"Upadły Anioł" rozdział 21



ostrzeżenia: przekleństwa


***

   
     Na zewnątrz była cicha, spokojna noc, ale w moim sercu było pochmurno i trwała ulewa. Nie mogłam się powstrzymać od płaczu, byłam zbyt załamana tym wszystkim. To, tak jakby odcięto mi kończyny i nie potrafiła niczego sama. Nagle doceniłam coś, co właśnie straciłam, a raczej kogoś. Już nie wiedziałam kogo kocham, do kogo należy moje serce. Byłam już zbyt zagubiona, jak małe dziecko w czarnym lesie. Czułam się, jak hipokrytka, która mówi, że kocha tylko kobiety i jest homoseksualna. A teraz co?! Kocha swoją dziewczynę, ale nagle traci w to wiarę? Zaczęłam tępić samą siebie za to. Nie można było kochać i kobietę, i mężczyznę jednocześnie. Darzyć ich tym samym uczuciem, to było nienormalne. Powoli zaczełam wątpić w siebie i nienawidzić własnej osoby.

     Wiele razy próbowałam wyrzucić ze swojego serca Jonghyuna, ale ni cholery, to nie działało. Oczywiście, na początku udawałam, nie był punktem moich zainteresowań. Lecz z czasem nastały komplikacje. Ale udawałam, że wszystko jest w porządku. Jednak, nie dałam rady, trzymać tego w sobie.

      Czułam, że muszę zakończyć związek z Shin Hye. Gryzło mnie sumienie, że ją okłamuję. Też ją mocno kochałam, ale nie mogłam, już dalej tego ciągnąć, tylko bym ją mocniej zraniła. Była moją pierwszą dziewczyną, rozumiała mnie zawsze, potrafiła pocieszyć, rozbawić oraz zaopiekować się, kiedy ja, niezdara, nie dawałam sobie rady. Podpora mojego życia, bez niej chyba nie przeżyłabym tylu wspólnych, wesołych i smutnych dni. Zawsze mogłam na nią liczyć, byłam jej naprawdę wdzięczna, ale sądziłam, że nasza wspólna droga już się kończy.

      Siedziałam skulona w naszej sypialni na białej wykładzinie, dalej płacząc. Przywoływałam wspomnienia związane z nią, było wspaniale, nie żałowałam tego ani trochę.

- Hyun Min, zrobiłam ciepłe kakao, może chcesz? - Weszła do pokoju, jak zwykle uśmiechnięta, trzymając w ręku dwa kubki, który jeden z nich należał do mnie. - Eee? Ty płaczesz? Co się stało, kochanie? - Kucnęła szybko obok mnie, przyglądając się moim łzom.

- To nic. Ze szczęścia płaczę, bo wspominam sobie nasze czasy. - Wymusiłam uśmiech na twarzy. Znowu byłam zła na siebie, bo kolejny raz skłamałam. Miałam tego dosyć.

- Mnie nie oszukasz. Co się dzieje? - No tak, zapomniałam, nie łatwo było ją okłamać.

- Naprawdę nic, nie przejmuj się.

- To przez Jonghyuna? - Położyła dłonie na mojej twarzy, patrząc mi prosto w oczy. Ja na imię zaczęłam znowu płakać, na co ona mnie przytuliła. - Kochasz go?

- C-co? - Nie mogłam uwierzyć, że o to zapytała.

- Jeżeli go kochasz, to nie zmuszaj się, do bycia ze mną. Ja, to rozumiem. - Spokojnie oznajmiła z lekkim uśmieszkiem, jakby nic się nie stało.

- Ale ja ciebie kocham! Nikt tego nie zmieni! - Zarzekałam się.

- Nie kłam! Bo kłamstwo mnie bardziej boli, niż to, że kochasz kogoś innego.

- Shin Hye, proszę cię, nie mów tak, ja ciebie kocham! - Kolejne słone krople spłynęły obficie po policzkach.

- Ja ciebie też, mój skarbie, ale widzę, jak za nim tęsknisz.

- Ale tęsknię nie znaczy, że kocham. - Próbowałam się bronić.

- Przestań! Proszę, odpowiedz mi. Kochasz go?

- T-tak. - Poddałam się.

- Cieszę się.

