Mam przykrą wiadomość dla Was. Otóż zamykam swoją działalność tutaj. Nie mam zamiaru dłużej Was zwodzić, że niedługo kolejne treści się pojawią z Waszymi ulubionymi pairingami. Po prostu wena we mnie się wypaliła w tym temacie. Teraz ostatni rok mam zamiar poświęcić się nauce i dalej poświęcić czasu dla mojego innego bloga Get your Crayon.

Wiem, że większość z Was będzie poirytowana itd, ale nic na to nie poradzę, że tak się stało. Mi też jest przykro, że nie ukończę opowiadania, one shotów.

Może kiedyś wrócę i dokończę swoje dzieła. Ale tak jak napisałam powyżej, muszę się z Wami pożegnać. Było miło czytać komentarze, nie ważne czy krytyki, czy chwalące, każdy komentarz był dla mnie ważny. Wy byliście dla mnie ważni jako czytelnicy.

Przepraszam, że nie będziemy mogli dalej wspólnie czytać opowiadań oraz przeżywać kolejnych wrażeń.

Dziękuję, że ze mną byliście cały ten czas i mnie wspieraliście.

Dziękuję.



pairing: Ken x Ravi
gatunek: AU, fantasy, fluff, angst
ostrzeżenia: brak 

dla Anonima

***

   
     Żyjemy na jednym świecie, lecz każdy posiada własny, do którego nie dopuszcza się osób trzecich. Kiedy ktoś próbuje jednak tego, to nie kończy się za dobrze. Nie należy ryzykować, ponieważ świat, który został zbudowany własnoręcznie może zostać zniszczony w milisekundę. A nie chcemy tego prawda? Niech każdy trzyma się własnego życia.

- Tak najwygodniej 

- Co tam mruczysz Lee Jae Hwan? - zapytał szef, który omawiał ważny projekt.
- Nic, nic, przepraszam, że zakłócam. Chyba pójdę się przewietrzyć - zakłopotany brunet wyszedł z sali.

      W pośpiechu jakby coś go goniło wszedł na dach gmachu, w którym pracował. Pogoda dopisywała, błękitne niebo a nim malowały się białe obłoczki, które delikatny suwały się po nim. Promyczki słońca przyjemnie ogrzewały ciało. Temperatura była idealna na wyjście do parku ewentualnie jak w tym przypadku na dach. Chłopak próbował poukładać wszystkie myśli w głowie i się trochę opanować. Nie mógł się ostatnio się skupić na wykonywanej przez niego pracy. Nie wiedział co się z nim dzieje. Jakby coś nim władało, dziwna siła. W tym momencie poczuł jak powiew wiatru uderza w jego twarz. Wziął kilka głębokich wdechów, serce jakby się ustabilizowało. Był gotów wrócić do pracy, ale nagłe poczuł, że coś z nim stoi. Chciał się obrócić a zarazem nie.

- Wszędzie cię szukałem... - osoba pochyliła się nad jego uchem - Ken - brunet nagłe się obrócił i zobaczył mężczyznę nieco wyższego od niego w czerwonych włosach.
- Kim jesteś?
- Tym, który cię szukał odkąd zapomniałeś - lekko się uśmiechnął.
- Ale...ja cię nie znam...przepraszam, spieszę się - podjął próbę zakończenia pracy.
- Do pracy? - zaśmiał się - przecież nie znosisz tej pracy, dlaczego się oszukujesz?
- Huh? - spojrzał się zdziwiony na niego - muszę z czegoś żyć, wybacz, ale muszę iść - nagle poczuł mocny uścisk na nadgarstku.
- Pójdziesz ze mną - powiedział na poważnie czerwonowłosy.
- Nie będę z tobą dyskutować, puść mnie! - próbował się wyrwać, ale nic z tego.
- Co ty na to żeby....
- Żeby co?
- Wejść do twojego świata?
- Co? Nie!...Po- - nim krzyknął jego już nie było w świecie rzeczywistym.

     Kiedy otworzył oczy nie widział już błękitnego nieba, białych chmur. Nie czuł ciepła. Nic. Kompletna nicość wokół niego. Rozglądał się dookoła, próbował poukładać wszystko do kupy.

- Nie poznajesz? - usłyszał znajomy głos.
- Gdzie my jesteśmy?
- W twoim świecie Ken - złapał bruneta za rękę - ponuro prawda? Ehh, nie chciałbym w takim świecie żyć. Jak ty to wytrzymujesz? - spojrzał się na niego z politowaniem.
- Wyjdźmy stąd proszę, chcę wyjść.
- Dlaczego? Powinieneś czuć się jak u siebie - zmienił wzrok na zdziwienie.
- WYPUŚĆ MNIE!!! - wpadł w szał, stracił zmysły, zaczął się szarpać.
- No już spokojnie - przytulił go mocno do siebie.
- NIE CHCĘ TU BYĆ! NIENAWIDZĘ TEGO ŚWIATA! - zimne łzy spływały po jego policzku, które znikały w bluzie chłopaka.
- Jeśli nienawidzisz tego świata, to nienawidzisz też mnie. Wiele się zmieniło...ty się zmieniłeś - lekko odsunął od siebie.
- Kim jesteś? - ze łzami w oczach zapytał. Pragnął odpowiedzi.
- Ravi...twoja najbliższa osoba. Zapomniałeś? To dzięki mnie byłeś szczęśliwy. Miałeś mnie, ja miałem ciebie. Byliśmy tacy szczęśliwi, ale odkąd poznałeś tą dziewczynę wszystko się zmieniło. Zapomniałeś o mnie, ona później zapomniała o tobie. Zostałeś sam jak palec. Twój świat upadł. To co teraz widzimy, to jakaś pustka, nie ma życia. Jeśli tutaj nic nie ma, to nie i ciebie, Ken.

     Rozpłakał się na dobre. Upadł ciężko na ziemię, skulając się mocno. To było jego oblicze. To było to co go dręczyło przez tyle czasu. Nie mógł się pogodzić z utratą dziewczyny, która wolała pieniądze niż miłość. Najpierw weszła do jego świata, namieszała w jego życiu, a później go porzuciła. Wpadł w depresję, próbował z tym walczyć. Cudem mu się udawało. Starał się myśleć wyłącznie o pracy bo to go ratowało od całkowitego upadku. Jednak brakowało mu czegoś, usiłował sobie przypomnieć co to było takiego, że przed dziewczyną był szczęśliwy. Nie mógł. To było coś o czym zapomniał dawno, jego świat został opuszczony przez istotę, którą kochał od początku istnienia. Bolało go to. Winił siebie samego, że tak wyszło, że jego życie to jedno wielkie nic. Pustka.

- Ken...- zwrócił wzrok ku wyższemu - możesz jeszcze to naprawić, musisz tylko chcieć. Masz szansę sobie przypomnieć kim jestem, kim byłem zanim mnie straciłeś...
- Ja...próbowałem...nadal próbuje, ale nic się nie dzieje. Coraz bardziej robi się ciemno. Mam dość tego - ukrył swoją twarz dłoniach i ponownie się skulił.
- To jeszcze nie koniec...chodź - wystawił swoją dłoń, którą niepewnie chwycił.

     Szli przez pustkę. Nie było ścian, ścieżki, kompletnie nic. Totalna cisza wokół nich tak jak pomiędzy nimi. Nie rozmawiali, nikt o nic nie pytał. Oboje czekali na coś. Brunet poszedł z nim, może jednak jest coś co go uratuje, jego świat. Zaczął żyć nadzieją. Nagle pojawiło się oślepiające światło, ale nie zatrzymali się, kroczyli dalej w to światło. Serce Kena nagle zaczęło bić tak jakby wcześniej się zatrzymało. Łapał oddech, czuł powoli jakieś nieznane źródło ciepła. Zasłonił oczy dłonią, drugą nadal trzymał Raviego.

