, że mnie pamiętasz - usiadł obok łóżka na taborecie - Hmm, skoczyłeś z dachu, na którym byliśmy.
- Chciałem popełnić samobójstwo?
- Tak, w sumie to zrobiłeś, nie żyłeś.
- Jakim cudem jestem...cały? - dopytywał ciągle
- Bo tuż przed upadkiem w rzeczywistości, wstałeś we własnym świecie i chwyciłeś mnie za rękę.
- To niemożliwe, ja jestem martwy, tylko teraz żyję w innym świecie - złapał się za głowę.
- Nie, ty naprawdę żyjesz. Twój świat nie rozpadł się całkiem, ponieważ ty zapragnąłeś żyć.
- Ravi? - spojrzał się na niego - a ty...istniejesz naprawdę? Czy jesteś wytworem mojej wyobraźni? - spojrzał się na czerwonowłosego z nadzieją w oczach.
- Tak, teraz istnieję, dzięki tobie - uśmiechnął się delikatnie.
- Cieszę się - zamknął oczy.
Ravi nachylił się nad nim i delikatnie pocałował go w usta. Po czym pogłaskał go po głowie i wyszedł. Chłopak był szczęśliwy, że odnalazł spokój, mógł już umrzeć, bo poczuł ulgę na swoim sercu jakby tysiąc kamieni, które przygniatały je i rozkruszyły się pod wpływem miłości, którą żywił od bardzo dawna.
Stworzony świat przez samych siebie nie może zostać zrujnowany przez innych. Dlatego, nie można nikogo wpuszczać. Jednak, jeśli dana osoba jest z nami od początku pomimo odrzucenia przez nas samych i trwa przy nas nadal ma prawo do wejścia. Może to dzięki tej osobie zaczniemy żyć, naprawi zniszczony nasz świat, który skłania się ku upadkowi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam Was za taki długi czas nieobecności. Teraz mam zamiar nadrobić wszystkie zaległe onechoty (obiecuję) w przeciągu 7 dni napiszę wszystkie zamówienia na które czekacie bardzo długo.
Świetne weny :)
OdpowiedzUsuńOmo ^ ^ Jakie słodkie, a za razem z leksza smutne... Szczerze? wolę właśnie takie, bo gdy jest za słodko to przestaje czytać w połowie i przechodzę dalej...
OdpowiedzUsuńVIXX'y... No w końcu znalazłam bloga na którym są opowiadania z nimi ^ ^ Miło poczytać coś o jednym ze swoich najulubieńszych zespołów, a nie tylko "popisać" (czemu mi zawsze z nimi wychodzą angsty? ottoke ;-; )
Btw... Świetny pomysł z tymi dwoma światami ^ ^
Przeżyć upadek z tak wysoka... OMG...
Szkoda tylko, że to Kenvi, a nie Navi (moje serduszko zawsze będzie ich shippować, mimo że N to rozpustnica i paringuje się z każdym xD)
Dobra~
Kończę ten wywód, bo całkowicie nie ma on sensu xd
Życzę weny, na dokończenie/napisanie tych wszystkich ficzków (;
a w wolnym czasie zapraszam do siebie ^ ^
Pozdrawiam
~Dara
Jest mi bardzo miło, że kolejna osoba tutaj trafiła i znalazła coś dla siebie. I też jest mi miło, że oneshot się podoba, będzie więcej ^^
Usuń//Blue
Piękne i z VIXX yay. Życzę dużo wenyy. Hwaiting
OdpowiedzUsuńInteresujący pomysł, ciekawie przedstawiony. Choć pojawiło się kilka błędów w konstrukcjach zdań czy zabrakło paru elemntów itp. ("wolała pieniądze niż pieniądze" - ??) bardzo mi się podobało. Jestem nowa jeśli chodzi o pairingi z VIXXów, ale tutaj są moi dwaj ulubieńcy :'))
OdpowiedzUsuńO matko, ale gafa. Nie zwróciłam na to uwagi, ale tak czasem bywa. Błędy będą ponieważ ze składnią mam problem od lat, a bety nie mam, żeby ktoś to czytał raz jeszcze i poprawiał błędy, których ja nie widzę ;-;
Usuń