"Upadły Anioł" rozdział 24 - FINAŁ PART 2



***


     Leżałem na obserwacji, nie mogłem znieść czekania. Chciałem już wiedzieć co z Kibumem, czy żyje, czy wszystko jest z nim dobrze. Ta niewiedza bardzo mnie dobijała i byłem bardzo niecierpliwy. Usiłowałem wstać z łóżka, jednak pielęgniarka skutecznie mnie zatrzymywała. Nie miałem innego wyboru jak czekać.

- Aish! - krzyknąłem.
- Proszę się uspokoić, nie jest pan sam - racja, powinienem się uciszyć.

    Minęły dwie godziny a po nim ani śladu, bałem się o niego. Nie dopuszczałem jednak myśli, że mogło coś pójść nie tak. Załamałbym się gdyby byłoby tak, że jego tu nie ma, a ja jestem. Ryzykowałem dla niego życiem, by mógł ponownie się do mnie uśmiechnąć, przytulić. W końcu zakończył się nasz koszmar i nastał sen, który nikt nie zakłóci. Musieliśmy wiele wycierpieć, by wspólnie zaznać spokoju. Kiedy teraz to wszystko wspominam, stwierdzam, że mogło być gorzej. Ten mężczyzna z mafii się powstrzymywał od zabicia nas, bo gdyby tak naprawdę chciał tego, to nie czekałby jak na jakieś zbawienie. Byłem wdzięczny losowi, że tak to się potoczyło.

     Do sali wszedł funkcjonariusz, który z nami był na moście. Miał opatrunek na głowie, ale to mu nie przeszkadzało by się uśmiechać. Widać było, że cieszy się z udanej akcji ratowniczej. Był bardzo spokojny i podszedł do mojego łóżka.

- Jak się czujesz? - zapytał siadając na krześle obok.
- Poskładany - zaśmiał się - Co?
- Cieszę się bardzo, że nic ci poważnego nie stało.
- A co z Kibumem? - spojrzałem z nadzieją, że przekaże mi dobre wieści.
- Właśnie po to przyszedłem. Wszystko przebiegło bez komplikacji. Żyje i za niedługo przyjedzie tu na salę - kamień mi spadł z serca, aż głośno wypuściłem powietrze z płuc.
- A co z mafią? - spojrzał na mnie a jego mina od razu zrobiła się smutna.
- Nie ma jej. Rozbiliśmy, nie ma już zagrożenia w mieście - poczochrał moje włosy, uśmiechnął się, wstał i zaczął iść do wyjścia. Trochę to było dziwne uczucie, bo to jakby był niezadowolony z tego, ale nie miałem zamiaru się tym przejmować.
- Czekaj! - odwrócił się - Jak masz na nazywasz?
-  Nezumi Tom - wyszedł.

     Po godzinie zasnąłem, później do moich uszu dochodziły czyjeś głosy. Nie brzmiały jak lekarzy a  kogoś z zewnątrz. Powoli stawały się dla mnie znajome. Wiedziałem, że to oni idą, cała czwórka. Serce szybciej biło, w oczach pojawiły się iskierki, zaczynałem się cieszyć.

- Minho nie pchaj się, damy mają pierwszeństwo.
- O to przepraszam szanowną panią.
- Hyung czemu zabrałeś ze sobą kubełek kurczaków?
- Bo mogę.

    Śmiałem się jak za dawnych czasów. Nic się nie zmienili przez czas, dosłownie w minutę po usłyszenie krótkich dialogów pojawili się w sali, w której leżałem. Wszyscy byli uśmiechnięci i zdrowi. Taemin zdrowy jak ryba, nie widać było po nim, że był w szpitalu, reszta też wyglądała na zdrową. Młody podbiegł do mnie i spojrzał na mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami.

- Hyung, hyung! Jak się czujesz? - zapytał.

