Upadły Anioł rozdział 4

    Drzwi się zamknęły. Słyszałem jak kroki się oddalają od mieszkania. Poczułem pustkę. Dziwne ukłucie w klatce piersiowej i to za sprawą jego. Tak właśnie jego. Ogarnął mnie smutek i pewna melancholia. Przez moment wpatrywałem się w czarne, dębowe drzwi za którymi zniknął Kibum. Wróciłem na kanapę na której jeszcze chwilę siedziałem. Spojrzałem na zegar i według planu zajęć zaraz się skończy drugi wykład i długa przerwa. Zastanawiałem się czy pojechać. Zostały jeszcze trzy godziny do końca zajęć. 
Ruszyłem do pokoju po ciuchy, później do łazienki. Wyszedłem po 10 minutach stamtąd. Byłem już w stu procentach pewny, że nie zdążę na trzecią lekcję tylko będę pod koniec albo w środku, ale żeby nie było pojadę, bo nie mam nic do roboty w pustym domu. 
Miałem na sobie biały t-shirt z czarną czaszką na przodzie, czarne dżinsy i dużą, czarną bluzę. Spakowałem potrzebne rzeczy w moją codzienną torbę, ubrałem ciemno-zieloną, zimową kurtkę i trapery i wypełzłem z domu. Na dworze doskwierał mróz... taa doskwierał, piździło jak nie wiem co. Byłem pewny, że mi przez mróz palce odpadną, bo oczywiście ja geniusz nie wziąłem rękawiczek. Dzięki Bogu w torbie miałem biały szalik to się owinąłem. Kląłem pod nosem z braku ciepła. Modliłem się, żeby w pojeździe grzali, bo inaczej umrę z zimna zanim dojadę na uczelnię. Ku mojemu zaskoczeniu autobus podjechał punktualnie i również dobrym tempem jazdy dojechałem na uczelnię na styk. Przynajmniej ogrzałem swoje biedne palce i uszy, bo też mi zmarzły. Wszyscy już się zbierali pod salą. Ja jak gdyby nigdy nic podszedłem do Hyu-Min.


***

   Zdziwiło mnie to, że tu się pojawił. Nie spodziewałem się tego. Jest pierwszą osobą, która się martwi o mnie. Zrobiło mi się ciepło w sercu. Byłem pewny w stu procentach, że mnie odrzuci, bo jestem homoseksualistą. A tu takie coś. Fakt, nie miałem ochoty z nikim się widzieć, lecz kiedy się on pojawił to pogoda we mnie się rozpogodziła. Deszczowe chmury wyparowały niczym woda z czajnika, a na ich miejsce weszło błękitne niebo, a na jego cudownym tle bijące jasnością Słońce, które podarowało mi ciepło. Już nie czułem zimna, nawet ten smród zniknął, który zawsze czułem. Brunet sprawia, że chcę żyć. Mimo, że jest niższy ode mnie, to mi nie przeszkadzało. Cieszyłem się, że go widzę, że mogę ponownie usłyszeć ten pełen ciepła głos, zobaczyć jego ciemne tęczówki w których jest iskierka życia,  poczuć zapach, który działa mnie jak narkotyk. Tak. Zakochałem się. I nic na to nie poradzę. Ale szczerze się bałem, że prędzej czy później odsunie się i zapomni jak większość. Codziennie odczuwałem strach, nawet spać spokojnie nie mogłem. Zawsze czaiło się niebezpieczeństwo, z każdej strony. Ludzie z dzielnicy mnie nienawidzili. Sam nie wiem dlaczego, nic im nie zrobiłem, a jednak było coś, bez powodu by mnie nie atakowali w każdej formie. Dlatego też rzadko bywałem tutaj, zawsze przychodziłem tylko po rzeczy i wychodziłem, wracałem po długim czasie. 
Jak byłem w liceum to postanowiłem poszukać pracy, jakiejkolwiek. Kiedyś znalazłem się w barze, klubie nie wiem co to było z resztą to był czysty przypadek, że trafiłem na ludzi, którzy byli homo. Czułem się dziwnie, bo ludzie byli serdeczni, nie nachalni. Od każdego biło ciepło przyjaźni. Wpadłem akurat na czas karaoke. Kiedy siedziałem przy końcu akurat naświetlono mnie lampami, co oznaczało, że mam wyjść na scenę. Początkowo nie byłem chętny, ale po namowie wielu ludzie poszedłem. 

"- Jak się nazywasz? - zapytał prowadzący.