- Co się dzieje? - zapytał, ale nawet nie słyszał własnego głosu, był przerażony tym. Zobaczył uśmiech chłopaka.

    Kiedy się ocknął, pierwsze co to oślepiło go światło, potem zobaczył biały sufit. Powoli dochodziły do niego głosy, które zaraz zrobiły się wyraźne. Pod dłoniami czuł jakiś materiał, a do twarzy coś przylegało. Zobaczył za chwilę twarze. Dość znajome. Zorientował się, że jest w jakimś pomieszczeniu. Nie mógł poruszyć głową, czuł ból, nie tylko na szyi, ale też w kończynach i lekki ból na plecach. Nie wiedział co się stało.

- Lee Jae Hwan, słyszysz mnie? Kiwnij głową - pomimo bólu, lekko ruszył.
- Wyjdzie z tego? - zapytał starszy mężczyzna, który okazał być się szefem chłopaka.
- Tak, spokojnie, miał dużo szczęścia. To cud, że przeżył - odpowiedział inny mężczyzna - Na dobrą sprawę powinien już nie żyć. Skoczyć ze szczytu dwudziestopiętrowego budynku i na dodatek mieć tylko połamaną nogę oraz rękę i lekko uszkodzony kręgosłup to jest prawdziwy cud...No dobrze, pacjent musi odpocząć - wszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu wyszli. Został sam.

- Co się stało? - zaczął sam siebie pytać.
- Tego też nie pamiętasz? - w drzwiach pojawił się Ravi - ty masz amnezję czy co?
- Ravi...czemu jestem w szpitalu? Co się dokładnie stało?
- Miło, że mnie pamiętasz - usiadł obok łóżka na taborecie - Hmm, skoczyłeś z dachu, na którym byliśmy.
- Chciałem popełnić samobójstwo?
- Tak, w sumie to zrobiłeś, nie żyłeś.
- Jakim cudem jestem...cały? - dopytywał ciągle
- Bo tuż przed upadkiem w rzeczywistości, wstałeś we własnym świecie i chwyciłeś mnie za rękę.
- To niemożliwe, ja jestem martwy, tylko teraz żyję w innym świecie - złapał się za głowę.
- Nie, ty naprawdę żyjesz. Twój świat nie rozpadł się całkiem, ponieważ ty zapragnąłeś żyć.
- Ravi? - spojrzał się na niego - a ty...istniejesz naprawdę? Czy jesteś wytworem mojej wyobraźni? - spojrzał się na czerwonowłosego z nadzieją w oczach.
- Tak, teraz istnieję, dzięki tobie - uśmiechnął się delikatnie.
- Cieszę się - zamknął oczy.

     Ravi nachylił się nad nim i delikatnie pocałował go w usta. Po czym pogłaskał go po głowie i wyszedł. Chłopak był szczęśliwy, że odnalazł spokój, mógł już umrzeć, bo poczuł ulgę na swoim sercu jakby tysiąc kamieni, które przygniatały je i rozkruszyły się pod wpływem miłości, którą żywił od bardzo dawna.

     Stworzony świat przez samych siebie nie może zostać zrujnowany przez innych. Dlatego, nie można nikogo wpuszczać. Jednak, jeśli dana osoba jest z nami od początku pomimo odrzucenia przez nas samych i trwa przy nas nadal ma prawo do wejścia. Może to dzięki tej osobie zaczniemy żyć, naprawi zniszczony nasz świat, który skłania się ku upadkowi.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam Was za taki długi czas nieobecności. Teraz mam zamiar nadrobić wszystkie zaległe onechoty (obiecuję) w przeciągu 7 dni napiszę wszystkie zamówienia na które czekacie bardzo długo. 


***

     Nastał poranek. Słońce za wszelką cenę chciało się przedostać przez śnieżnobiałe zasłony do mojego pokoju i otulić swoimi ciepłymi promykami moją zaspaną twarz. Pogoda wyglądała na bezchmurną a czykolwiek pewnie chłodno będzie, ze względu na to, że wita jesień w naszym kraju powoli. Ze względu na to, że jest weekend to mogłem trochę dłużej pospać, maksymalnie do jedenastej. Zarządzenie od mamy. To i tak cud, że nie karze mi wstawać jak do szkoły, bo to byłby dramat. O tej porze nie było jej w domu, bo chodzi na fitness, ale w trakcie swoich ćwiczeń potrafi do mnie zadzwonić aby się upewnić, czy nie marnuję czasu na spanie. By uniknąć nieprzyjemnej pobudki, wstałem i poszedłem się umyć. Po codziennych czynnościach, usiadłem przy biurku, które stało przy dużym oknie. Przeglądałem notatki z lekcji czy czasem nie miałem czegoś zadane. Na szczęście miałem wolny weekend. Tylko musiałem dzisiaj iść na zajęcia z tańca, ale to akurat była dla mnie przyjemność. Tam mogłem się wyżyć, uwolnić się i poczuć się jak ptak lecący w nieznane. 

     Wstałem i skierowałem się do łóżka gdzie niedaleko leżał mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i widniała na nim wiadomość od Hyuny. 

Od Hyuny:
Taemin, idziemy dzisiaj do kina?

Do Hyuny:
Wybacz, mam trochę nauki.

     Wyłączyłem okno z wiadomościami, ale zaraz przyszedł kolejny sms, już myślałem, że znowu ona pisze, żeby jednak mnie namówić. Myliłem się.

Od Minho:
Jak się spało? 

Do Minho:
Dobrze, wyspałem się nawet, hehe.

Od Minho:
Cieszę się. Masz może czas? 

    Zdziwiło mnie to trochę, nie spodziewałem się, że na następny dzień będzie się chciał ponownie spotkać.

Do Minho:
O trzynastej mam tańce przez dwie godziny.

Od Minho:
Gdzie je masz? Przyszedłbym po Ciebie. o ile to nie problem.

     Uśmiechnąłem się jak głupi do sera. Wstąpiła we mnie dziwna euforia, nie rozumiałem tego zjawiska.

Do Minho:
Żaden problem, nie mam dzisiaj nic takiego. W sumie mam wolne popołudnie.

Od Minho:
Dobrze, to gdzie je masz?

    Odpisałem mu ostatni raz, podając mu adres studia, gdzie odbędą się moje zajęcia. Szybko zszedłem na dół do kuchni żeby coś zjeść i ponownie wbiegłem po schodach do pokoju, żeby się spakować. Zawsze miałem problem z koszulką, bo niby to zwykłe tańce, ale chciałem dobrze wyglądać i za każdym razem inaczej. W końcu po wielu trudach, udało mi się spakować do końca. Zbiegłem na dół, żeby ubrać się w odzież wierzchnią i wyszedłem z domu na autobus. Jedyny dzień, gdzie mogę się całkowicie poczuć się jak zwykły człowiek. Jednak nie mogłem się równać ze zwykłym społeczeństwem, bo nigdy nie zaznałem prawdziwej matczynej miłości, nie mogłem z matką porozmawiać o bzdetach, o pogodzie i tak dalej. Zawsze etykieta, etykieta i jeszcze raz etykieta. Jeżeli nie mogę zaznać domowej miłości, to chociaż tą od drugiej osoby, która stanie się całym moim światem. To było moje marzenie.

     Po półgodzinie dotarłem do studia. Przebrałem się i wszedłem na salę. Po krótkiej rozgrzewce, zaczęła muzyka wychodzić z głośników i wypełniać dźwiękami całą salę. Moje ciało samo zaczęło poruszać. Tańczyliśmy układ, który ćwiczymy na mistrzostwa Korei. Każdy dawał z siebie wszystko, by robić układ poprawnie. Kochałem muzykę, mogłem się wczuć i pojawić się w nowym świecie. Uczucie niesamowite, nie do opisania. Moje zmartwienia, smutki znikały, skupiałem się tylko na tym co słyszałem i robiłem. 