- Dobrze, nie narzekam. Opiekuje się mną tamta śliczna pani - nagle poczułem delikatny ból na głowie - Ałła a to za co?
- Przez to zamartwianie się o ciebie omal nie zeszłam z tego świata, debilu - stanęła nade mną ze łzami w oczach Hyun Min.
- Płaczesz jak baba - Minho też nie ominęła szkarłatna pięść dziewczyny.
- Bo....bo....się cieszę, że żyjesz do cholery - na dobre się rozpłakała, trochę było mi jej szkoda.
- Jinki - zwróciłem się do najstarszego - Jak tam stary?
- Bywało gorzej, mówię ci - nachylił się i opuścił głos ton niżej - Ja tą trójkę ledwo poskładałem do kupy, dobrze, że mi się nie pozabijali przez to.
- Wybacz
- A kto to mógł wiedzieć, że tak się potoczy. Ważne, że wszyscy żyjemy - uśmiechnął się Onew jak zawsze.
- A gdzie Kibum? - zapytał Taemin.
- Ma być zaraz tutaj przewieziony - odpowiedziałem.

     Niespełna pięć minut, blondyn pojawił się na sali nadal w śpiączce. Przyjaciół już przy mnie nie było, bo musieli wrócić do domu i dobrze, zadręczyliby mnie na śmierć. Śmiałem się w duchu z moich myśli. Nie wiem czy wolałbym zginąć z rąk mafii czy tych głupków co są zawsze przy mnie.


Dzień później.

     Dzisiaj mieli mnie wypisać ze szpitala. Byłem pełni sił i gotowy do pracy, ale miałem zwolnienie jeszcze z jakichkolwiek prac fizycznych. Lekarze pozwolili mi być przy Kibumie, aż się nie obudzi. Jego tętno było w normie, oddychał samodzielnie, bo wczoraj jeszcze miał rurkę, która mu pomagała. Spał jak anioł, tylko mu skrzydeł brakowało do całości. Gdybym miał kartkę i coś do pisania, narysowałbym go takiego jak jest. Byłaby piękna pamiątka, bo to był jedyny moment kiedy mogłem na niego spokojnie popatrzeć. Kiedy tak spoglądałem na niego to szkoda, że to nie ja leżę na jego miejscu. Jakby było na odwrót to byłaby urocza scena jak z filmu romantycznego, gdzie ukochana czeka aż jej wybranek serca obudzi się. To było z lekka zabawne jak to sobie wyobraziłem.

     Trzymałem jego dłoń w swojej. Czekałem, aż się wybudzi. Postanowiłem czekać tak długo jak to możliwe, żadna siła mnie stąd nie wyciągnie. Wracałem do wspomnień, kiedy jeszcze mieliśmy spokój. To było coś cudownego, ale teraz nacieszymy się sobą dłużej i nikt w tym nie przeszkodzi.

     Zanurzyłem się we wspomnieniach i zapomniałem o świecie, który mnie otaczał. Z myśli wybił mnie delikatny uścisk na dłoni. Spojrzałem na Kibuma, a jego powieki zaczęły drgać. Cicho pomrukiwał. Zaczął się wybudzać. Moje serce stanęło, wstrzymałem oddech, czekałem długo na tą chwilę, chociaż to zaledwie dwa dni, ale dla mnie to były wieki. Czułem jak krew zaczęła szybciej krążyć, przez co zrobiło mi się ciepło. Byłem podekscytowany tą chwilą. Nic by mnie nie uszczęśliwiło jak jego uśmiech, oczy, głos. Cały on, sprawiał, że byłem szczęśliwy.

- Kibum - spokojnym tonem odezwałem się, na co on spojrzał na mnie i uśmiechnął się tylko. Widać było, że chce coś mi powiedzieć, lecz miał za mało sił. Jednak osłabiony organizm miał, nie dość, że go postrzelono to jeszcze operacja i kroplówki go osłabiły. Ważne było dla mnie, że żył.