      Ucieszyła się? Nie rozumiałam jej. Jak można się cieszyć, gdy osoba, którą się kocha, nie kocha ciebie, tylko kogoś innego. Mogłam się domyślić, że ona już od jakiegoś czasu czuła, że uczucie do niej zanika minimalnie. Jednak, nie chcę zostać sama, chcę być z nią, ale teraz, to zaczęło brzmieć, jak nagroda pocieszenia. Głupota.

- Jak, to się cieszysz? - Spojrzałam na nią, zdziwiona.

- Że odpowiedziałaś szczerze i mam już pewność. Wolę mieć wyłożone na tacy, niż owijać w bawełnę. Słuchaj, nadal kocham cię, ale nie zmuszę cię do miłości. Ciężko się przestawić z hetero na homo. Nie martw się i tak, nie zostawię cię mimo, że już nie kochasz mnie, tak, jak kiedyś. - Głaskała mnie po ramieniu, a łzy nagle stanęły mi w oczach i nie chciały się wydostać na zewnątrz. Byłam bardzo spokojna i jakby mi kamień z serca spadł, poczułam się dziwnie szczęśliwia. - Masz, bo wystygnie. - Podała różowy kubek, uśmiechając się do mnie.

     Siedziałyśmy na wykładzinie i piłyśmy ciepłe kakao. Nie czułam różnicy, traktowała mnie, tak samo. Nie zmieniła się ani trochę. Nie powstrzymywała się od całusów w czoło, czy też w policzek. Mi, to też nie przeszkadzało. Pomyślałam, że mogłyśmy stać się przyjaciółkami, bo tak naprawdę, już nie obdarowywałam jej tym samym uczuciem, nie czułam się już, jako jej dziewczyna, tylko jak dobra przyjaciółka. Cieszyłam się z takiego zakończenia, zawsze mogło być gorzej. Chociaż teraz, zostałam sama, nie miałam osoby, z którą mogłam dzielić łóżko i swoje życie.
     Ciągle martwiłam się o tego głupka, miałam nadzieję, że z nim wszystko dobrze.
   
     ***

     Byłem już zmęczony tym wszystkim. Nie chciałem walczyć o jego powrót do domu, bo wiedziałem, że nic to nie da. Próbowałem podejmować najlepsze decyzje, a teraz mogłem, tylko tyle dla niego zrobić. To chyba była ostatnia rzecz, o którą mnie poprosił. Nie życzyłem mu źle, ale widziałem po nim, że kolorowo nie będzie i coś może się niedługo stać. Modliłem się o to, żeby przeżył i wrócił cały, i zdrowy do domu wraz z Kibumem. Jeszcze dobijała mnie sprawa z Taeminem i Minho. Młody ciągle wypytywał o starszego, nawet przestał jeść, bo non-stop myślał o tej żabie i zamartwiał się nim. Raz wylądował w szpitalu, ponieważ zasłabł. Naprawdę byłem strasznie zły na Choi, przez niego młody jest w złym stanie, musi ciągle leżeć w łóżku i przyjmować leki, bo jakiegoś cholerstwa dostał nie wiadomo skąd. 

- Tae, jak się czujesz? - Wszedłem do pokoju, od razu, jak wróciłem do domu.

- O, hyung, już wróciłeś? Martwiłem się. - Wyłonił głowę spod kołdry.

- O mnie nie musisz, ja zawsze wrócę. - Uśmiechnąłem się.

- Szkoda, że tylko ty. - Od razu posmutniał, nie wiedziałem, co mam robić.

- Nie martw się, wróci. - Pogłaskałem go po głowie, na co ten, tylko coś burknął i schował się pod pościelą.

     Wyszedłem z pokoju, bo nie widziałem sensu, żeby tam siedzieć. Moje pocieszenie już nie działało. W sumie, nie dziwiłem się, bo ile można powtarzać, że wszystko będzie dobrze, że Minho wróci. Miałem już tego dosyć, chciałem tylko, żeby to się skończyło, brakowało mi sił. Każdego dnia próbowałem coś ze sobą zrobić, wychodziłem z domu na spacer, sprzątałem, ale to drugie, już mi nie wychodziło za dobrze. Przestałem być dokładny. W zlewie i zmywarce leżały brudne naczynia sprzed kilku tygodni, wszędzie walały się paprochy, okruchy, syf po prostu się zrobił, a ja nie miałem sił, by tego ogarnąć. Życie ze mnie ulatywało z dnia, na dzień, nawet czasami siadałem na kanapie i płakałem. To mnie wykańczało psychicznie i fizycznie, szkoda, że muszę przechodzić przez to sam. Miałem Taemina, a on mnie. A i tak, żyliśmy oddzielnie i sami walczyliśmy z tym, tylko najwyraźniej obaj daliśmy za wygraną.