     Minęły cudowne dwie godziny. Poszedłem się odświeżyć, ponieważ nieźle się zgrzałem. Jak to tancerz. Przebrany już w świeże ubrania oraz mokrą głowę z ręcznikiem na niej podszedłem do swojej szafki i wyciągnąłem torbę, chowając ubrania treningowe. Sięgnąłem po telefon. Widniało nowe powiadomienie sms. 

Od Minho:
Hej, już czekam pod studiem.

     Zrobiło mi się nagle gorąco, lekko się zakręciło w głowie. I wstąpiła we mnie dziwna euforia wewnętrzna, że od tego uczucia drżałem. Próbowałem się uspokoić, dlatego usiadłem na ławce i wgapiałem się w podłogę. Głęboko oddychałem i starałem się jakoś opanować. Nigdy się tak nie czułem, przy żadnej dziewczyna, która mi się podobała. To było coś nowego i niezrozumiałego dla mnie. Nie wiedziałem o co chodzi, co się dzieje z moim ciałem. Kiedy udało mi się w końcu zebrać, wstałem, zabrałem swoje rzeczy i wyszedłem ze studia. Przed wejściem czekał Minho.

- Hej, jak tam? - zapytał promiennym uśmiechem.
- Bardzo dobrze, już niedługo kończymy układ - odpowiedziałem.
- Na coś specjalnego szykujecie?
- Tak, na mistrzostwa kraju.
- Chciałbym go zobaczyć, na pewno jest świetny - oznajmił.
- Czy ja wiem, pewnie jest inna szkoła, która nas pobije.
- Czemu tak pesymistycznie podchodzisz do tego? - zapytał zawiedziony.
- Nie pesymistyczne, wierzę w swój zespół.
- To dlaczego sądzisz, że przegracie? - skrzyżował ręce na piersi.
- Bo...jest tam moja solowa część i boję się, że coś spieprzę - spuściłem głowę.
- To zatańcz.
- He? - szybko spojrzałem na niego wielce zdziwiony, nie spodziewałem się tego po nim, że będzie chciał zobaczyć jak tańczę - Nie sądzę, aby to był dobry pomysł - cofnąłem się krok w tył.
- Dobra, dzisiaj nie, ale na następnym spotkaniu chcę zobaczyć twoje solo - na co ja tylko się delikatnie i zawstydzony uśmiechnąłem.

     Nie wiedząc kiedy, zaczęliśmy gdzieś iść. Ilekroć go pytałem dokąd zmierzamy, to siedział cicho albo zmieniał temat. Trochę czułem się jak na randce, co było głupim myśleniem. Nie dopuszczałem do siebie dziwnych myśli, ponieważ nie skończyłoby się dobrze dla mnie. Mijaliśmy park, w którym pierwszy raz go tam ujrzałem. To było nawet miłe wspomnienie, kto by przypuszczał, że teraz będę szedł przy jego boku. To jak zrządzenie losu lub...

- Przeznaczenie - byłem zdezorientowany i mój wzrok skierował się na niego, ten spojrzał na mnie i szybko odwrócił przed siebie - Nie, nic - zaśmiał się cicho.

     To było trochę dziwne, jakby czytał w moich myślach albo myślał tak samo jak ja. Jest to możliwe, ale żeby na głos o tym mówić? Nie wiedziałem co mam zrobić, czy dalej pogrążyć we własnych myślach i toczyć się do przodu, czy zagadać.

- Jak tam z dziewczyną twoją? - zapytał, wyrywając mnie z rozmyśleń.
- Dobrze, dzisiaj jest zajęta więc nie nęka mnie wiadomościami.
- Nie nęka? A no tak, zapomniałem, że nie kochasz jej.
- Dokładnie, mam nadzieję, że ona nie jest we mnie zakochana aż tak - tylko przytaknął i szliśmy dalej.

      Mijaliśmy kolejne znane mi miejsca, byliśmy trochę daleko od centrum, aż w końcu się zatrzymaliśmy przy bloku. Spojrzałem na drzwi przede mną i na niego z lekkim zaskoczeniem.

- Nie bój się, nie mam zamiaru ci krzywdy zrobić. Nie dostałem wypłaty żeby zabrać cię w bardziej zamożne miejsce.
- Dobrze. Po prostu-
- Tak, wiem, pewnie pierwsza myśl była to "pewnie jakiś zboczeniec"
- Nie- - urwałem - No tak, pomyślałem, przepraszam - ukłoniłem się
- Chodź - wpuścił mnie jako pierwszego do klatki schodowej.

     Weszliśmy do windy i wjechaliśmy na ósme piętro. Podróż przeszła w ciszy. Byłem trochę niespokojny oraz serce zaczęło mi znów szybko bić. Minho ani razu na mnie nie spojrzał tylko wpatrywał się w matowe, srebrne drzwi od windy, ja natomiast ukradkiem spoglądałem na jego rysy twarzy. Były ostrzejsze od moich, bardziej przypominające mężczyznę. Z twarzy przeszedłem na tors. Widać było, że ćwiczy regularnie. Nie wiedząc czemu, w pewien sposób zaczął mi się podobać wizualnie, ale to pewnie dlatego, że ja tak nie wyglądałem i jemu tego zazdrościłem, nie ukazując to w żaden sposób.

- Już jesteśmy - będąc we własnym świecie nie zauważyłem kiedy wyszliśmy z windy i przekroczyliśmy prób jego mieszkania.

     Pierwszy raz byłem w takim miejscu, który był zwyczajny, żadnych kryształów, żadnej chińskiej porcelany i innych bogatych rzeczy, którzy wzbudzały we mnie nieprzyjemne uczucia. Tutaj czułem się swobodnie, dobrze. Chciałem tutaj zostać na zawsze.

- Czuj się jak u siebie. Zrobię nam gorącej herbaty, chyba że chcesz gorącą czekoladę - zaproponował
- Chętnie - uśmiechnąłem się i zniknął za ścianą. 

     Ja w tym czasie, rozglądałem się po salonie. Był on chyba z pięć razy mniejszy od mojego i bardzo skromny. Brązowe meble, kremowy, włochaty dywan, że pod stopami było przyjemnie, standardowo telewizor, parę zielonych roślinek, zdjęcia i pojedyncze figurki. Przed oknami wisiały białe zasłony, przez które trochę widać było inne budynki. Wszystko było takie przyjemne dla oka, łagodne. Skromność to słowo, które mnie opisuje i także to miejsce.

- Nie powiedziałeś konkretnie co chcesz, więc zrobiłem gorącą czekoladę - wszedł nagle z dwoma kubkami, które miały motywy świąteczne. Postawił na ławie naprzeciwko nas. Zapach się rozchodził po całym pokoju i nie mogłem się powstrzymać, chwyciłem kubek i upiłem kilka łyków. Gorący płyn rozgrzewał mnie od środka.

     W pewnej chwili chciałem jakoś zagadać do bruneta, który uśmiechał się bez powodu. Ciekawość zaczęła mnie pożerać od środka i nie mogłem już dłużej wytrzymać tego.