      Na salę wszedł lekarz, który operował blondyna, był uśmiechnięty na widok chłopaka. Podszedł do łóżka, zapytał o kilka podstawowych spraw, tłumaczył nam wszystko po kolei jak przebiegała operacja, jak długo jeszcze będzie osłabiony i wiele innych rzeczach.

- Pan Kibum będzie mógł wyjść jutro, dzisiaj jeszcze musi przeleżeć na obserwacji, czy nie będą jakieś powikłania. Radzę panie Jonghyunie iść do domu i się przespać, pański przyjaciel będzie miał należytą opiekę medyczną, a jeśli coś się stanie zadzwonimy do pana - z każdym słowem był uśmiechnięty, pewnie wiedział co mówi.
- Nie chcę go zostawiać - poczułem jak mi ścisnął dłoń i gestem dłoni, pokazał, że mam się nie martwić i pójść do domu.

     Nie protestowałem, jeśli on sam na swój sposób powiedział, że mam iść to tak zrobiłem. Pożegnałem się i wyszedłem. Nawet na chwilę się nie zatrzymałem, twardo szedłem do mojego starego mieszkania. Ciągle rozmyślałem nad wszystkimi dotychczasowymi wydarzeniami. Sporo się działo, to wywróciło moje życie do góry nogami. Jednak patrząc na to z perspektywy czasu, to się zmieniłem, chyba na lepsze. Pogodziłem się z tatą, znalazłem miłość swojego życia, moje nastawienie do wszystkiego się zmieniło. Stałem się łagodniejszy, nie byłem już taki macho, już mnie nie interesowały kobiety czy też inni mężczyźni.

     Jak tylko wszedłem do mieszkania, Taemin się na mnie rzucił jak dziecko na ojca, który wrócił z pracy. Wszyscy mnie ciepło powitali. Zjedliśmy obiad, pogadaliśmy. Było prawie tak samo, prawie, bo znałem prawdziwe orientacje Hyun-Min oraz Minho. Jednak to nie zmieniło mojego nastawienia do nich, traktuję ich tak jak przedtem. Znowu byliśmy szczęśliwą rodziną, tylko brakowało mi Kibuma, bo od chwili istnienia naszego związku też należy do ekipy.


Następnego dnia

     W biegu z samego rana, umyłem się, ubrałem i zjadłem by czym prędzej zobaczyć ukochanego i móc go przytulić. We mnie wszystko chodziło, już nie mogłem się doczekać spotkania, czułem się jak na pierwszej randce. Czekałem na niego przed wejściem na ławce. Niecierpliwie spoglądałem na zegarek, te minuty strasznie się dłużyły.

- Nosz kur...ile można się wypisywać? 
- Marudzisz, bo rośniesz 
- Kibum! - szybkim ruchem przytuliłem go jak najmocniej, nie miałem zamiaru go puścić.
- Jonghyun, nie żeby coś, ale złamiesz mi zaraz żebra - uderzał lekko w moje plecy i zważywszy na jego delikatność to go puściłem, ale powstrzymać się nie mogłem od pocałunku - Dobra, dobra, nie podlizuj się już tak - zaśmiałem się - Gdzie teraz pójdziemy?
- Jak to gdzie? - zapytałem zdziwiony - Do domu.
- Jak to?
- Przecież należysz do naszej rodziny, wszyscy już na ciebie czekają - uśmiechnąłem się szeroko.

***

      Byłem jeszcze trochę obalały po tym wszystkim, ale miałem siłę na normalne funkcjonowanie w społeczeństwie. Przepisano mi leki, które muszę zażywać przez miesiąc, jakoś będę musiał to wytrzymać.
Byłem szczęśliwy, kiedy zobaczyłem tego dinozaura, tęskniłem za nim bardzo. Też byłem uradowany myślą, że mojego problemy się skończyły, już nie będzie mnie ścigać mafia, nikt nie będzie chciał mnie zabić. Mogłem wreszcie cieszyć się życiem. W sumie mogłem dopiero teraz go zaznać.