- Woah woah woah woah woah

   Po chwili nadszedł refren

- I’m just a Holy fool, oh baby it’s so cruel

   Już do refrenu podrygiwałem, później to z górki wpadłem w rytm i zacząłem tańczyć. Ludzie na widowni klaskali z zadowolenia, śpiewali razem ze mną, bawili się wraz ze mną. Ogarniała mnie cudowna euforia, od niepamiętnego czasu w końcu poczułem się szczęśliwy, wesoły, bawiłem się. Byłem początkowym fanem Lady Gagi, lubiłem jej inność, wyróżniała się z tłumu, nie wtapiała się w ponurą rzeczywistość. Dźwięki kolejnego taktu melodii był miodem dla moich uszu. Całe drgania przechodziły przez moje ciało, przyjemne dreszcze. Pokochałem śpiewanie i taniec. Kiedy skończyłem ludzie dawali owacje na stojąco, co mnie zdziwiło.
I tak się zaczęła moja praca w "Angel". Scena stała się nałogiem, nigdy nie chciałem z niej schodzić, zbyt bardzo to pokochałem. Później do tej pasji doszła sztuka. Sam appa to dostrzegł i zafundował mi studia, czego nie oczekiwałem od niego. To jego traktowałem jak ojca, to on zawsze mnie wspierał, pocieszał, dawał porady. Nawet mogłem się wypłakać przy nim, a on podarował ciepło, którego zawsze było mi brak."

- Musisz mi to wynagrodzić.

- Co takiego? - podniosłem lekko brew.

- To że musiałam świecić oczami przed dwoma wykładowcami i dziekanem. Pytali o ciebie.

- Nie musiałaś tego robić.

- No zajebiście, dzięki że mnie uświadomiłeś, ale wiesz sam, że oni są natrętni i z wielkimi oczami do mnie "dlaczego nie ma z nami cudownego Jonghyun'a?". Jak tak będzie robił to daleko nie zajdzie. Co się z nim dzieje Hyu-Min?" - naśladowała naszą jedyną wykładowczynię, która była histeryczką i robiła z niczego tragedię - I co ja miałam powiedzieć? Prawdę? No przecież nie mogłam.

- Jezuu, zaledwie drugi raz mnie nie było u niej na wykładzie i robi aferę - zirytowałem się tym, bo rzeczywiście ona była jedyną która nieźle mnie wkurzała. Miałem czasami wrażenie, że nawet próbuje mnie poderwać. Taaaa... czterdziestu-dwu letnia kobieta i zarówno stara panna. Jak dobrze pamiętam, kilka razy usiłowała mnie zaprosić na kolacje. Na szczęście nie kręcą mnie stare baby. - I co powiedziałaś?

- Że poszedłeś do lekarza, bo rano cię ramię napierdzielało.

- Słabe, ale ona na bank to złapała - zaśmiałem się i akurat wykładowca przyszedł. 

   Przespałem cały wykład, czysta teoria, której nie cierpię. Wyszliśmy wszyscy z sali i pierwsza myśl po wyjściu przyszła do głowy to Key. Zacząłem go szukać. Najpierw w miejscach dobrze nam znanych. Nie było go. Przeszukiwałem z każdą przerwą uczelnię. Ani śladu po nim. Zaczynałem się martwić. Oplatał mnie strach, ale czemu? Nie wiem, może nie strach co znowu pustka. Brakowało mi go. Tych kocich oczów, tego zapachu, głosu. Boże, co ja wygaduję. Zapachu? Głosu? Jakbym myślał o kimś w kim się zakochałem. Kogo ja oszukuję? Przecież tak jest. Dzisiaj nawet nie spojrzałem na najpiękniejszą dziewczynę na uczelni, do której zarywałem i niedługo mieliśmy się umówić na randkę. Ale widzę, że coś się we mnie zmienia i to bardzo. Jednak ta przemiana jest taka inna, mimo, że już nie kręci  mnie ta laska to nie oglądam się za innymi. W myślach jest tylko ON. Przyszedł do mojej głowy jedyny możliwy sposób dowiedzenia się, gdzie jest. Powędrowałem do sekretariatu.

- Dzień dobry - przywitałem się.

- A witaj Jonghyun - powitała jak zwykle radośnie pani Park. Najbardziej miła kobieta, a raczej osoba na uczelni. Zawsze można było z nią pogadać, nawet o pierdołach i pogodzie. Kobieta już w podeszłym wieku, gdzieś około sześćdziesiątki, chociaż na taką nie wyglądała. Była zadbaną kobietą. Praktycznie wszyscy studenci ją uwielbiali - Co cię tutaj sprowadza?