- Czemu chciałeś znowu mnie zobaczyć? - spojrzałem się na niego
- Polubiłem cię. I zapytać o coś między innymi? - kompletnie zdezorientowałem się.
- A mianowicie o? - przeciągnąłem
- Co cię tak zatrzymało w parku?
- O czym ty mówisz? - kompletnie nie wiedziałem o co chodzi.
- Ja stałem wtedy na mostku, a ty się nagle zatrzymałeś i patrzyłeś w jakiś punkt - nagle sobie przypomniałem i wrócił obraz tamtego dnia.
- Umm, zobaczyłem motyla!
- Z tak daleka? To chyba masz sokoli wzrok, co? - zaśmiał się, a ja straciłem głowę i palnąłem zwyczajnie ze zdenerwowania - No mów prawdę. Przecież nic to nie zmieni.
- Bo....bo....ciebie tam zobaczyłem. Urzekłeś mnie, mimo, że za wiele nie widziałem, ale kiedy zobaczyliśmy się w centrum to miałem dziwne przeczucie, że to właśnie ty.
    Nagle nastała niezręczna cisza. Zrobiłem się czerwony jak burak i zrobiło mi się gorąco. Z kolei Minho nie pokazywał żadnych emocji, siedział w milczeniu i z powagą na twarzy. Zacząłem się źle czuć w takiej atmosferze, ale nie byłem też zdecydowany co zrobić, wyjść czy odczekać jeszcze trochę. Znowu robił mi się mętlik w głowie, tysiąc myśli, które wirowały i nie chciały się zatrzymać.

- Może pójdziemy za tydzień do kina? - przerwał ciszę swoim niskim głosem.
- E? - moje oczy nie chciały zejść na bok i kierowały prosto na jego twarz - Chętnie - bez zastanowienia się zgodziłem - Zrobiło się późno, muszę już iść - jednak nie mogłem wytrzymać, to był znak, że czas się ewakuować.
- Zadzwonię jeszcze - uśmiechnął się
- Dobrze, będę czekał - szybko się ubrałem i wyszedłem bez pożegnania, czego później żałowałem.

     Wsiadłem do autobusu, który jechał pod sam mój dom. W trakcie jazdy układałem wszystkie myśli, by mieć jasny obraz. Kiedy ułożyło się w całość dotarło do mnie, że jestem trochę inny, że się różnie od innych chłopaków. Minimalnie zaczęło mnie przerażać to, ale z drugiej strony cieszyłem się, że wiem na czym stoję. Minho pomógł mi to uświadomić, za chyba byłem mu wdzięczny. Jednak cały problem tkwił w mojej rodzinie, a szczególnie w mamie. Gdybym nie pochodził z zamożnej rodziny to moje życie byłoby lżejsze, łatwiejsze i przede wszystkim spokojne. Nie miałbym narzucone z góry małżeństwo, sam bym wybierał tą jedyną osobę swojego życia. Wszystko byłoby takie lepsze, a tak nigdy nie chcę wracać do domu, poza tymi murami jest mi dobrze, wolny jak ptak. Nawet małżeństwo z Hyuną nie da mi wolności, ponieważ mieszkałbym dalej w rezydencji. Za każdym razem pragnę się sprzeciwić, pokazać, że ja tego nie chcę, że mnie to nie obchodzi, ale nic z tym nie zrobię, a prędzej kłopotów sobie narobię.

- Tak bardzo chcę być szczęśliwy - znienacka po moich zimnych policzkach spłynęły ciepłe łzy, co mnie jednak nie zdziwiło. To były moje uczucia, które ciągle trzymam w sobie, nie chcąc nikomu ich ukazać. Jednak jakbym miał pokazać to tylko ukochanej osobie. Wyciągnąłem telefon, klikając w wiadomości, pisząc treść.

Czemu nie mogę być szczęśliwy? Co ja takiego zrobiłem?

     Ze łzami w oczach wybrałem numer i wysłałem wiadomość, po chwili się zorientowałem, że osobą, która odczyta to będzie Minho.

- Niech to szlag - cicho zakląłem i złapałem się na głowę - Co ja zrobiłem

     Po paru minutach przyszła odpowiedź.

Od Minho:
Możesz, tylko musisz zdecydować czego chcesz i podjąć odpowiednią decyzję. Trzymaj się.

    Zalałem się łzami, cieszyłem się, że znalazłem osobę, która może mnie w tych sprawach wesprzeć. Ścisnąłem telefon i przytuliłem do klatki piersiowej dalej płacząc. Po kilku minutach wyszedłem z autobusu, zanim wszedłem musiałem się uspokoić. Gdy już byłem pewny, że nie zauważą czegoś podejrzanego, wszedłem na dwór i później przekroczyłem próg. Na szczęście nikogo nie było na widoku, więc szybko udałem się do pokoju. Bez czekania rzuciłem torbę w kąt, udałem się do łazienki, następnie przebrałem się i położyłem się. Zanim zasnąłem, rozległ się dźwięk telefonu.

- Halo? - zmęczonym głosem odezwałem się
- Minnie? To ja Minho.
- Coś się stało? - zapytałem, przecierając oko
- Nic, chciałem być pewny, że wszystko w porządku.
- Tak, wszystko dobrze, dziękuję, że pytasz - ciepło zrobiło mi się na sercu.
- Jak będzie coś nie tak, to dzwoń. Zawsze ci pomogę.
- Dziękuję.
- Dobranoc Minnie.
- Dobranoc.

     Odłożyłem telefon na bok i z uśmiechem na twarzy zasnąłem, myśląc ciągle o nim i mając cały czas jego twarz przed oczami. Uczucie nie z tej ziemi, było mi ciepło nieustannie. Taki stan podobny miałem w gimnazjum, tylko wtedy nie wiedziałem co to jest. Teraz już wiedziałem.


CDN.




 ***


     Na całe moje szczęście zdążyłem wrócić do domu na czas. Na moje nieszczęście przyjechali znajomi mojej matki, których nie darzyłem zbytnią sympatią, wręcz ich nie cierpiałem. Na sam widok kobiety robiło mi się niedobrze i bardziej ona zaliczała się do tej listy niż jej mąż.

     Znajoma miała, a raczej nie miała poczucia stylu, totalna tandeta w dodatku Bóg obdarzył ją trochę większą ilością ciała niż powinna przeciętna Koreanka. Dodatkowo bóg pogardził urodą. Do osób o tęgiej wadze nic nie miałem, ale ona to była nad wyraz tego. Mimo, że też była obrzydliwie bogata to wyglądała jakby nie miała pieniędzy na lepsze ciuchy, nie wspominając o kosmetykach i perfumach. Zapachy, które używała były strasznie duszące, a potrafiła się do mnie przykleić jak rzep do psa, nieprzyjemne uczucie. Wracając do wyglądu. To miała czarne, krótkie włosy, sięgające do ramion, bladą cerę. Na pierwszy rzut oka wydaje się zadbana, ale jak się człowiek przyjrzy to da się dostrzec zaniedbania. Według mnie nie wyglądała na zamożną osobę, co mnie dziwiło, że matka się z nią przyjaźni. Nie rozumiałem tej logiki, której tutaj akurat zabrakło. Co do jej zachowania. Było bardzo denerwujące. Odkąd stałem się nastolatkiem i powoli zaczynałem dojrzewać potrafiła rzucać komplementy, ale nie takie pojedyncze, ale hurtowo. Czasami miałem wrażenie, a nawet często, że mnie napastuje. Zawsze próbowałem uciec do swojego pokoju albo jak najdalej od tej baby.

     Bardziej lubiłem jej męża. Wyglądał schludnie, ale był zadbany jak to biznesmen. Był zabawny i rozgadany, z nim można całą noc przegadać. Przyjazny dla otoczenia. Całkowite przeciwieństwo swojej żony. Wysoki, szczupły o krótkich, kruczoczarnych włosach. Był nie wiele starszy od swojej kobiety, ale było widać, że bardziej dojrzalszy i nie interesowały go plotki, które chętnie rozpowiadała jego żona. To bliski przyjaciel ojca, ale w porównaniu do mojego rodziciela był bardziej wyluzowany. Często ze mną rozmawiał bym nie czuł się odepchnięty, czasami przerywał konwersację z moim ojcem by do mnie zagadać. Miły człowiek. Do niego praktycznie nie miałem zastrzeżeń. Traktowałem go jak wujka, bo zasługiwał na ten tytuł.