     Zanim zjawiliśmy się w domu, poszliśmy do parku. Pośród drzew, płynęła rzeka a nad nią stał drewniany mostek. Weszliśmy na niego i przystanęliśmy, patrząc na czystą wodę. Widać było nasze odbicia.

- Dziękuję - zwróciłem się do Jonghyuna
- Za co? - ten spytał zdziwiony
- Za to, że jesteś.
- Heh, też ci dziękuję, że jesteś - uśmiechnął się do mnie i wyszczerzył te swoje białe ząbki w moją stronę.
- Zauważyłeś, że mnie ci na górze nie chcą jeszcze? - zapytałem, opierając się o barierkę.
- Może mają za dużo aniołów i brakuje miejsc.
- Ty serio zamiast mózgu masz papkę - spojrzałem na nie z politowaniem, ale też pół żartem - Oj, żartuje.
- Wiem - delikatnie się uśmiechnął - Jesteś moim aniołem
- Chyba upadłym - cicho powiedziałym
- Ale powstałym - przytulił mnie mocno do siebie - Ważne, że znowu jesteśmy razem i nikt nam w tym nie przeszkodzi.

     Popłynęły mi łzy po gorących policzkach. Mojego szczęścia nie dało się opisać, wszystko tłumaczą moje łzy i uśmiech. Cały czas musiałem uciekać, nie miałem chwili wytchnienia, nie znałem normalnego życia. Wiecznie w strachu, niepewności. Teraz...teraz poznam prawdziwe życie z tej jaśniejszej strony. Zaczynałem nowe życie, taki jakby nowy rozdział, ale z osobą, którą kocham. 

     Spojrzałem w niebo, było takie spokojne, promienie słońca przyjemnie ogrzewały mi twarz. Wiatr delikatnie owiewał moje ciało. Miałem wrażenie, że już takie coś czułem. Błogo, taka harmonia grała. Kiedy spojrzę wstecz, to mało pamiętam. Pamiętam do momentu postrzelania mnie. Nie wiedziałem co się działo i raczej nie chciałem tego wiedzieć. Tym lepiej dla mnie. Będę żył chwilą, nie przeszłością.

     Mało kto z ludzi takich jak ja wychodziło z takich sytuacji, większość poddawała się od razu. Jednak, jeśli chce się żyć w tej normalnej części żywotu trzeba walczyć, nie poddawać się, pomimo myśli o śmierci, licznego dołowania się. 

     Ja Kim Kibum od małego spadałem w dół i sięgnąłem dna. Jednak w pewnej chwili pojawiło się malutkie światełko, którym był Kim Jonghyun. Człowiek, który wbrew mojej woli się pojawił w moim życiu. Nie chciałem, aby się wtrącał, ale dzięki niemu żyję i wiem, że on da mi szczęście, którego mi brakowało od samego początku. 

     Jestem aniołem, posiadający czarne skrzydła, lecz tylko dlatego, bo splamiła ich moja przeszłość, nigdy nie powrócą do nieskazitelnej bieli. Zbyt długo to trwało, ale czerń też nie jest zła, będę jedynym z niewielu.

     Upadły Anioł już odszedł, ponieważ dzięki właśnie niemu narodził się jak to powiedział Powstały Anioł.


Dziękuję


KONIEC


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Bardzo przepraszam za zwłokę ;;;;; Ale jakoś tak wyszło, że byłam zajęta, a jak chciałam się za to zabrać to internet odmówił współpracy. 

Wreszcie doszliśmy do końca naszego rocznego opowiadania, trochę mi ciężko się z nim rozstać, ale czas na inne. 

Zdradzę Wam, że mam pomysł na nowe opowiadanie, ale nie wdrążę je dopóki nie skończę "You're my Romeo", troszku to potrwa.