- Chciałem się dowiedzieć gdzie mieszka Kim Kibum jest na pierwszym roku, na tym samym kierunku co ja. Mogłaby pani mi udostępnić takie informacje?

- Jak zwykle bezpośrednio pytasz kochany. Gdybym mogła to bym podała, ale nie mam takich informacji, przykro mi - jej mina posmutniała, gdzie tak samo się zrobiła z moją. Z pokoju obok wychodził dziekan.

- O panie Lee - zwróciła się do mężczyzny.

- O co chodzi? W czymś pomóc? - zapytał spoglądając na mnie czasami.

- Otóż ten uczeń Kim Jonghyun potrzebuje adresu zamieszkania Kim Kibum'a.

- Tego Kibum'a? Tego zdolniachy? A na co ci adres? - ze zdziwieniem zwrócił się do mnie.

- Jestem jego bliskim przyjacielem i martwię się o niego, bo go dzisiaj nie było - połowa to kłamstwo, ale musiałem coś wymyślić, żeby dostać adres. Widać było, że dziekan łyknął to i powędrował z powrotem do pokoju z którego wychodził. W ręku trzymał księgę adresów chyba klas pierwszych. Czerwona, twarda okładka, grubość średnia. Zaczął wertować kartki i zatrzymał się na literce "k" i przejechał palcem po stronie szukając "Kim Kibum".

- Mam! - krzyknął tryumfalnie jakby Amerykę odkrył. Podał mi adres, podziękowałem. 

Kiedy zamknąłem za sobą drzwi, pobiegłem na autobus, bo wiedziałem jakim dojechać pod wskazany adres. Podążyłem z głównej ulicy na boczną. Przeraziłem się to co zobaczyłem. Dzielnica wyglądała jakby codziennie były zamieszki, bójki i Bóg wie co jeszcze. Palący się ogień w beczkach, a przy nich bezdomni. Porozrzucane śmieci, gdzieś leżące stare opony, zniszczony samochód, a nawet kilka. Budynki tak samo nieciekawe. Miałem wrażenie, że jestem gdzieś na Bliskim Wschodzie, że ja jako reporter przechadzając się w szybkim tempie zginę ze snajperki jakiegoś terrorysty. Momentami przechodził po mnie dreszcz. Strach oraz lęk zagościli we mnie. Jednak uspokoiłem swoje walące jak młot pneumatyczny serce i opanowałem swój chód, który przypominał przed chwilą jakbym był na zawodach w chodzeniu. Dostrzegłem trzy dziewczyny, które przechodziły obok mnie, gdzie jedna z nich chwyciła mnie za ramię.

- Hej kochanieńki zabawimy się? - pociągnęła mnie do siebie, jednak szybko się odsunąłem, by nie drążyć tematu.

- Nie mam czasu, spieszy mi się

- A dokąd się śpieszysz? - zapytała druga.

- Do przyjaciela.

- Przyjaciela? Kto jest szczęściarzem, że ma takie ciacho za przyjaciela?

- Kim Kibum - dla świętego spokoju odpowiedziałem.

- O drogi Key ma przyjaciela. Hahaha. Pedał jeden, aż mnie dziwi, że jesteś jego kumplem. 

- Chyba pierwszym. Tylko uważaj, że cię nie zerżnął, chociaż to oferma i tchórz. Nie umiał mi powiedzieć wprost,  że jest pedałem. Zmarnowałam przez niego 20 minut na marny seks -
oczerniała go, od środka zacząłem się gotować już chciałem wybuchnąć złością, która gnieździła się we mnie, ale powstrzymałem się. Jedynie spojrzałem na nią morderczym wzrokiem, który chyba podziałał na nią, bo przestała grać cwaną, a jej uśmieszek zniknął z jej twarzy. 
  