- Onew. - Obróciłem się, a przed moimi oczami pojawił się opatulony pościelą Tae.

- Wracaj do łóżka! - Rozkazałem.

- Nie chcę już żyć. - Oznajmił.

- Nie gadaj bzdur! - Podszedłem do niego, obejmując go ręką.

- Hyung, ja mam tego dosyć. Po co mam żyć, skoro nie ma ich tutaj? Nie wiadomo czy wrócą. - Oczy mu zaszkliły się. - A jeżeli nie żyją? Hyung, jeżeli oni nie mogą być z nami, to ja chcę być z nimi! - Poleciały mu łzy strumieniami, zresztą mi tak samo.

- Minnie, błagam, nie mów tak! - Przytuliłem go mocno do siebie, przynajmniej ja musiałem trzymać się jakoś dla niego, bo ma tylko mnie w tej chwili.

     Nagle poczułem, jak jego ciało stało się ciężkie i osuwało się w dół. W jednym momencie byłem przerażony, wpadłem w panikę, ale musiałem wziąć się w garść.

- Minnie, co się dzieje?! Ej! - Kucnąłem nad nim, trzymając go w ramionach. Pierwsze co, to sprawdziłem tętno i bicie serca. - Ma słabe tętno, a serce....ledwo bije. - Delikatnie go położyłem i pobiegłem do telefonu, żeby zadzwonić po pogotowie.

     Życie mi się zawaliło, nie chciałem, żeby młody pojednał się z życiem. Nie w tej chwili.

***

     Zrobiło mi się ciemno przed oczami, nie miałem pojęcia, co się ze mną dzieje. Ocknąłem się dopiero, w jakimś bardzo jasnym pomieszczeniu. Światło oślepiało mnie, drażniło moje oczy. Nie czułem ciała. Miałem dziwne uczucie w gardle, bardzo mnie bolało, poczułem, że coś w nim mam. Powoli otwierałem oczy. Niedaleko mnie zauważyłem człowieka w białym fartuchu i kogoś ubranego dość normalnie. Obraz był rozmazany, więc nie mogłem określić, kto to był. Ledwo słyszałem szmery, dochodzące do moich uszu.

     Samopoczucie też nie było jakieś cudowne, czułem się okropnie. Miałem wrażenie, że ciągle coś mnie ugniata, a w klatkę piersiową wbijały się tysiące noży, przez co nie miałem czucia w kończynach. Moja głowa bolała, jakby miała zaraz eksplodować. Naprawdę, chciałem umrzeć, niż tak się czuć.

- Taemin - Usłyszałem swoje imię, zwróciłem wzrok ku osobie, która je wypowiedziała. Widziałem, jak coś do mnie mówi, ale kompletnie nie byłem w stanie, tego zrozumieć. 

      Po paru minutach potrafiłem rozpoznać rysy twarzy. Nie miałem już wątpliwości, to był Jinki, który najwyraźniej płakał. Widoczność powoli wracała do normy, ale nadal miałem   problemy ze słuchem. Nie wiedziałem czemu, ale nie cieszyłem się na jego widok, byłem wręcz zawiedziony. Pewnie dlatego, że nie pozwolił mi umrzeć i był tutaj, tylko on. 

     Ciągle starał się, coś mi przekazać, ale bezskutecznie. Widziałem, jak lekarz odciąga go od mojego łóżka. Patrzyłem się na niego pustym wzrokiem, natomiast on ze zmartwieniem. Zniknął za białą ścianą, a ja pokierowałem wzrok na śnieżnobiały sufit, by po chwili zamknąć swoje oczy i zwyczajnie zasnąć.

     Niech, to już się skończy. Dajcie mi umrzeć!