     Przekroczyłem próg jadalni w której już znajdowały się osoby z którymi musiałem zjeść obiad. Podszedłem do stołu i delikatnie odłożyłem plecak. Z gracją usiadłem na krześle, biorąc głęboki wdech i czekając na słowa, które zapewne wydobędą się z ust mojej rodzicielki.

- Lee Taeminie, może przywitałbyś się z gośćmi, a nie od razu siadasz jakbyś był na stołówce szkolnej - no i się zaczęło, tak jak przeczuwałem. W głosie dało się wyczuć wyższość .

- Przepraszam bardzo. - z powagą odpowiedziałem.

- Nic się nie stało Minnie, skarbeńku. Przecież jesteśmy jak rodzina. - odezwała się niepożądana osoba. Głos kobiety doprowadzał mnie do skrajnej irytacji.

- Co nie zmienia faktu, że należy się przywitać. - ciągnęła dalej temat, patrząc na mnie złowrogim wzrokiem.

- Daj spokój Ann, chłopak zmęczony po szkole, pewnie chcę zjeść obiad i odpocząć - z opresji ratował mnie mężczyzna.


     Matka dała sobie spokój z dalszym karceniem, ciężko opadając plecami o oparcie krzesła.Chwile przysłuchiwałem się rozmowie rodzicielki i kobiecie "mamut" jak to obgadują którąś z koleżanek i wymieniają się plotkami. Czasami się zastanawiałem czym byłby świat bez plotek, o czym by rozmawiali ludzie. Pewnie nudny i by gadali o pogodzie i innych nudnych tematach. Fajnie posłuchać tych wszystkich kłamstw, ale jako sam nigdy nie obgadywałem nikogo. Nie znosiłem tego, bo to nigdy nie jest w porządku w stosunku do drugiej osoby.

     Po chwili oderwałem się od słuchania kobiecych głosów i wróciłem do obrazu w parku. Zastanawiałem kim był ten chłopak,Moja ciekawość sięgała do tego, żeby poznać jego imię i trochę podstawowych informacji. Z natury byłem ciekawski, chciałem wiedzieć wszystko na temat nowo widzianych ludzi, ale tylko tych co przykuli moją uwagę. Uważałem wtedy, że są godni tego. Nawet jeśli miałem poruszyć niebo i ziemię, żeby tylko otrzymać informację o nich samych. Taki już byłem.

     Po obiedzie podziękowałem za posiłek i odszedłem od stołu, by udać się do swojego pokoju, swojego małego, intymnego świata. Do niego nikt nie miał wstępu, nawet moja surowa matka. Dziękowałem Bogu za to, że dali mi pozwolenie na urządzenie tego pokoju. Mogłem zrobić wszystko co mi się tylko podobało. Pomieszczenie mojego spoczynku było w biało-niebieskie prążki. A meble białe jak pierwszy śnieg. To było jedyne miejsce gdzie mogłem spokojnie odpocząć, pomyśleć, bo kiedy z niego wychodziłem witała mnie szara rzeczywistość. Położyłem się na łóżku by móc dogłębniej pomyśleć i dojść do pewnych wniosków. Myśli o brunecie nie dawały mi spokoju. Zastanawiałem się czemu tak się dzieje. Momentami miałem wrażenie, że go skądś go znam, ale to było przypuszczenie. Chciałem go znowu spotkać i dokładniej się przyjrzeć mu. Zaintrygował  i i to chyba bardzo.

     Dźwięk wiadomości rozproszył mnie i spojrzałem się na wyświetlacz. To Hyuna.

Od Hyuna:

Minnie~ nie zapomnij, że jutro idziemy do kina i potem na zakupy. Kocham Cię księciu ~<3     

     Faktycznie, zapomniałem całkiem o tym. Może to dobrze, że napisała, bo byłby armagedon z jej strony i mojej matki. Matki, ponieważ uwielbią ją i odda życie nawet za nią.
     Było już późno, co wskazywało brak światła dziennego za oknem. Z racji tego, że nie miałem nic zadane, postanowiłem posłuchać muzyki i potańczyć. Moje uszy sączyły włatującej do nich muzyka, a moje ciało samo się poruszało w rytm. O niczym nie myślałem, to było piękne uczucie. Byłem tylko ja, muzyka i taniec pośród czterech ścian. Czułem się jak wolny ptak na błękitnym niebie i mogłem pofrunąć daleko przed siebie i znaleźć się w miejscu, gdzie będę mógł zostać na zawsze. Po długich minutach wysiłku, zacząłem odczuwać zmęczenie. Nie zwlekając, poszedłem pod prysznic. Woda delikatnie opływała moje drobne ciało i dając mi uczucie, że wszystkie spięte mięśnie puszczały i stawały się luźne. Odświeżony z ręcznikiem na biodrach, powędrowałem do szafy w celu znalezieniu ubrań do spania. Kropelki pojedynczo spadały z moich włosów na nagi tors i coraz dalej w dół, aż nie zniknęły w objęciach ręcznika. Po odnalezieniu i ubraniu, poszedłem się położyć. By móc szybciej zasnąć, zacząłem czytałem książkę.

      ***

- Minnie, patrz, a ta?
- No ładna, pasowałyby ci
- Naprawdę?!
- Tak
- Idę przymierzyć

     W końcu chwili wytchnienia. Miałem dojść tego ciągłego chodzenia po sklepach, najchętniej pojechałbym już do domu albo spotkał się z kumplami, byle by z nią już nie przebywać. Owszem na filmie było fajnie, ale po seansie zaczął się koszmar. Przeszliśmy już pół centra handlowego, gdzie w jednym sklepie spędziliśmy godzinę lub półtorej godziny, a przed nami jest druga połowa. By trochę dać odpocząć moim nogom usiadłem wygodnie na skórzanej kanapie, która stała w sklepie.

- Let me die, please - po cichu oznajmiłem

     Hyuna, ciągle przymierzała sukienki i co chwile pytała się o opinie. Moje odpowiedzi były losowe, już nie miałem siły się skupić na tym czy dobrze wygląda czy też nie. Ona z kolei wierzyła w to co mówię i nie zauważała mojego obecnego stanu samopoczucia. Może i lepiej, bo gdyby było inaczej to od razu do szpitala chciałaby mnie zabrać.

     Po kilku minutach miałem dość siedzenia, a żeby wyjść z tego sklepu choć na chwilę musiałem wymyślić wymówkę, by ją zostawić samą na razie. Zadanie należało do łatwych, bo jak każdy już wiedział, ona wierzyła mi we wszystko co powiem.

- Kochanie - przymusowo, musiałem tak się zwrócić, a robiłem to niechętnie
- Tak? - odwróciła się raptownie w moją stronę z uśmiechem na twarzy
- Muszę iść do toalety, zaraz wrócę - delikatnie się uśmiechnąłem
- Dobrze księciu!

     Na pięcie się odwróciłem i na samo słowo "księciu" przeszedł po mnie prąd i jak najszybciej wyszedłem ze sklepu. Ludzi było coraz mniej, ponieważ było już późne popołudnie. Ja przemierzając pasaż, rozglądałem się dookoła, bo może kogoś znajomego spotkam. Jednak los mnie nienawidził i zostałem skazany na nią do końca tego dnia. Po pewnym czasie jednak postanowiłem się wybrać do toalety.