   W myślach się ucieszyłem, bo zapewne dotarło do niej, że wpadła na nieodpowiedniego typka. Bez słowa ruszyłem w swoją stronę, a one w swoją. Całe szczęście nie zainteresowały się mną za bardzo. Nie zaliczały się do piękności. Z łatwością by wygrały "miss śmietnika". Jedna gorsza od drugiej. Ta co mnie zaczepiła miała chyba z dwie tony gładzi szpachlowej i tonę jakiegoś innego syfu.  Kolejna to chyba była Japonka i miała styl gyaru, co mnie za bardzo nie pociąga. A trzecia, która tylko się uśmiechała była chyba najładniejsza z całej trójki, ale też żadna piękność z niej. 
  Zatrzymałem się przy kamienicy. Sprawdziłem nazwę ulicy i nie mogłem uwierzyć, że Kibum może tu mieszkać. Budynek wyglądał tak jak pozostałe, a może i jeszcze gorzej. Przestałem rozróżniać. Na parterze nikt nie mieszkał, czuć było chłód. Wszedłem do środka. Kolejny przerażający wygląd. Oblepione grzybem ściany, wilgoć, popękane ściany, odpadający tynk z sufitu, dziury w podłodze. Aż strach po niej chodzić.
  Powoli zmierzałem do góry. Idąc po schodach myślałem, że zaraz się zapadną. Każde następne skrzypnięcie powodowało, że moje serce znajdowało się w gardle. Niby nic, a tyle dawało adrenaliny. 
  Na ścianach widniały wulgarne napisy, nawet na kilku zobaczyłem jego imię. To nie było nic przyjemnego dla moich oczu. Znowu zżerała mnie wściekłość. Takie rzeczy wypisywać na jego temat, to okropne. Pewnie nie ma lekko. Chciałem się dowiedzieć wszystkiego o nim. Raz: z czystej ciekawości, dwa: bo się martwiłem, czemu jest tak, a nie inaczej. 
   Kolejna przerwa między schodami i przed sobą zobaczyłem małą dziewczynkę. Czarne, długie włosy, drobne ciałko. Wyglądała tak na osiem lat. Siedziała skulona na schodku przy drzwiach. Płakała. Zza drzwi przy których szlochała słychać były krzyki kłótni, rozbijające się szkło, dźwięki uderzeń o skórę. Spojrzałem na dziecko, po czym ona zerknęła na mnie swoimi zaszklonymi oczami, które były czarne jak węgiel. Była śliczna i gdybym mógł to bym ją zabrał ze sobą, jednak nie miałem takiego prawa. Skierowałem się ku górze.




***



- Długo mama i tata będą się kłócić i bić? - złapała mnie za nogawkę. 
I co ja mogłem odpowiedzieć? Takiemu małemu dziecku? Nigdy nie doznałem takiego bólu, więc nie wiem jak to jest. Przepełniał mnie smutek tej małej. Serce mi ściskało widząc ją zapłakaną. Taka mała istotka mogła sprawić, że popadłem w nagłą melancholię, ogarnęła mnie dziwna mgła wszystkich negatywnych uczuć, nie mogłem odnaleźć drogi, żeby z niej wyjść. Mała dalej trzymała mnie za spodnie i chyba nie miała zamiaru puścić za nim nie odpowiem. Spojrzałem na obdarte z lakieru drzwi i zwróciłem wzrok na duże, zwęglone oczy. Uśmiechnąłem się delikatnie dając jej znak, że będzie dobrze. Poczochrałem lekko jej kruczoczarne włoski. Zdziwiłem się, że odwzajemniła ten uśmiech. Pociągnęła materiał do dołu, żebym się schylił i zrobiła to samo z moimi włosami. Jej uśmiech był promykiem nadziei, że będzie lepiej. Jednak prawda była taka, że dopóki tu jest może być jeszcze gorzej. Gdy oderwała malutką rączkę od materiału, podążyłem do góry. W końcu stanąłem przed drzwiami, których szukałem. Zapukałem trzy razy, uderzając lekko wskazującym palcem. Odczekałem. Cisza. Głucha cisza. Już nachodziła mnie myśl, że go nie ma. Jednak postanowiłem wytrwać i ponowiłem poprzedni ruch. Już słychać było krzątanie. Powolne i ociężałe kroki zbliżały się do plastikowych drzwi. Zostały lekko uchylone, przez które wyjrzały kocie oczy.

- Jonghyun?!

- Hej. Chyba ci nie przeszkadzam?

- N..nie. Ale co ty tu robisz? - rozchylił szerzej drzwi, było widać jego głowę i kawałek ciała.

- Zastanawiałem się czemu cię nie było na uczelni - podrapałem się po głowie.

- Byłem zbyt zmęczony, by pójść na nie. Wybacz, że cię zamartwiałem. Wejdziesz? - otworzył na pół szerokości drzwi i odsunął się by mnie wpuścić. Kolejny szok. Mieszkanie wyglądało tak samo jak cała dzielnica. Zniszczone. W kątach wilgoć i grzyb. Czuć było stęchliznę. Smród mnie odrzucił. Pierwsza myśl jaka naszła to "Jak on może tu mieszkać?". Właśnie, jak? Nie nadawało się do zamieszkania. Nie było warunków. Co z tego, że w salonie panował porządek skoro wszystko było widać na czterech gołych ścianach.