***

     Przesiadywałem te swoje dni nad rzeką Han, nic nie robiąc ze swoim życiem. Nie widziałem sensu w tym wszystkim. Byłem rozdarty w środku. Chciałem zniknąć z tego świata, jak najszybciej. Była późna pora, a właściwie noc, na niebie widniały gwiazdy, a wszystko oświetlało blade światło księżyca. Usłyszałem za sobą kroki, ale nie miałem zamiaru, się odwracać, bo pewnie, to była jakaś przybłęda.

- Wiedziałem, że cię tu znajdę. - Jednak moje przekonanie zmyliło i to bardzo.

- Nie wrócę! - Odpowiedziałem oschle.

- Nie musisz, nie masz do czego ani do kogo. - Westchnął. - Pewnie ciebie nie interesuje to, że Taemin jest w szpitalu. A także, że jest podłączony do respiratora i w każdej chwili może umrzeć, bo ma tak zniszczony organizm, ale co cię to obchodzi!

- Jak to w szpitalu?! - Raptownie wstałem i patrzyłem na niego z niedowierzaniem.

- No, w szpitalu, w takim dużym budynku, gdzie są lekarze, którzy próbują ratować mu życie. - Odpowiedział z pogardą. - I przez ciebie teraz umiera.

- Nie wiedziałem, że z nim jest tak źle.

- No, kurwa, skąd miałeś wiedzieć, skoro cały czas jesteś poza domem i nie interesujesz  czyimś życiem. Mogłeś, chociaż, być przy nim, wspierać go, ale nie. Wolałeś go zostawić! Jesteś draniem, tyle ci powiem. - Gestykulował dłońmi.

- Myślisz, że ja mam się dobrze? 

- No, lepiej od niego, ty przynajmniej w szpitalu nie jesteś. I nie próbuj się tłumaczyć.

- A co ty robiłeś przez ten czas? Co?! - Poczułem straszliwy ból na twarzy. Uderzył mnie z całej siły w policzek.

- Ciągle przy nim byłem! Starałem się mu pomóc, pocieszałem go! - Krzyczał. - Bo gdybym go zostawił, dawno by się pozbawił życia!!! Zanim wylądował na szpitalnym łóżku, powiedział, że chce umrzeć, bo bez ciebie jego życie nie ma sensu. Myślał, że ty, Jong i Kibum umarliście i chciał dołączyć do was!!! - Chwycił mnie za kołnierz i podniósł. W jego ciemnych oczach widziałem gniew i to ogromny. - Więc, kurwa, Choi weź się w garść!!!

      Nagle dotarło do mnie, że robiłem źle. Jakby nad tym pomyśleć, rzeczywiście, to moja wina, że był w złym stanie. Musiałem odpuścić sobie Jonghyuna. Nie miałem szans, on kochał Keya, a ja w głębi serca chyba kochałem młodego. W końcu, to dzięki niemu, codziennie uśmiechałem się i śmiałem. Był takim małym promyczkiem w moim sercu. Zrozumiałem swój niewybaczalny błąd, ale chciałem coś zrobić, nie ważne co. 
      Postanowiłem naprawić wszystko, chociaż mogło być na to za późno.

- Idę do niego! - Odrzuciłem ręce Onew od siebie. - Gdzie leży? - Wskazał mi drogę i ruszyłem do celu.

      Dopiero dotarło do mnie, jak bardzo kochałem Taemina, tylko zauroczenie do Jonghyuna mi to zasłoniło. Nie chciałem popełnić już tego samego błędu. Nigdy!

***

     Nadal źle się czułem, w ogóle, trochę się nie poprawiało. Głowa mnie bolała niemiłosiernie, a o ciele nie wspomnę. Mógłbym ciągle spać. Wtedy nic mi nie dolega, czuję ukojenie, ale kiedy budzę się, to tak, jakbym dostał czymś dużym i ciężkim w ciało. Aż odechciewa się żyć.

     Jednak, plus snu był taki, że słuch wrócił i wszystko słyszałem. Żadnych problemów. Spojrzałem w stronę wyjścia, bo usłyszałem głosy, które znajdowały się tuż za drzwiami. Do pokoju weszła jakaś postać. Wzrok mnie nie mylił, choć nie wierzyłem w to, kogo zobaczyłem. W jednym momencie wróciło do mnie życie, ból znikł, nawet rurka w gardle nie przeszkadzała. Miałem ochotę krzyczeć z radości, ale nie byłem w stanie.