     Wychodząc z korytarza, który prowadził na pawilony przez przypadek wpadłem na nie znaną mi osobę. W wyniku uderzenia upadłem na podłogę pod ścianę. Lekki ból przeszedł po moich plecach, który szybko zignorowałem. Spojrzałem się na górę by zobaczyć kto jest sprawcą tego zdarzenia.

- Jesteś cały? - kiedy nasze spojrzenia się spotkały, cały zadrżałem i jakby wiadro wody wylano na mnie i przy okazji popieszczono mnie prądem. Serce jakby na moment przestało bić, w sumie ciało zostało sparaliżowane, trudno mi było coś z siebie wykrztusić na początku, ale żeby nie wypaść na jakiegoś głupka, szybko się pozbierałem.

- Tak, tak. To ja przepraszam, nie patrzyłem na drogę.
- Ja w sumie też nie. Jestem Minho - delikatnie jego kąciki ust uniosły się.
- Taemin - szybko odpowiedziałem.
- Co porabiasz? - zapytał
- Jestem na zakupach z dziewczyną - odpowiedziałem, mając w myślach Hyunę siedzącą sama w sklepie
- Coś się nie spieszysz do niej - zaśmiał się
- Gdybyś wiedział jaka ona jest, a raczej nie jest, sam byś nie chciał szybko wracać - powiedziałam zrezygnowany
- Uhm, to czemu z nią jesteś?
- Z przymusu - bez zastanowienia odpowiedziałem.
- Mówisz? A to czemu? - już nie mogłem się cofnąć, trafiłem w ślepy zaułek. Jednak nie wiedziałem czy mu mówić prawdę czy się wykręcić jakoś - może usiądźmy gdzieś - zaproponował, a ja nie przemyśliwując tego, poszedłem za nim.

     Usiedliśmy w kawiarni, zamówiliśmy kawę i zaczęliśmy rozmawiać o różnych i mało ważnych rzeczach. Chwile były przyjemne, po prostu mogłem się skupić na czymś innym, a nie tylko Hyuna, sklepy, sztuczna miłość. W pewnym momencie zacząłem dokładniej się przyglądać mężczyźnie. Dziwne miałem wrażenie, że gdzieś go widziałem, jakoś niedawno i to na bardzo krótko. Z bliska nic mi nie mówiło, czemu go kojarzyłem, możliwe, że to tylko przewidzenie. Siedząc w kanapie ze skóry w kolorze czarnym, zaczynałem się zastanawiać, z jakiego powodu w tak dziwaczny sposób zareagowałem jak ujrzałem Minho. Nękało mnie to powoli i denerwowało, próbowałem za wszelką cenę wyrzucić te myśli. Chciałem się zająć rozmową z moim nowym znajomym.

- Widzę, że nie mam wyjścia jak tylko ci powiedzieć - westchnąłem cicho.
- Pewnie to sprawy rodzinne, nie powinienem naciskać - zaczął przepraszać, gestykulując.
- Nie, to nic osobistego - zaprzeczyłem.
- No skoro tak, to chętnie posłucham - ułożył się wygodnie w kanapie
- Pochodzę z zamożnego rodu. W moim domu panuje etykieta i inne rzeczy tego typu. A jestem z Hyuną, bo nasi rodzice tego chcą. Ja nie jestem przekonany do niej, udaję, że jestem zakochany albo chociażby zainteresowany nią. W sumie to moja narzeczona. Nie uśmiecha mi się małżeństwo z nią, nie mój typ - ponownie westchnąłem - jest miła, fajna, da się z nią czasami normalnie pogadać, ale jak już mówiłem, nie pasuje mi.
- To czemu nie powiesz prawdy?
- Oj, uwierz, już raz tak zrobiłem na początku jak się dowiedziałem, że jesteśmy zaręczeni. Nie ma opcji, im się nie da przegadać. Ma być tak i koniec - opadłem ciężko o oparcie.
- Ale to nie jest miłość - zmarszczył brwi
- Powiedz to naszym rodzicom, na pewno się ucieszą - rzuciłem ironią

     Po małej dyskusji na temat mojego przymusowego związku, zmieniliśmy na rozmowę o luźnej tematyce. Czas mijał, że aż zapomniałem o mojej "ukochanej". Jednak nie zwracałem zbytnio na to uwagi, dopóki nie zadzwonił telefon.

- Gdzie ty się podziewasz? - usłyszałem pretensjonalny ton dziewczyny
- Przepraszam, musiałem się przewietrzyć, kręciło mi się w głowie - podrapałem się po głowie i modliłem się, że to przekona.
- Ale już wszystko w porządku? - zapytała zmartwiona
- Tak, tak, już wracam do ciebie - uśmiechnąłem się triumfalnie
- To czekam skarbie - aż mnie skręciło od tego ostatniego słowa, rozłączyłem się.

      Po raz kolejny westchnąłem, nie uśmiechało mi się do niej wracać. Tutaj było mi dobrze. Wszędzie jest dobrze bez niej. Nie chciałem zostawiać nowo poznaną osobę, z którą było bardzo miło.

- Przepraszam - wstałem z miejsca
- Rozumiem, idź do niej - uśmiechnął się delikatnie, ale wiedziałem, że nie był uszczęśliwiony - czekaj
- Hmm? - zaczął coś pisać na kartce
- Masz, to mój numer telefonu. Jak będziesz chciał się spotkać, pogadać, cokolwiek to śmiało dzwoń, pisz - podał mi żółtą karteczkę, ja w podzięce uśmiechnąłem się i odszedłem.

    Kiedy znalazłem Hyunę, postanowiliśmy już wrócić do siebie. Oczywiście musiałem ja odprowadzić pod sam dom. W drodze powrotnej trochę porozmawialiśmy o bzdetach, ale w większości to dotyczyło jej osoby. Jak zwykle musiałem odegrać rolę kochającego chłopaka i ją pocałowałem i przytuliłem oraz uśmiechem odszedłem. Byłem zmęczony dniem, więc jak tylko zjawiłem się w domu zdałem relację mamie i szybko udałem się do pokoju w celu przygotowania się do spania. Będąc już gotowy, spojrzałem na kawałek papieru, który otrzymałem w kawiarni. Naprawdę się wahałem czy użyć numeru, czy nie.
Po dłuższej walce ze sobą, napisałem krótką wiadomość.

Do Minho:
Dziękuję za mile spędzony czas. Poprawiło mi to humor. Dobranoc

     Odłożyłem telefon na szafkę obok i się położyłem, przykrywając się białą pościelą. Gdy ledwie co zamknąłem oczy, rozniósł się dźwięk sms. Natychmiast chwyciłem za telefon.

Od Minho: 
Liczę na kolejne spotkania, mały. Miłej nocy.

     Nie wiedząc czemu, automatycznie się uśmiechnąłem i z takim wyrazem twarzy zasnąłem. To był miły dzień.


CDN.
     