- Zrobię coś ciepłego do picia - rzekł i zniknął za drzwiami, które prawdopodobnie prowadziły do kuchni. Kibum wyglądał na zmęczonego, pewnie obudziłem go. Miał na sobie przy duże dresy, które dawały wrażenie worka. Rozczochrane włosy, totalny nieład. Jego wygląd odzwierciedlał to co było wokół nas samych. Spocząłem na niezbyt fajnie pachnącej kanapie. Od niej nie leciał zapach potu czy coś podobnego, nie, tylko starocią. Można się domyślać ile ona ma lat i po za tym przesiąkła tą wilgocią. Niezbyt przyjemnie, ale nie chciałem dawać znaków, że coś jest nie tak. 




- Key - na szybko wymyśliłem ksywkę, bo nie chciałem ujawniać prawdziwego mnie.

- To drogi Key jaką znasz piosenkę? 

- Lady Gaga - Judas - pierwsza, lepsza piosenka wpadła mi do głowy.

- No i świetnie! Muzyka! - zostawił mi mikrofon i zniknął za kurtyną. Ja stanąłem jak wryty, myślałem, że stres nie da mi wymówić słów. Moje ręce, a raczej całe ciało drżało. Publiczność zaczęła dopingować, dodawać mi otuchy. Pierwsze dźwięki melodii. Uspokoiłem swoje dzikie serce, wziąłem kilka głębokich wdechów i przymknąłem oczy. Przystawiłem do ust mikrofon, głos był gotowy do śpiewu.

I’m in love with Juda-as, Juda-as


But still I'm love with Judas, baby
I’m just a Holy fool, oh baby it’s so cruel
But still I'm love with Judas, baby

- Woah! Key jesteś niesamowity, masz talent! - objął moje ramię prowadzący. Ukłoniłem się nisko i pomachałem do ludzi, którzy siedzieli w ciemnej kurtynie cienia i zszedłem ze sceny za kulisy. Już chciałem pokierować się do wyjścia, przystanąłem gdy usłyszałem kogoś wołającego.

- Key, tak? - zapytał mężczyzna w średnim wieku.

- Tak. Coś się stało?

- Nie, znaczy tak, stało się. Szukasz może pracy? Mam ofertę dla ciebie

- Zamieniam się w słuch - mężczyzna objaśnił to co miał do zaproponowania, dał wizytówkę gdybym się wahał. Jednak pomyślałem, że nie mam nic do stracenia i przyjmę to co ma. Od razu postanowił mnie zaprowadzić do klubu, którego był właścicielem. Klub nosił nazwę "Angel", od razu mi się spodobało, mimo że wiedziałem, że będę występował dla wszystkich, ale w większości dla gejów. Jednak nie chciałem się cofnąć. Pokazał mi wszystko co powinienem widzieć, wiedzieć to co powinienem wiedzieć. Stwierdził, że mam talent i chciał posiadać taką perłę u siebie, niż dać komuś innemu mnie zgarnąć. Wiedziałem, że zrobił to też dla zysku, nie dziwię się, też bym to zrobił.

- No to Key, wszystko na dziś, jak chcesz możesz zostać. Jakby co mamy na górze mieszkania dla pracowników, teraz jest wolne jedno i możesz tam przenocować - poinformował.

- A mam pytanie do pana..

- Żaden pan, mów mi appa, tak wszyscy pracownicy do mnie mówią. Dlatego, że chcę tworzyć rodzinną atmosferę, z resztą tutaj też pracują heteroseksualiści, nie tylko homo. 

- Appa, czy będę mógł tu trochę pomieszkać? Oczywiście będę oddawać z pensji.

- Czyś ty zgłupiał? Nic nie będziesz płacił, zbyt dobrze prosperuje klub, żebyś mi jeszcze oddawał z pensji. Bym musiał siebie nazwać złodziejem, by jeszcze zabierać pieniądze od moich dzieci. A mogę znać powód tej potrzeby? - no i się zaczęło objaśniłem mu wszystko dlaczego chce. Zrozumiał moją sytuację i się zgodził na co się ucieszyłem."

   Ze wspomnień wybił mnie dźwięk czajnika, który piszczał pod wpływem wysokiej temperatury wrzenia. Odstawiłem. Zasypałem oba kubki kawą i zalałem wodą. Postawiłem na tacy wraz z mlekiem i cukrem. I ruszyłem do pomieszczenia w którym był Jonghyun.