- Taemin. - Brunet stanął nade mną. Jego piękne, jak węgiel, oczy były skierowane na mnie i wyłącznie na mnie. - J-ja...przepraszam cię. Bardzo. Jestem debilem. - Zacisnął zęby, a z jego żabich oczu popłynęły przeźroczyste kropelki. - Teraz zrozumiałem, jak bardzo cię kocham. - Łzy przeszkadzały mu w mowie. - Minnie..kocham cię! Chcę żebyś, to wiedział, jak bardzo. Byłem zaślepiony zupełnie inną osobą, która zresztą, nie odwzajemniała mojego uczucia, które było fałszywe.

     Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Nie ważne było to, że dopiero mi to wyznał, nie ważne, ważne było, że jest teraz przy mnie.

- Minnie. Już nigdy cię nie zostawię, przysięgam! - Chwycił moją zimną dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek.

     Nic do szczęścia już nie było mi potrzebne. On był moim respiratorem, dzięki któremu zacząłem żyć. Teraz, nie chciałem umierać, tylko kochać całym swoim sercem.

***     

- Co robimy, boss? - Zapytałem mężczyzny, siedzącego na swoim czarnym, skórzanym fotelu.

- Jak, to co? Celu nie zmienię, bo psy złapały garstkę moich ludzi. O nie! - Zaśmiał się, wyciągając cygaro z pudełka i podpalając je. - To będzie ostatnia akcja tego typu. Macie go dorwać i zabić! Zatłuc, jak psa! Jeżeli tego nie zrobicie jutro, to ja was pozabijam. Zrozumiano?! - Przytaknąłem, bo w sumie miałem dość ganiania za tym dzieciakiem. - A Tao, masz nie spierdolić tego, jak ostatnim razem, bo będzie z tobą źle!

- Nie zawiodę cię! - Ukłoniłem się i wyszedłem z pomieszczenia.

     Szedłem korytarzem, który był całkowicie czarny, tylko pojedyncze żarówki oświetlały drogę. Stan był surowy, popękane ściany, odpadający tynk. Szef lubił takie rzeczy, bo jak, to mówił "odpowiada mojemu charakterowi", tylko dziwne, że jego gabinet był odremontowany i umeblowany, jak w mieszkanku. 
     
     Tym razem nie zawiodę bossa, załatwię go i tego jego gogusia. Miałem już dosyć ciągnięcia tej sprawy, minęło cholernie dużo lat. 

     Wszedłem do swojego pokoju na ostatnim piętrze. Wybrańcy posiadali własne pokoje. Był on skromny, łóżko, stolik, szafa z ubraniami, nic więcej. Usiadłem na łóżku, patrząc na fotografię, która leżała na stoliku. Były na niej dwie osoby.

- Tylko za nim zabiję tego Kibuma, to najpierw załatwię ciebie, bo pewnie będziesz przeszkadzał. - Spojrzałem na zdjęcie mężczyzny, który tylko ciągle mi zawadzał. - Łatwo nie będzie, bo w końcu, zabiłem twojego brata, a przecież, to tylko cię podkręciło. Oj biedny. - Chwyciłem fotografię. - Ale ty zabiłeś mi dziewczynę! 

     Wstałem, nadal trzymając zdjęcie w dłoni. Podszedłem do ściany i przypiąłem pinezką. Oddaliłem się trochę, by po chwili wyciągnąć pistolet i wymierzyć w jego stronę.

- Jutro będziesz martwy, Tom! - Rozniósł się huk, a zdjęcie zostało zniszczone. - Tak, właśnie zginiesz!


CDN.

3 komentarze:

  1. Drugi raz rozdział opowiadający o uczuciach innych *_____* Lubię to, cieszę się, że został przedstawiony inny punkt widzenia :3 Kocham te rozdarte emocje, tą całą niepewność <3 I jeszcze na koniec ta śmietanka, wisienka na torcie *_________* Będzie się działo, już się nie mogę doczekać ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Dawaj następny rozdział jak najszybciej!
    Hwaiting~!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super opowiadanie nie moge doczekac sie kolejnego rozdzialu mam nadzieje ze dodasz go jak najszybciej <3

    OdpowiedzUsuń