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ja Was bardzo, bardzo, bardzo przepraszam, że takie mega opóźnienie :<<
Ale dużo się działo znowu po praktykach, to nadrabianie materiału szkolnego, to pogrzeb, a jak juz siadałam do pisania do zaraz się wena kończyła
.
Jednak już jest długo wyczekiwany rozdział.
Zapraszam do lektury oraz komentowania

JRen (JR x Ren - NU'EST)
Gatunek: AU, angst, dramat
Ostrzeżenia: śmierć, krew

Dla Suza Na



                                                                                                                                             ***



     Minął ponad rok odkąd powstał zespół, a raczej zadebiutował z piosenką "Face". Bardzo ciężko mi było przyzwyczaić się do takiego życia. Ciągle w biegu, ani chwili spokoju. Myślałem, że odejdę jednak jedno mnie zatrzymało, a mianowicie on. Wyższy ode mnie, brunet z czekoladowymi oczami i mocniejszymi zarysami twarzy niż u mnie. Na początku obawiałem się go, jednak urok jego nie pozwalał na odejście. Ciągle próbowałem być blisko niego, lecz dużo rzeczy nie pozwalało mi na to. Nadal siedziałem w jego cieniu, mimo że fani a szczególnie dziewczyny mnie uwielbiały za to jaki jestem. Bolało mnie to, że ile kroć się starałem to mnie nie zauważał, jakbym był dla JR powietrzem. Jedynie posyłał uśmiech niekierujący prosto na moją osobę, ale gdzieś daleko w nieznane. Byłem dla niego obojętny, nawet podczas kręcenia teledysków. Sądziłem, że się zbliżę do niego i coś zauważy, ale na nic me starania, ciągle wychodziło tak samo, zero rezultatów. Z dnia na dzień coraz bardziej pękało moje serce. Pełno szpar się w nim porobiło z których pomalutku spływały pełne żalu i smutku strużki krwi, opływając dookoła moje już w połowie martwe serce. Zastanawiałem się jak długo będzie to trwało, jak długo będę jeszcze cierpiał, co musiałbym zrobić by zainteresował się moją osobą. Nadzieja jednakże z tygodnia na tydzień znikała. Nie mogłem się już normalnie cieszyć jak reszta zespołu, uśmiech na mojej twarzy był wymuszany, pozbawiony energii, pozytywnego nastawienia. Nie potrafiłem już. To wszystko znikło. Jak czar rzucony na Kopciuszka mijający równo o północy. Byłem bezsilny, nie wiedziałem co mam począć, im ja byłem bliżej ten się oddalał niczym magnes o tym samym biegunie. Nigdy nie mogłem naruszyć jego przestrzeni osobistej, nawet wtedy kiedy byliśmy blisko siebie przykładowo w ''Action'', był zimny mimo że z jego ciała biło ciepło, które było lodowate tylko dla mnie. Nielogiczne, ale tak się czułem. Wiele razy Baekho mnie pocieszał kiedy znalazł mnie zapłakanego w pokoju. Próbował mnie podnieść na duchu. Udawało mu się, ale tylko na pare chwil i znowu wszystko wracało. Ból, cierpienie i samotność. Starałem się jak najmniej o tym myśleć, ale gdy tylko pojawiał się do moich oczu napływały łzy, które wbrew swojej woli nie mogły wyjść. Moje zranione serce już nie było w stanie się utrzymać na swoim miejscu,miało ochotę upaść na ziemię i roztrzaskać się na miliom pięćset sto dziewięćset  kawałeczków. A ja sam pragnąłem zniknąć z tego świata.

     Mija rok. Jakimś dziwnym trafem znalazłem sobie chłopaka i zapomniałem o brunecie. Byłem szczęśliwy, znikło całe negatywne uczucie, moje serce się zagoiło. Powstał nowy człowiek. Robiłem to co robiłem nadal. Nie zwracałem uwagi na lidera, stał się powietrzem jak ja dla niego. Było mi dobrze z tym. Zero zmartwień, smutku. Idealnie wręcz. Aż sam nie mogłem uwierzyć w to, że niedawno byłem w stanie melancholijnym a teraz żyję pełnią. Przynajmniej nie przyprawiałem zmartwień reszcie, wszyscy byli zadowoleni z wyjątkiem JR'a. On od jakiegoś czasu zachowywał się dziwnie czego nie mogłem zrozumieć. Przecież on chodził ciągle uśmiechnięty, wygłupiał się, a teraz grobowa mina. Nie było w tym ani krzty logiki i spójności. Sceny, gdzie był Jonghyun, trzeba było ciągle poprawiać i przerwy robić. Wszystko nijako to wychodziło, aż w końcu się udało. Menadżer był na niego wściekły, że wszystko opóźnia. Chłopaki w tym ja zaczęliśmy się o niego martwić. Ten nie chciał z nikim rozmawiać. Był cały czas pogrążony w smutku. Coś się z nim niedobrego działo, chciałem to wiedzieć.

     Dni mijają, a z Jonghyunem coraz gorzej. Nie je, nie śpi, z nikim nie rozmawia. Jakby umarł, a jego ciało stąpa niczym zombie. Występy zawieszone przez jego stan zdrowia. W szpitalu powitał nawet, był niedożywiony i odwodniony, nie było z nim najlepiej, było bardzo źle. Co było najgorsze nadal nie chciał z nikim rozmawiać, nikogo widzieć, był ciągle sam ze sobą i białymi ścianami, strzykawkami. Pielęgniarki z nim za długo nie siedziały, ani nie zamieniały z nim słowa, bo podobno od razu się denerwował. Według badań zrobił się agresywny. Widziałem go przez szybę, to było coś strasznego, to nie on był. Zupełnie inna osoba. Aż trudno było uwierzyć w to, w ogóle w to wszystko, jak jakiś koszmar. Chłopaki byli nastawieni na to, że wszystko będzie dobrze, że to chwilowe. Chciałbym tak myśleć jak oni, naprawdę.

     Minęło półtora roku JRem lepiej, rozmawia, je, pije. Czasami włącza mu się agresor, ale nie tak, żeby zrobić krzywdę komuś. Jest pod stałą opieką psychologa i lekarza. Po części wrócił stary nasz raper, ale. Nadal się nie uśmiechał. Zastanawiałem się czemu tak się stało, czemu tak nagle się zmienił. Bardzo chciałbym to wiedzieć, ale jedynie ze mną nie chce rozmawiać, a naciskać nie miałem zamiaru. Myśli przewijało mi tysiąc na minutę, różne przypuszczenia, próbowałem jakoś sam do tego dojść. Znaleźć sens jego zachowania. Byłem pewny, że chodziło o mnie, że coś go z mojem strony zmusiło do tego, by się doprowadzić do takiego załamania emocjonalnego. Tylko nie wiedziałem nadal co tak dokładnie.

     Kolejne pół roku za nami. Jonghyun dalej jest w takim stanie w jakim był, tyle, że popadł w depresję, a agresywność spadła do zera. Pogorszyło się i to bardzo. Coraz bardziej się o niego martwiłem, o niczym innym nie myślałem jak o nim. Nic do niego nie czułem, poza lubieniem go jako przyjaciela. Chciałem jakoś mu pomóc, ale nie pozwala mi zbliżyć się do siebie. Bolało mnie to i to bardzo, ściskało mi serce z bezradności. Może pomógłbym mu, może jakoś by udało go "naprawić". Ale to tylko "może" i nic po za tym. 

     Postanowiłem zaryzykować. Wszedłem do jego pokoju bez pukania i bez słowa. Pokój był ciemny, załonięte okna. Panowała ciemność. Nie mógł mnie widzieć ani wiedzieć, że to akurat ja wtargnąłem do jego świata depresji.

- Minhyun, nic dzisiaj nie chce jeść ani pić - odezwał się szeptem.
- To nie Minhyun - zaprzeczyłem.

     Cisza. Ja stałem jak głupek a on siedział do mnie tyłem na łóżku. Po czasie się zorientowałem, że w pokoju jest duszno i śmierdzi odrobine stęchlizną. Podszedłem do okna byje otworzyć. Na nadgarstku poczułem uścisk, od razu odwróciłem się by spojrzeć na niego.

- Nie rób tego - powiedział.
- Ale Jonghyun, tutaj cuchnie, trzeba wywietrzyć - zaprotestowałem
- Daj mi umrzeć tutaj, nie otwieraj okna - znowu zastrzegł - proszę - dodał

     Spojrzałem się na niego z politowaniem. Nie miałem zamiaru go usłuchać i wyrwałem się z jego uścisku. Otworzyłem okno, mimo że ten cały czas prostestował. Do pokoju wpadło świeże i  mroźne powietrze. JR odrazu się skulił, czując to zimno. Mi też za ciepło nie było. Ciągle na niego patrzyłem i postanowiłe. Usiąść koło niego. Materac ugiął się pod moim ciężarem. Ten nie zareagował jakoś specjalnie.