- Przepraszam, że tak długo - uśmiechnąłem się nie pewnie.

- Spoko, tylko tak się trochę martwiłem, bo tak z trzy minuty gwizdał ten czajnik.

- Wybacz, zamyśliłem się - dalej niepewność gościła na mojej twarzy.

- A mogę wiedzieć o czym? - i się zaczęło, wpadłem w zakłopotanie, nie chciałem mu mówić o mojej przeszłości.

- O dzisiejszych zajęciach, ciekawe co mnie ominęło - i jak najzwyczajniej w świecie skłamałem, wymyślając głupią wymówkę, banalną wręcz. Ten nic nie odpowiedział. Nalałem sobie mleka i wsypałem łyżeczkę cukru. Przez kilka minut piliśmy kawę w milczeniu. Naprawdę nie wiedziałem co mówić, w jaki sposób go zagadać. Chciałem, żeby on coś powiedział, cokolwiek, żebym mógł w końcu go usłyszeć. "No dalej, daj mi usłyszeć twój głos, bo ja zaraz tu umrę, błagam" to były moje myśli. Po prostu, jeżeli nie mogę go dotknąć, to chociaż Boże daj mi zgodę na usłyszenie go.

- Serio jesteś gejem? - zapytał, przerywając ciszę, na co ja o mały ciut bym się nie opluł ciepłym napojem. Nie o to mi chodziło, ale cóż zapytał i przydałoby się dać odpowiedź.

- Tak, przeszkadza ci to? - posmutniałem nagle, ostawiając kubek.

- Jak to jest? - podniosłem jedną brew do góry, nie rozumiejąc pytania - No chodzi mi o to jak to jest być zakochanym w mężczyźnie? 

- Nie wiem. Nie umiem tego opisać, miłość jak miłość tyle, że w moim przypadku nieodwzajemniona, ale to taki mój los. - uśmiechnąłem się nie poradnie, gdzie pewnie było widać smutek w moich oczach, sam to czułem.

- Czemu? Gdybym był homoseksualistą to bym cię kochał całym sercem, wierz mi. Przy mnie byś miał jak w raju - zarzucił swoim cudownym uśmieszkiem, pokazując rząd białych zębów - Ale nie martw się przyjaciółmi nadal będziemy, możesz na mnie polegać. Nigdy cię nie zostawię - objął mnie ramieniem, moje serce nie mogło się powstrzymać, musiało zacząć bić jak szalone, moje ciało robiło się nagle gorące, a policzki paliły mnie. Próbowałem to jakoś opanować, ale niestety, brak efektu. Nie chciałem się od niego odsunąć, więc zrobiłem krok w drugą stronę i wtuliłem się w niego. 

- Dziękuję... - powiedziałem cicho, wtulając się w jego klatkę piersiową. Zamknąłem oczy, wsłuchując się w jego miarowe bicie serca, uspakajało mnie to. Jego czekoladowy zapach dodawał kolejny spokój dla mojego umysłu. Czułem, że mogę mu ufać. Stał się drugą osobą w moim życiu, która pozwoliła mi żyć. Za to pokochałem go bardziej i bałem się, że dojdzie do tego, że zatonę się w tej miłości i będę cierpieć, że nie będę mógł pozwolić sobie na nic więcej jak przytulanie się do niego. Tutaj bolało mnie najbardziej.



CDN.

2 komentarze:

  1. Warto było czekać :D
    Między poprzednimi, a tym jest przepaść!!!
    Wskoczyłaś na wyższy level :3
    Opowiadanie Me Gusta~~
    Rozumiem, że striptiz Key jest dopuszczalny dopiero podczas jego zbliżenia z Dino? XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, jaki kochany rozdział <3 Jonghyun jak zdobył adres XD Potem te laski i napisy, też byłam wściekła jak można tak... o naszym Kibumie.... uhhh... ta dzielnica nieciekawa, serio... biedny Key... i ta dziewczynka... smutne :c ale dobrze, że Jong wywołał u niej uśmiech ^^ Key znalazł osobę, na której może polegać... <3 I jeszcze słowa Jonga, że mógłby go kochać...... no nie XD Genialny rozdział! <3 I w ogóle szablon na blogu masz niesamowity! <3 Miałam o tym napisać dwa rozdziały temu, ale tyle emocji, że zapominałam XD

    OdpowiedzUsuń