Mam nadzieję, że Wam spodobało się opowiadanie i koniec jest w miarę przyzwoite, przepraszam za wszelkie błędy.

Proszę o wszelkie komentarze i odczucia do całości opowiadania. 
Będę bardzo wdzięczna (❁´‿`❁)*✲゚*






6 komentarzy:

  1. W końcu koniec aż nie mogłam się doczekać. Kocham szczęśliwe zakończenia i dobrze że się tak skończyło....^^
    Jak będziesz pisać nowe to ja bym proponowała Minho x Key, kocham ten paring....
    Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Płacze płacze i.płacze. Piękne opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. O MATKO BOSKA!
    Jestem na siebie zła!
    Przeczytałam to już jakiś czas temu i dzisiaj trafiłam na Twojego bloga.
    Patrze a tu UPAŁY ANIOŁ!
    To było boskie kobieto! Naprawdę!
    Może były momenty w których brakło Ci wenę, ale naprawdę to było coś pięknego!
    Może gdybym od razu skomentowała po przeczytaniu to więcej bym napisała.
    Czekam na jakieś one shoty. Czytałam Twoje ogłoszenie,że jesteś teraz na praktykach.
    Mam nadzieję,że szybko wrócisz do nas i podzielisz się z nami swoimi twórczościami!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jedno z najlepszych fanfiction, jakie czytałam <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Przy pierwszych rozdziałach miałam ochotę ciepnąć gdzieś opowiadanie i dodać do usuniętych zakładek, albowiem nie mogłam jakoś znieść twojego stylu pisania, złej składni zdań i niepasujących określeń. Myślałam sobie, że to kolejny gniot i nie będę na niego marnować czasu. Dopiero tak po 13 rozdziale mnie wciągnęło i nawet ucieszyłam się, że nie uciekłam od tego fanficu.
    Może i wykonanie nie jest najlepsze i oceniam je na -4, fabuła jest bardzo dobra i otrzymuje -5. Dało się wczuć w klimat, momentami ogarniała mnie melancholia. Jeśliby wrzucić tu dobrą betę byłoby naprawdę super. Chodzi tu głównie o różne niewłaściwe określenia, przecinki, konstrukcję zdania i gmatwające wydarzenia m.in. w jednym rozdziale Onew przy drzwiach wspomniał o Taeminie, który jest w szpitalu i nikt jakoś specjalnie się tym nie przejął, a później z innej perspektywy powiedział o tym kiedy siedzieli na sofie i wszystkich to zszokowało. Chyba tak to było, nie pamiętam, ale wiem, że ta część mnie zaniepokoiła + uległaś komentarzowi i na siłę wcisnęłaś pocałunek Minho i Jjonga, co mi się bardzo niespodobało. Pewnie gdybym nie czytała komentarzy, nie zirytowałoby mnie to tak bardzo. Był to element zupełnie niepotrzebny, chyba, że od początku miał na celu naprowadzić Minho na jego prawdziwą miłość.
    Omg, za 5 min muszę wstawać do szkoły :<
    Na podsymowanie: opowiadanie mi się spodobało, choć o mało co go nie porzuciłam. Twój styl pisania poprzez poszczególne rozdziały się polepszał. Kocham JongKey i gdyby był wprowadzony inny pairing, zapewne nie zajrzałabym tutaj xD

    --
    bytaasteful.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tą krytykę, tak gdyby była beta byłoby lepiej, ale niestety mam problem ze znalezieniem. Co do pocałunku Minho i Jonga, tutaj akurat była to moja inicjatywa, nie sugerowałam się komentarzami, miałam to w planach i tak. Także mylnie oceniłaś ten fragment, że uległam. No smutne, że chciałaś go porzucić, ale cieszę się, że jednak zostałaś do końca. Mam momenty, że pisze dobrze a czasami, że aż się nie chce, jestem tego świadoma. Staram się pisać jak najlepiej. Dziękuję za ocenę całościową.

      Usuń