- Co ci jest? - zapytałem - co się z tobą działo? - dodałem
- Nic - odburknał
- Jak to nic?! 
- Co cię tak nagle interesuje?
- Nagle?! Człowieku, ja ciągle się tobą interesuję, martwiłem.

     Coś znowu odburknął. Nie miał raczej zamiaru ze mną rozmawiać. Wstał, ubrał pierwsze lepsze buty, kurtkę i wyszedł. Miałem złe przeczucie ze względu na jego depresję. Szybko się ubrałem i wybiegłem za nim. Był daleko, biegłem za nim i miałe wrażenie, że specjalnie utrzymuje taką odległość. Śnieg padał, co utrudniało mi to. Nie miałem pojęcia czemu to robi, zastanawiałem się dokąd mnie prowadzi. Powoli mnie to przerażało. Moje serce biło jak oszalałe, płuca nienadążały' nogi robiły się jak z waty, ale wciąż biegłem. Myślałem, że nigdy nie stanie. Zorientowałem się, że stoimi na jakimś rzadko przejazdnym mostem, który mieścił się nad rzeką. Coraz gorsze przeczucia miałem.

- Jonghyun! - krzyknąłem i szybko podbiegłem do niego - co ty robisz? - z przerażeniem w oczach zapytałem, widząc jak wchodzi na barierkę, trzymając jakiś pistolet w ręku.
- Nie mogę już,  naprawdę. To zbyt wiele - powiedział cicho
- Powiedz co się dzieje, może będę mógł pomóc - wyciągnąłem do niego dłoń by zszedł
- Nie, nie przywrócisz tego już - ciągnął dalej - już za późno
- Na co? - zapytałem
- Na twoją miłość, na nas, na wspólne życie - przestraszyłem się
- Skoro Ci tak zależało na mnie, czemu kiedyś mi nie pozwoliłeś się zbliżyć do siebie?! - zapytałem pretensjonalnie
- Chciałem, ale wtedy znalazłeś chłopaka - odpowiedział
- I dlatego wpadłeś w ten stan? Że tak się pogrążyłeś? - dalej pytałem
- Dokładnie, nie mogłem dojść do siebie, nie wiesz jak bardzo mnie to zabolało - wziął głęboki wdech - fakt, mogłem walczyć albo ci pozwolić, ale tak jak już powiedziałem...za późno już
- Na nic nie jest za późno - po ciepłych policzkach spływały zimne łzy - wciąż masz szanse, wystarczy chcieć...Jonghyun
- Ale ja już nie chce...przepraszam. To koniec już.

     Przyłożyl spluwę do głowy a przed oczami przemijały całe wspomnienia związane z nim, kiedy był uśmiechnięty. Nie mogłem już powstrzymać łez, byłem zrozpaczony. Wydobywałem z siebie niezrozumialne słowa, ale wołające o to, żeby nie robił tego. Nie chciałem go stracić. Chciałem go powstrzymać od tego, wyrwać go ze szponów śmierci. 

- JONGHYUN KOCHAM CIĘ! - między mną a nim dzieliły centymetry, ręka już prawie go sięgała. Usłyszałem te słowa
- Good bye bye - z uśmiechem na twarzy i zapłakaną twarzą, nacisnął spust.

     Rozniósł się huk, a kula przebiła na wylot jego głowę. Krew prysnęła na wszystkie strony w tym na mnie. Dłonią musnąłem jego dłoń, gdzie wraz z ciałem spadała bezwładnie w dół do rzeki. Uwiesiłem się na barierce, widząc jak powoli znika z moich oczu. Poczułem ogromny ból, że straciłem najważniejszą osobę w życiu, kogoś kogo kochałem. Winiłem siebie, że nic z tym nie zrobiłem, że nie zapobiegłem tragedi jaka się właśnie stała. Miałem wyrzuty sumienia.

     Zespół się rozpadł. Ja rozszedłem się ze swoim chłopakiem i nie wiedziałem co się stało z chlopakami z zespołu po pogrzebie. Sam popadłem w depresję i pogrążyłem się w swoim samotnym świecie. Ciągle obwiniałem siebie. Nękały mnie koszmary, żadnej nocy nie mogłem spokojnie przespać. Wszystko mnie drażniło. Nie jadłem, nie piłem, nie spałem. Teraz wiedziałem jak się czuł JR. Teraz wiedziałem co to depresja i załamanie nerwowe. Stoczyłem się na dno jak on. Stąd nie ma ucieczki. Jedynym wyjściem byłoby spotkanie się ze Żniwiarzem. Podróżowałem w pociągu życia i moma stacja oznaczała zakończenie tego. 

     Siedziałem na podłodze w łazience, przy rozbitym lustrze i otwartej szafce, gdzie leżały leki. Spojrzałem na pudełko leków, które były silnie przeciwbólowe. Sięgnąłem po nie i spojrzałem.

- Nad czym ma się zastanawiam. Czas to skończyć - otworzyłem i wysypałem garść tabletek i z niewiadomych przyczyn zacząłem płakać.

      Nie wahałem się dłużej, raz za razem połykałem niczym nie popijając. Znowu życie mi mijało przed oczami, różne wspomnienia. Od momentu kiedy byłem przyjęty do zespołu do śmierci Jonghyuna. Żałowałem teraz wszystkiego. Chciałbym cofnąć czas, ale to już koniec. Za późno na wszystko.

- Good bye bye
Postanowiłam napisać takiego posta o takim tytule, ze względu na to, że dużo rozmyślałam na temat blogu, opowiadań, fakt, nie robię ich systematycznie, ale jak coś dodam to oczekuję czegoś od czytelników, czyli komentarzy.

Kiedy wrócę do Polski mam zamiar zająć się tylko jednym opowiadaniem i zaległymi one shotami.

Czego bym chciała tym razem od Was. Chce abyście dali mi motywację, bo nie wiem dla kogo piszę, od czasu do czasu ktoś coś napisze i tylko tyle, a blog istnieje od 1.5 roku i tych komentarzy nie ma za wiele.

Ja będę się starać i Wy się starajcie, abym nie zaprzestała twórczości, bo dzięki Wam mogę prowadzić ten blog. Ale chcę widzieć komentarze wszelkiego rodzaju.

Krótko i na temat c:

Bye bye


Połowa wakacji mija.
Mam nadzieję, że spożytkowaliście jakoś ten czas.
Przed nami druga połowa.

Piszę ten post, bo chcę Was powiadomić o istotnej rzeczy.

1 sierpnia wyjeżdżam na praktyki do Niemiec (jak w tamtym roku), ale tym razem będę na pewno dwa miesiące, czyli do 30 września, na październik wrócę. Ze względu na pracę nie będę miała czasu na pisanie, może coś napiszę w wolnym czasie, ale nie na tyle aby coś zacząć i skończyć.

Wena powróciła na krótko, ciągle główkuje nad zamówieniami, bo tym chcę się zająć na ten czas. 2MIN mam nadzieję, że rozdział napiszę do wyjazdu albo następne zamówienie, ale upał jest tak straszny, że ciężko myśleć nad jakąkolwiek składnią i wymyślać.

To taka mini informacja. Wszelkie pytania proszę kierować pod wpisem albo na ask podany w zakładce "Społeczności" (komu wygodniej) :3

To chyba tyle, naprawdę ja pocę się siedząc i jest duszno x.x

Do zobaczenia